Sąd Rejonowy Katowice-Wschód uchylił decyzję kieleckiej prokuratury i nakazał jej ponowne przeprowadzenie postępowania w sprawie afery hejterskiej. Jak powiedział TVN24 krakowski sędzia Waldemar Żurek, który złożył doniesienie, prokurator umorzył postępowanie, "pisząc w uzasadnieniu, że nie wie, kim jest Mała Emi". - Dla mnie to było tak coś kuriozalnego, że oczywiście zażaliliśmy się na to - mówił.
Sędzia Sądu Okręgowego w Krakowie Waldemar Żurek złożył zawiadomienie do prokuratury jeszcze przed ujawnieniem w mediach tak zwanej afery hejterskiej.
- Zaobserwowałem, że na Twitterze pojawia się grupa hejterów, którzy wymieniają się informacjami, którzy się wspierają, którzy według mnie mogli mieć dostęp do różnych dokumentów, które z niewiadomych przyczyn, znalazły się w ich rękach - powiedział w poniedziałek rozmowie z TVN24 sędzia, który jest jednym z poszkodowanych.
Przypomniał, że później dowiedzieliśmy się, że to była grupa, która "miała na celu hejtowanie sędziów, pojawiły się nazwiska wiceministra Łukasza Piebiaka, wiceministra sprawiedliwości, kilka innych osób".
- Zawnioskowaliśmy w tej sprawie o przesłuchanie tych osób. Prokuratura najpierw przerzuciła sprawę z Krakowa do Kielc. Trwało to bardzo długo, na tyle długo, że operator sieci odmówił udostępnienia IP komputera, czyli moim zdaniem doszło do jakiegoś celowego działania, które miało przeciągnąć tę sprawę - mówił sędzia Żurek.
Żurek: ujawnia się Mała Emi, a prokurator umarza postępowanie, pisząc, że nie wie, kim jest
- Wreszcie ujawnia się tak zwana Mała Emi. Była jedną z tych osób, które ja pierwotnie, jeszcze przed wybuchem afery, wskazywałem jako ten nick, który mnie hejtował. Opisuje cały proceder, jej pełnomocnik wysyła do mnie przeprosiny procesowe. To wskazuje na to, że chciała uniknąć odpowiedzialności, ale pokazała w mediach cały proceder tego hejtu. Widzieliśmy screeny, postacie, rozmowy - dodał.
- I po tym wszystkim, proszę sobie wyobrazić, prokurator umarza postępowanie, pisząc w uzasadnieniu, że nie wie, kim jest Mała Emi, nie przesłuchując ani jej, ani osób, które my wskazujemy. Dla mnie to było tak coś kuriozalnego, że oczywiście zażaliliśmy się na to - przekazał sędzia.
Jak mówił, "półtora roku trwała nasza batalia, żeby sprawa znalazła się w sądzie, który to skontroluje". Zaznaczył, że sąd w Katowicach zadziałał "bardzo szybko", ale "wcześniej to wszystko tutaj tkwiło, w Krakowie". Dodał, że musiał składać skargę na przewlekłość postępowania.
Sędzia Żurek: mamy osobę, która się przyznaje i pokazuje dowody
- Mamy jakąś absurdalną sytuację. Łapiemy złodziei, którzy się włamują do naszego domu, dwóch ucieka, jeden zostaje. Mówi, kto razem z nim się włamał, a prokurator mówi: "no tak, ale nie ma śladu odcisków palców, a złodziej stoi sobie w rękawiczkach i wiadomo, że śladów nie zostawiał. Ale mamy tę osobę, która się przyznaje i pokazuje twarde dowody" - ocenił sędzia Żurek.
- Pytanie jest proste. Kto krył tych hejterów, kto kazał prokuraturze wydać takie postanowienie. Czy działał prokurator na czyjeś zlecenie, czy ochraniał celowo, czy się bał, czy chciał awansować? - dodał.
Wyraził nadzieję, że "w procesie poznamy cały proceder tego działania".
Sędzia Żurek o postanowieniu sądu: jest niezwykle ważne
W poniedziałek Sąd Rejonowy Katowice-Wschód uchylił decyzję kieleckiej prokuratury i nakazał jej ponowne przeprowadzenie postępowania. O sprawie jako pierwszy napisał Onet.
- To dzisiejsze postanowienie (sądu - red.) jest niezwykle ważne. Uzasadnienie będzie dopiero za dwa dni, więc czekamy, co napisze sąd - powiedział sędzia Żurek.
- Ale już samo to, że sąd podzielił nasze stanowisko, świadczy o tym, że są jeszcze sędziowie, którzy nie boją się władzy autorytarnej, którzy potrafią stosować prawo i to jest tak naprawdę dla nas pocieszające i motywujące - dodał.
"Afera hejterska"
Sprawę tak zwanej afery hejterskiej w sierpniu 2019 roku opisali dziennikarze Onetu. Podali wtedy, że na komunikatorze WhatsApp miała powstać zamknięta grupa o nazwie "Kasta", która wymieniała się pomysłami na oczernianie sędziów. Uczestniczący w niej ówczesny wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak miał utrzymywać w mediach społecznościowych kontakt z kobietą o imieniu Emilia, która miała prowadzić akcje dyskredytujące niektórych sędziów sprzeciwiających się zmianom wprowadzanym przez rząd PiS. Miało się to odbywać za wiedzą Piebiaka.
Gdy rezygnował z funkcji w ministerstwie, zaprzeczył, jakoby miał związek z tymi działaniami. Zapowiedział, że będzie bronił swojego dobrego imienia.
Arkadiusz Cichocki, sędzia Sądu Okręgowego w Gliwicach i były prezes tego sądu z nadania ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry, w styczniu zeszłego roku w rozmowie z reporterką "Czarno na białym" Martą Gordziewicz rzucił nowe światło na "aferę hejterską".
Wkrótce mowę milczenia przerwał także kolejny sędzia Tomasz Szmydt. W reportażu "Kasta niezłomnych" relacjonował Marcie Gordziewicz, jak wyglądał mechanizm zbierania haków na sędziów, którzy narazili się obecnej władzy.
Obaj rozmówcy Marty Gordziewicz potwierdzili, że pomysły, decyzje i polecenia były przekazywane przez komunikatory internetowe w szerszym gronie o nazwie "Kasta" vel. "Antykasta", lub węższym, nazywającym się "Niezłomni".
Natomiast we wrześniu zeszłego roku w reportażu "Superwizjera" TVN "Spowiedź Małej Emi. Kulisy afery hejterskiej" Emilia Szmydt, zwana Małą Emi, była już żona sędziego Tomasza Szmydta, po raz pierwszy zdecydowała się powiedzieć przed kamerą o swojej roli w aferze. Podkreślała też, że nie została nawet przesłuchana w tej sprawie.
Źródło: TVN24