Tu w Stoczni Gdańskiej został zrobiony pierwszy krok do wolnej, demokratycznej Polski. I dla tej części Europy. Mówię tak, bo tak myślałem. Byłem zdania, że trzeba realizować Porozumienia Sierpniowe, a nie siłą reagować na zasłużony protest ludzi pracy - powiedział w rozmowie z Piotrem Jaconiem były I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Gdańsku Tadeusz Fiszbach, jedyny żyjący przedstawiciel strony rządowej, który podpisał Porozumienia Sierpniowe.
Tadeusz Fiszbach w 1980 roku był I sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku. Jest jedynym żyjącym przedstawicielem strony rządowej, który podpisał Porozumienia Sierpniowe.
Pytany przez Piotra Jaconia, co świętuje w poniedziałek, odpowiedział: - 40. rocznicę podpisania Porozumień Sierpniowych w Gdańsku, w których uczestniczyłem, podpis złożyłem. Z piątki, która reprezentowała władze państwowe, jestem tylko jeden.
Fiszbach przyznaje, że został przedstawicielem władzy peerelowskiej po namowie swoich profesorów. - Przeszedłem wszystkie szczeble w zawodzie: majster, brygadzista, kierownik techniczny zakładu mleczarskiego w Elblągu. Namówili mnie, żebym wstąpił do partii - wspomina. Relacjonuje, że gdy wstępował do PZPR, pytano go, czy jest wierzący i praktykujący. Na twierdzącą odpowiedź usłyszał pytanie o to, jak chce w takim razie być w partii? Odpowiedział: "w statucie partii jest zapis, że partia służy narodowi, a ja jestem cząstką tego narodu".
- Przyjęto mnie warunkowo. Później duże poparcie ludzi spowodowało, że przeszedłem kolejne szczeble w aparacie partyjnym - mówił Fiszbach.
Były I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku ma świadomość - jak zauważył - że dzisiaj "aparat partyjny" źle brzmi, ale używa języka, który obowiązywał wówczas. - Kiedy byłem I sekretarzem powiatowym w Tczewie, to w grudniu 1970 roku opanowałem strajki rozmową z załogami. A w Gdańsku do innych strzelano. Zginęły 44 osoby. W wyniku tego, że opanowałem strajki dialogiem, (Edward - red.) Gierek awansował mnie na sekretarza KW w Gdańsku w 1971 roku. Później byłem I sekretarzem od 1975 roku do chwili ogłoszenia stanu wojennego przez generała (Wojciecha - red.) Jaruzelskiego. Nie wiedziałem nic o przygotowaniach. Spałem. Obudził mnie telefon od komendanta wojewódzkiego Milicji Obywatelskiej pułkownika (Jerzego - red.) Andrzejewskiego, że jest stan wojenny i że mam się udać do Wałęsy do domu, bo on się zabarykadował. Samolot czeka, ma (Wałęsa - red.) polecieć na rozmowy do Warszawy, ale nie uwierzy, dopóki Fiszbach nie przyjedzie. Pojechałem, ale za pierwszym razem odmówił. Za drugim razem się zgodził, powiedział "lecę" - relacjonował były I sekretarz KW PZPR w Gdańsku.
Fiszbach zwrócił uwagę, że po ogłoszeniu stanu wojennego przez pół roku był bez pracy, po czym Jaruzelski wysłał go do Helsinek, gdzie był radcą handlowym. - Tu UB nie pozwoliło mi pożegnać przyjaciół. Tam po kilku dniach przyjął mnie premier, a prezydent powiedział mi, że tu drzwi mam otwarte - zaznacza, dodając, że gest władz Finlandii związany był z podpisaniem Porozumień Sierpniowych.
Fiszbach opowiadał, że po namowie niektórych generałów wrócił i wystartował w wyborach do Sejmu kontraktowego. Dodaje, że ci, którzy startowali z list komitetu wojewódzkiego, nie musieli zbierać sześciu tysięcy podpisów, on jako kandydat PZPR spoza takiej listy, musiał to zrobić, co - jak wspominał - szybko mu poszło.
Fiszbach: porozumień nie podpisywałem jako sekretarz partii
Przypomniał, że to on wyraził zgodę na zorganizowanie mszy świętej na terenie stoczni w trakcie strajku. - Przyszli do mnie w nocy z 16 na 17 sierpnia: Anna Walentynowicz i jeszcze dwóch stoczniowców. "Przyszliśmy do pana - mówiła energicznym głosem, co w tamtym czasie było zasadne - żeby pan wyraził zgodę na mszę świętą w stoczni". Zapytałem, czy byli u świętej pamięci prałata Henryka Jankowskiego z parafii świętej Brygidy, do której należała stocznia. "Byliśmy, odesłał nas do biskupa Kaczmarka, on odesłał nas do pana. I co pan?". Ja się zgadzam, powiedziałem - relacjonował. Zaznaczył, że przedstawiciele strajkujących byli zaskoczeni, ale mieli prawo do takiej reakcji. Poprosili go o zgodę na piśmie, ale Fiszbach odmówił - i jak tłumaczył - odesłał ich do ówczesnego wojewody gdańskiego, który nadzorował Urząd ds. Wyznań. Od wojewody strajkujący otrzymali zgodę i msza się odbyła.
- Porozumienia (Sierpniowe - red.) podpisywałem nie jako sekretarz, ale jako jedyny w kraju przewodniczący Wojewódzkiej Rady Narodowej. Tę funkcję pełniłem społecznie, nie pobierałem za to żadnych poborów - wyjaśnił.
"Wytupali mnie"
- Chcieliśmy dialogu. Na IV Plenum Komitetu Centralnego wystąpiłem i opowiedziałem się za dialogiem. Wytupali mnie. W przerwie obrad podszedł do mnie Tadeusz Łomnicki, który również był członkiem KC, podał mi dłoń i powiedział, że też uważa, że trzeba rozmawiać - zaznaczył Fiszbach.
Mówiąc o czasie, w którym współpracował z Lechem Wałęsą jako przedstawicielem stoczniowców, Fiszbach ocenił go pozytywnie. Powiedział, że z Wałęsą dogadywał się w wielu sprawach, czego efektem było to, że od podpisania porozumień w Gdańsku nie było strajków do wybuchu stanu wojennego.
- Tu w Stoczni Gdańskiej został zrobiony pierwszy krok do wolnej, demokratycznej Polski. I dla tej części Europy - podkreślił. - Mówię tak, bo tak myślałem. Byłem zdania, że trzeba realizować Porozumienia Sierpniowe, a nie siłą reagować na zasłużony protest ludzi pracy - dodał. Fiszbach zwrócił uwagę, że tak samo oceniał te wydarzenia 40 lat temu.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24