"Sport jest w moim życiu niespełnioną miłością". Tak przed wielu laty rozpoczynał się wstęp do zbioru zgryźliwych felietonów o sporcie, które drukowałem w satyrycznym tygodniku "Szpilki". Że teraz jest wreszcie inaczej, uświadomiłem sobie na parę godzin przed początkiem finałowego meczu kobiecego turnieju tenisowego US Open.
W historii US Open nie było dotąd Polek albo Polaków z szansami na wygraną. Tę tradycję przełamała dopiero Iga Świątek. Wśród znawców wprawdzie przeważała opinia, że Świątek wygra, ale tenisowy spec w CNN przypomniał jednak, że finałowa przeciwniczka Polki, tenisistka z Tunezji, Ons Jabeur, grała w tym roku w finale Wimbledonu "zaledwie dwa miesiące temu". Przypomniał też, że Jabeur w półfinale pokonała Carolinę Garcię, przerywając ciąg trzynastu zwycięstw, i to pokonała ją łatwo w 6:1, 6:3, kiedy Świątek męczyła się przez ponad dwie godziny z Aryną Sabalenką. Ale właśnie to ciężko zapracowane zwycięstwo było dla mnie podstawą do optymizmu i przewidywania, że Polka w finale da sobie radę.
W meczu z Sabalenką Polka przegrała pierwszego seta, a w decydującym, trzecim, przegrywała 2:4. Zebrała się jednak w sobie, wygrała seta i cały mecz.
I to jest dowód wspaniałej odporności psychicznej, której często brakuje naszej skłonnej do histerii nacji. Najwybitniejsi sportowcy moich młodych lat byli dziećmi swoich czasów. Niedożywieni, cherlawi, ale ambitni. Nigdy nie byli faworytami. Wysoka, długonoga Iga Świątek jest dzieckiem Polski czasów dobrobytu.
Ten tekst, w znacznej mierze wypełniony wspomnieniami, kończę nazajutrz, po zwycięstwie Igi Świątek. Cieszy mnie też, że moje diagnozy o psychicznej odporności Świątek podziela także magazyn "New Yorker".
"New Yorker", pismo renomowane, czytane przez amerykańską elitę, nieczęsto zajmuje się sportem, ale jeśli w sporcie pojawia się ktoś wyjątkowy, zjawisko wykraczające poza tabelowe wyliczanki, "New Yorker" to zauważa. Poprzednim razem zdarzyło się to kilkanaście lat temu, kiedy bohaterem tekstu w "New Yorkerze" był wielki amerykański narciarz Bode Miller, wychowywany na farmie w stanie - już nie pamiętam - Vermont czy New Hampshire, bez bieżącej wody i ze sławojką za domem.
Tym razem na tekst zasłużyły Polka Iga Świątek i Tunezyjka Ons Jabeur. Jest to tekst o roli odporności nerwowej w sporcie i nosi tytuł: "Gry psychologiczne w finale kobiet na US Open". A zaczyna się tak: "Dwadzieścia lat temu, kiedy Daria Abramowicz była młodą żeglarką w Polsce, uświadomiła sobie, że w jej treningu czegoś brakuje. (…) Kiedy pojawiał się stres, jej mięśnie sztywniały i głowa zawodziła. (…) Rosło w niej przekonanie, że istnieje związek między wynikami i stanem psychicznym, że wielu wyczynowców, takich jak ona, potrzebuje pod tym względem pomocy". Kiedy kontuzja przerwała jej karierę sportową, Daria Abramowicz zajęła się psychologią. W lutym 2019 roku dostała telefon: obiecująca, młoda tenisistka Iga Świątek świetnie uderza, ma zapał, ale nie radzi sobie ze stresem, jest słaba psychicznie.
Abramowicz poleciała na turniej do Budapesztu zobaczyć, jak Iga gra. Świątek była zaledwie nastolatką, ale zrozumiała, że Abramowicz może jej pomóc. Od tego czasu dawna żeglarka lata z nią na turnieje. "Rozmawiają codziennie nie tylko o tenisie, ale też o życiu poza kortem" - pisze "New Yorker". Wczesną wiosną tego roku Abramowicz towarzyszyła Świątek, kiedy Iga najpierw została tenisistką numer jeden na świecie, wygrała drugi raz turniej Wielkiego Szlema i trzydzieści siedem spotkań z rzędu, aż zaczęły się kłopoty. Wcześnie odpadła w Wimbledonie, Toronto i Cincinnati. "Myśli nie da się tak łatwo poprawić jak forhendu. Presji nie da się łatwo pozbyć. Ze stresem trzeba się nauczyć żyć. Wiedzieć, jak dawać sobie z nim radę" - zauważa filozoficznie autor "New Yorkera". Jego zdaniem i Świątek, i Jabeur zapowiadają nową epokę w tenisie. Specjalnie wyćwiczoną w walce ze stresem. "Zawodniczki takie jak Świątek, Jabeur, Coco Gauff, Naomi Osaka mówią otwarcie o stresie" - zauważa.
Wedle autora "New Yorkera" ta nowa generacja nie ukrywa mentalnych trudności, jakie napotykają w tenisie - "mental difficulties of the game". Teza efektowna, ale nie jestem pewien, czy prawdziwa. Co jednak ważniejsze dla mnie, przedstawiciela narodu psychicznie rozchwianego, dowodem na jej prawdziwość jest Polka. Świątek w meczu finałowym zachowała zimną krew do końca, to Tunezyjka rzucała rakietę i kopała piłki. Ale najbardziej cieszę się z tego, że Świątek nie dała okazji do śpiewania płaczliwego hymnu sfrustrowanych rodaków: "Polacy, nic się nie stało".
Opinie wyrażane w felietonach dla tvn24.pl nie są stanowiskiem redakcji.
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24