- Białoruski oligarcha Aleksandr Moszeński finansuje różnego rodzaju inwestycje, które wymyśla Aleksander Łukaszenka, a w czwartek pakuje się, wsiada do mercedesa i przyjeżdża do Warszawy, gdzie wiedzie europejskie życie - opowiadał w TVN24 Bertold Kittel, dziennikarz "Superwizjera", autor reportażu "Człowiek Łukaszenki w Warszawie". Wyjaśniał też, jak Moszeński unika unijnych sankcji.
Trzy lata temu władze PiS pozwoliły zamieszkać w Warszawie Aleksandrowi Moszeńskiemu. To oligarcha z najbliższego kręgu białoruskiego dyktatora Alaksandra Łukaszenki. Moszeński nigdy nie odciął się od białoruskiego reżimu i wspierał Łukaszenkę w trakcie brutalnej pacyfikacji protestów po sfałszowanych wyborach prezydenckich.
Białoruski oligarcha swobodnie podróżuje pomiędzy Polską a Białorusią. Wynajmuje w Warszawie apartament, prowadzi tu także swoje interesy. Jak to możliwe? Pokazał Bertold Kittel w reportażu "Człowiek Łukaszenki w Warszawie".
Dwie twarze białoruskiego oligarchy
Kittel o swoim reportażu i o białoruskim oligarsze opowiadał w sobotę w TVN24. - Moszeński to jest człowiek z takiego kręgu biznesowego, który wspiera Aleksandra Łukaszenkę na Białorusi. Jest właścicielem dużych zakładów przetwórstwa rybnego i zakładów mleczarskich. Jego interesy sięgają prawdopodobnie miliardów euro obrotu - mówił.
Moszeński - dodał - "boi się tego, że zostanie wpisany na listę sankcyjną, ale od ponad 10 lat reżim angażuje wszelkie możliwe środki, żeby się na niej nie znalazł".
- Finansuje różnego rodzaju inwestycje, które wymyśla Aleksander Łukaszenka, a w czwartek pakuje się, wsiada do swojego mercedesa na specjalnych numerach rejestracyjnych, czerwonych, konsularnych i kierowca przywozi go do Warszawy na weekend. Tutaj kafejki, restauracje, na weekend gdzieś samolotem z rodziną. Europejskie życie - powiedział Kittel.
Moszeński miał trafić na listę sankcyjną, reżim aresztował Poczobuta
Dziennikarz mówił, że już w 2012 roku Unia Europejska postanowiła wpisać na listę sankcyjną między innymi Moszeńskiego. Było wiadomo, że powstaje tak zwany draft, czyli wstępny zarys tej listy i jego nazwisko przeciekło do mediów - mówił.
- I oto w 2012 roku nagle zostaje aresztowany Andrzej Poczobut, nasz polski dziennikarz na Białorusi. Sięgnąłem do dokumentów z tego okresu, które opracowywało białoruskie Centrum Praw Człowieka Wiosna. Aleś Białacki, laureat pokojowej nagrody Nobla, kierujący tym centrum, napisał, że po ujawnieniu informacji, że Aleksander Moszeński znajdzie się na liście sankcyjnej, reżim w odpowiedzi zatrzymał i aresztował Aleksandra Poczobuta. Unia Europejska, która nie była gotowa na taką eskalację działań ze strony dyktatora, ustąpiła i nie wpisała Aleksandra Moszeńskiego na listę - mówił.
- Później Aleksander Moszeński miał być jeszcze parę razy wpisany na listę sankcyjną w związku z kolejnymi przekroczeniami różnych czerwonych linii. Bronili go po pierwsze politycy islandzcy, którzy lobbowali w Unii Europejskiej, aby zwrócić uwagę, że gospodarka Islandii jest de facto zależna od biznesu Moszeńskiego oraz Węgrzy, którzy po prostu zawetowali draft tej listy sankcyjnej - opowiadał Kittel.
Kittel: Moszeński może mieć kluczowe znaczenie dla reżimu białoruskiego
Jak wskazywał dziennikarz, "białoruski reżim i jego dyktator jest niezwykle zdeterminowany w wykorzystywaniu posiadanych przez siebie zasobów". - Aleksander Moszeński może mieć kluczowe znaczenie, ponieważ on ma dostęp do systemu bankowego Unii Europejskiej. Trudno powiedzieć tak naprawdę, jaka jest jego działalność tutaj w Warszawie - dodał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Superwizjer - TVN