Według sobotniej "Rzeczpospolitej" Kotliński jako kleryk Wyższego Seminarium Duchownego we Włocławku miał zostać pozyskany jako TW "Janusz" i w 1989 roku podpisać zobowiązanie dla SB. Tymczasem Kotliński w swoim oświadczeniu lustracyjnym twierdzi, że nie współpracował z SB.
Podpisał dokument, że odbył rozmowę
Miałem wtedy 19 lat i wcześniej chyba w ogóle z milicjantem nie rozmawiałem. On poprosił mnie na rozmowę na spacer. W trakcie tej krótkiej rozmowy zaczął mi opowiadać rzeczy, o których wiedziałem z seminarium m.in. co mówi jakiś ks. profesor na wykładach, jak się zachowuje, takie plotki z seminarium. (...) Powiedziałem mu, że nie chcę dalej rozmawiać, bo nie mamy o czym. On chciał coś ode mnie wydobyć, ale ja mu nic kompletnie nie powiedziałem kotliński o współpracy
Nigdy więcej z nikim nie rozmawiałem z żadnej Służby Bezpieczeństwa, ani z milicji (...) Jeśli coś jest, to jest to sfabrykowane kotliński o sb
Relacjonował, że do rozmowy z młodym człowiekiem, który podawał się za milicjanta, doszło podczas jego pobytu w domu w czasie wakacji czy przerwy świątecznej. - Miałem wtedy 19 lat i wcześniej chyba w ogóle z milicjantem nie rozmawiałem. On poprosił mnie na rozmowę na spacer. W trakcie tej krótkiej rozmowy zaczął mi opowiadać rzeczy, o których wiedziałem z seminarium m.in. co mówi jakiś ks. profesor na wykładach, jak się zachowuje, takie plotki z seminarium - powiedział Kotliński.
Jak mówił Kotliński, nie wiedział, o co chodzi, ale zorientował się, że jest to chyba ktoś z SB, bo "byliśmy przez przełożonych uprzedzani". - Powiedziałem mu, że nie chcę dalej rozmawiać, bo nie mamy o czym. On chciał coś ode mnie wydobyć, ale ja mu nic kompletnie nie powiedziałem - dodał. Przyznał, że "zrobił chyba błąd", bo na prośbę tego człowieka podpisał dokument, że "odbył z nim rozmowę".
Wykazać patologię
Kotliński zapewnia, że na tym się sprawa skończyła. - Nigdy więcej z nikim nie rozmawiałem, z żadnej Służby Bezpieczeństwa, ani z milicji - powiedział.
Zaprzeczył, że podpisał zobowiązanie dla Służby Bezpieczeństwa. - Jeśli coś jest, to jest to sfabrykowane - dodał.
Zaznaczył jednocześnie, że cieszy się z nagłośnienia sprawy, bo Ruch Palikota ma w programie likwidację IPN. - I na moim żywym przykładzie wykażę, jak patologiczną instytucją jest IPN - dodał. Zapowiedział też, że w poniedziałek wystąpi na konferencji prasowej.
Nie byłem współpracownikiem
Na konferencji prasowej w Warszawie rzecznik klubu Ruchu Palikota Andrzej Rozenek przedstawił pisemne oświadczenie Kotlińskiego, w którym ten zapewnił, że nigdy nie był współpracownikiem służb bezpieczeństwa PRL, ani żadnych innych służb. - Chyba, że za takową współpracę należy uznać rutynową rozmowę, którą przed rokiem 1990 przeprowadzali funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa ze wszystkimi alumnami seminariów duchownych - napisał Kotliński.
Zaznaczył, że z nim taką rozmowę przeprowadził "jeden, jedyny raz" mężczyzna podający się za milicjanta. "Z zadawanych pytań i sposobu prowadzenia rozmowy zorientowałem się, że mój rozmówca jest funkcjonariuszem jakiejś tajnej służby, bo przed kontaktami z takimi właśnie ludźmi często ostrzegano nas w seminarium" - napisał w oświadczaniu Kotliński. Jak poinformował, spotkanie trwało ok. 15 minut a jego rozmówca nalegał, by opowiadać mu o wewnętrznych sprawach seminarium "sam podając liczne przykłady na dowód, że wiedzę na temat życia alumnów ma dużą".
"Gdy kategorycznie i kilka razy odmówiłem jego żądaniom, poprosił, abym pokwitował mu jedynie sam fakt odbycia rozmowy, bo tylko w ten sposób - tak twierdził - otrzyma zwrot kosztów przyjazdu do Kłodawy, gdzie nasza rozmowa miała miejsce" - napisał Kotliński. I zaznaczył, że przystał na tę prośbę, "kierując się odruchem współczucia". "Na tym nasze kontakty się skończyły i nigdy więcej żadnych dokumentów swoim podpisem nie sygnowałem. Nie spotkałem się też nigdy z żadnym innym funkcjonariuszem SB, czy też innej służby" - oświadczył Kotliński. Poinformował też, że jego prawnicy rozważają skierowanie pozwu przeciwko wydawcy "Rz" oraz autorowi tekstu, a także Tomaszowi Terlikowskiemu, który - napisał Kotliński - publicznie go zniesławia.
Werbunek u schyłku
Według "Rz" w IPN zachowała się szczątkowa dokumentacja jego kontaktów z SB - tzw. teczka personalna, a mimo zniszczenia części dokumentów można odtworzyć proces werbunkowy. Jak pisze gazeta, Kotliński podpisał zobowiązanie dla SB o zachowaniu tajemnicy już na pierwszym tzw. rozpoznawczym spotkaniu, 29 marca 1989 roku, a do formalnego pozyskania doszło 27 kwietnia w Kłodawie.
Niespełna rok później, 2 marca 1990 roku, kiedy upadł komunizm i priorytety służb specjalnych się zmieniły, SB - pisze "Rz"- nadal nie chciała rezygnować ze współpracy z TW "Januszem". Planowano zmienić jedynie priorytety z inwigilacji Kościoła na osoby świeckie. Współpraca została zakończona wraz z rozwiązaniem SB dwa miesiące później - podała "Rz".
IPN zweryfikuje oświadczenie
Pion lustracyjny IPN nie sprawdził jeszcze jego oświadczenia. Rzecznik prasowy Instytutu Andrzej Arseniuk powiedział PAP, że oświadczenia lustracyjne nowo wybranych posłów są jeszcze w PKW i jak zawsze będą podlegały weryfikacji, do czego zobowiązuje IPN ustawa.
Jeśli prokurator IPN uzna, że nowo wybrany poseł złożył niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne, to będzie kierował wniosek do właściwego sądu. Osoba uznana prawomocnie przez sądy za kłamcę lustracyjnego traci pełnioną funkcję publiczną (w tym przypadku mandat poselski) i na okres od 3 do 10 lat nie może sprawować urzędów publicznych i kandydować w wyborach.
44-letni Kotliński to były ksiądz katolicki, redaktor naczelny i właściciel określającego się jako antyklerykalny tygodnika "Fakty i Mity". W 1997 roku pod pseudonimem "Roman Jonasz" opublikował książkę "Byłem księdzem".
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Facebook