W 2015 roku dwie małe dziewczynki ze Szczecina zostały adoptowane przez amerykańskie małżeństwo. Już po wylocie, na lotnisku w Teksasie, wbrew polskim przepisom zostały rozdzielone. Jak się okazało, jedna z nich trafiła w ręce przestępcy seksualnego. - Mężczyzna, który na lotnisku w Teksasie przejął tę dziewczynkę, według prawa w ogóle nie powinien być ojcem adopcyjnym. On był już wcześniej skazywany za przemoc domową. Co istotne, ten mężczyzna był synem jednej z głównych współpracownic amerykańskiej agencji odpowiedzialnych za tę adopcję - mówiła Magdalena Gwóźdź, autorka reportażu "Adopcje: taki biznes". Reporterka "Superwizjera" wskazała, że u jednej z dziewczynek rozpoznano wady rozwojowe. - Rodzice uświadomili sobie, że adopcja tych dwóch dziewczynek będzie dla nich bardzo trudna. Agencja zaczęła im doradzać, aby pomimo tych problemów adoptowali dwójkę dzieci. Oni, będąc pod presją, zdecydowali się na adopcję, ale nie ujawniali swoich wątpliwości przed polskim sądem, chociaż wiedzieli, że pojawił się pomysł ze strony agencji, że dziewczynki mogą zostać rozdzielone - tłumaczyła Gwóźdź. Zaznaczyła też, że rok po tych wydarzeniach polski ośrodek adopcyjny nadal współpracował z tą amerykańską agencją. - Polskie ministerstwo dowiedziało się od strony amerykańskiej o tym, co się wydarzyło. To amerykańska ambasada o tym informowała, a nie polski ośrodek adopcyjny czy polskie współpracowniczki agencji - zaznaczyła Gwóźdź.