"O to chodzi Rosjanom". Komentarze po incydentach na torach

Akty dywersji na torach kolejowych, Mika (Mazowieckie)
Korcz: jestem przekonana, że od rana w internecie krążą różne teorie
Źródło: TVN24
Nie dajmy się zwariować, ale bądźmy czujni i obserwujmy, co się dzieje wokół nas. Po prostu zgłaszajmy to służbom - mówił w TVN24 Jakub Korus, dziennikarz "Newsweeka", komentując informacje o incydentach na torach. Według niego dywersanci są wykorzystywani również w wojnie psychologicznej. Maria Korcz, dziennikarka "Gazety Wyborczej", zwróciła z kolei uwagę na skutki dezinformacji.

Premier Donald Tusk poinformował, że eksplozja na torach we wsi Mika "miała najprawdopodobniej na celu wysadzenie pociągu na trasie Warszawa-Dęblin". Dzień wcześniej maszynista poinformował o uszkodzonych torach w tym miejscu. W ocenie szefa rządu nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z aktem dywersji. W poniedziałek pojawiła się również informacja o kolejnym incydencie na trasie Warszawa-Lublin (w rejonie Puław). 

>>>> W TVN24 I TVN24+ TRWA WYDANIE SPECJALNE

>>> Gościem poniedziałkowej "Kropki nad i" będzie szef MSWiA Marcin Kierwiński

Wojna psychologiczna. "O to chodzi Rosjanom"

Jakub Korus, dziennikarz "Newsweeka", mówił w TVN24 o celach aktów dywersji. - Nie możemy dać się zwariować, bo o to Rosjanom chodzi (...), żebyśmy byli ciągle w takim momencie spięcia. (...) Ci sabotażyści, dywersanci są wykorzystywani nie tylko w takiej wojnie, którą my widzimy namacalnie, ale też w wojnie psychologicznej - ostrzegał.

- Nie dajmy się zwariować, ale bądźmy też czujni. Bądźmy czujni jak ten wskazany maszynista i obserwujmy, co się dzieje wokół nas, czy ktoś zostawił pakunek, czy jakieś dziwne osoby się kręcą przy trakcji, wokół ujęcia wody i tak dalej. Po prostu zgłaszajmy to służbom. Nie każde takie zdarzenie musi być aktem sabotażu czy dywersji - podkreślił publicysta. 

Incydenty na trasie Warszawa-Lublin
Korus: nie dajmy się zwariować, ale bądźmy też czujni
Źródło: TVN24

"Krążą różne teorie"

Z kolei Maria Korcz, dziennikarka "Gazety Wyborczej", zwróciła uwagę, że dywersanci wybierają miejsca zatłoczone, więc "potencjalna skala rażenia, też tego psychologicznego, jest po prostu duża".

Mówiła o rozsiewaniu paniki i dezinformacji w mediach społecznościowych. - To widzieliśmy na przykład we wrześniu, kiedy do Polski wleciało 19 dronów. Były z jednej strony drony w świecie rzeczywistym, ale było też niesamowite wzmożenie w sieci. Dzisiaj, jeżeli będziemy zaglądać na serwisy społecznościowe, jestem przekonana, że pojawiają się tam już od rana różne teorie podważające ustalenia władz - wskazała.

Zdaniem publicystki z tego powodu premier Tusk jest osobiście na miejscu zdarzenia, żeby "weryfikować te wszystkie potencjalnie nieprawdziwe informacje". Jak dodała, fałszywe informacje będą wykorzystywane do tego, "żebyśmy się bali i mówili później: mamy dość tej wojny (w Ukrainie). I żeby w ten sposób w dalszej konsekwencji też osłabiać Ukrainę".

OGLĄDAJ: TVN24
pc

TVN24
NA ŻYWO

pc
Ten i inne materiały obejrzysz w subskrypcji
Czytaj także: