1 sierpnia mija 80 lat od dnia wybuchu Powstania Warszawskiego. Z tej okazji dodatek do "Gazety Wyborczej" "Ale Historia" wydrukował rozmowę byłego wiceszefa gazety Jarosława Kurskiego ze Zbigniewem Gluzą, szefem Ośrodka Karta. Rozmowa dotyczy sensu Powstania, a jej tytuł "Kto jest winien godziny W" wskazuje, że będą to głosy w toczącym się od lat sporze o sens najtragiczniejszego wydarzenia naszej współczesnej historii.
Zdaniem Gluzy "Powstanie to najważniejszy moment polskiej historii XX wieku". Kurski deklaruje, że ma "fundamentalną jasność", na temat sensu Powstania. Według niego było ono wymierzone "przeciw Polsce i Polakom" a głównym winowajcą nieszczęścia jest ówczesny szef Armii Krajowej Tadeusz Komorowski, pseudonim Bór, zaś naczelnym świadkiem oskarżenia Jan Nowak–Jeziorański. W tym sporze jestem po stronie Gluzy. Wyjaśnię też zaraz, dlaczego sprawa Powstania tak bardzo mnie obchodzi.
Kiedy Powstanie wybuchło miałem 7 lat i cztery miesiące. Lipiec i sierpień spędzaliśmy w letnim domu zbudowanym w stylu "świdermajer" przez mego dziadka w Zenonowie, koło Wołomina pod Warszawą. Ojca widywałem rzadko, bo zajmowały go jakieś pilne sprawy w Warszawie i pod koniec lipca Ojciec oznajmił Mamie, że musi na kilka dni jechać do Warszawy, ale wróci niebawem i zabierze nas do miasta.
Zobaczyliśmy się po trzech latach. Ojciec wrócił z wojny do Polski późną wiosną roku 1947. Przez te trzy lata, najpierw uważaliśmy go za zaginionego. Pierwsze wiadomości, że przeżył, dotarły do Mamy chyba wiosną 1945 roku, potem Ojciec odnalazł się w armii Andersa we Włoszech, dokąd usiłował nas przeszmuglować z Polski, tracąc pieniądze na nieuczciwych albo nieudolnych przewodników, trudniących się zawodowo przemytem ludzi. Były to czasy, kiedy granice między Wschodem i Zachodem z każdym dniem stawały się coraz bardziej szczelne.
Po kilku nieudanych usiłowaniach opuszczenia kraju Mama zdecydowała, że więcej próbować nie będzie i Ojciec wrócił do Polski, chociaż bardzo nie chciał. Dowiedziałem się o tym przypadkiem z korespondencji między moim stryjecznym dziadkiem, poetą Kazimierzem Wierzyńskim a Mieczysławem Grydzewskim, wydawcą i redaktorem "Wiadomości". Grydzewski informował Kazimierza Wierzyńskiego, że w Londynie spotkał jego bratanka, czyli mego ojca, który mu się zwierzył, że do Polski nie ma zamiaru wracać, bo jako człowiek wychowany na Kresach, dobrze zna Rosjan. Ojciec jednak do nas wbrew wszystkiemu wrócił, do dziś nie wiem, jak uniknął aresztowania i w ten sposób zyskał okazję, aby wychować mnie w kulcie Powstania Warszawskiego.
Powstanie nie było dla Ojca tematem łatwym. Nigdy mi nie opowiadał o swoich powstańczych przygodach, a ja – czego do dziś żałuję - za mało zadawałem pytań. Każdego 1 sierpnia prowadził mnie na tzw. Wojskowe Powązki, gdzie spotykał się z kolegami i koleżankami z AK. Odwiedzaliśmy też groby ciotki ojca Anny Koczwarowej i jego rodzonej siostry Janiny Krusze, które zginęły w Powstaniu. Tradycja była więc żywa i tak to trwało do roku 1994.
Byłem wciąż jeszcze emigrantem w USA, kiedy w kolejną, okrągłą rocznicę wybuchu Powstania trafiły do mnie zapiski powstańcze Ojca sporządzone wraz z kolegą Wackiem Chojną w maju 1945 roku, w obozie jenieckim w Murnau koło Monachium, gdzie ojciec mój wylądował po kapitulacji Powstania. Ojciec tych zapisków nigdy mi nie pokazał. Była to lektura tragiczna i smutna, bo wynika z niej jasno beznadziejność podjętej walki. Ze Zgrupowania "Radosław", w którym Ojciec walczył, przy życiu pozostał co dziesiąty powstaniec. Z pomocą dr Andrzeja Kunerta udało się te zapiski opublikować i są teraz dostępne w sieci.
W 2004 pracowałem w Głosie Ameryki, gdzie pełniłem obowiązki szefa polskiej sekcji. Szukaliśmy wówczas z kolegami z Głosu kogoś, kto mógłby o Powstaniu powiedzieć coś mądrego, wychodzącego poza rocznicową sztampę. Wybór padł na Jana Karskiego, profesora renomowanego waszyngtońskiego Uniwersytetu Georgetown. Karski wydawał się nam rozmówcą godnym zainteresowania, bo znany był z krytycznego stosunku do wszelkiej hagiografii, z upodobaniem uprawianej przez bohaterów wydarzeń wojennych. Można się domyślać, że spodziewałem się miażdżącej krytyki decyzji o wybuchu Powstania. Zawiodłem się. Usłyszałem od Karskiego, że Powstanie oczywiście było tragiczną pomyłką, ale jego wybuch był nieunikniony.
Surowy i trzeźwy sędzia, którym był Karski uważał, że była to jeszcze jedna z tych tragicznych sytuacji z historii Polski, z których nie było dobrego wyjścia. Mam to zdanie w pamięci i tym bardziej zdziwiła mnie "całkowita jasność" na temat "winnych", którą ma Jarosław Kurski. Decyzję wydał generał Bór, ale w jej podjęciu uczestniczyli inni. Według Kurskiego marne towarzystwo. Wśród ważniejszych jeden to alkoholik, drugi egomaniak, trzeci głupiec, czwarty oszust, piąty działał wbrew polskiej racji stanu, lista winnych się ciągnie. Źródło tej "całkowitej jasności" jaką ma Jarosław Kurski to m.in. opinie Jana Nowaka- Jeziorańskiego, którego biografię Kurski napisał. Kurski przyznaje, że Nowak nigdy Powstania nie krytykował, a nawet, jak twierdzi Gluza, napisał w Londynie pean na cześć Powstania Warszawskiego, zaś "gdy trafiła się okazja chciał Powstanie zdyskontować propagandowo".
I tu dotykamy sedna sprawy. Nowak w przeciwieństwie do Karskiego nie był historykiem, był, jak sam przyznawał, propagandystą, zawodowym i niesłychanie utalentowanym. Za życia budował też swój pomnik. Jak każdy człowiek wybitny miał wielu krytyków i wrogów. I jak każdy człowiek wybitny miał też gotowych iść za nim w ogień wyznawców. Jarosław Kurski, według mnie, należy do tej drugiej kategorii i słabość jego opinii widzę w jej jednostronności. Czy Nowak był w swoich opiniach o Komorowskim bezstronny?
Według Nowaka prawda o Powstaniu, to nie była prawda dla ogółu.
Chciałbym tak jak Ojciec móc o Dziadku, Ciociach i o Powstaniu opowiedzieć moim wnuczkom na Wojskowych Powązkach, ale mieszkają za granicą. Polska to dla nich głównie wakacyjna wieś Pluski na Warmii. Tu co roku spędzają część lata. Pierwszego sierpnia o godzinie 17 w Pluskach również zawyje syrena. Ale co je to wszystko może obchodzić?
"W lipcu 44 roku Powstanie było nie do uniknięcia. Gdyby tego nie zrobił (Komendant Główny Armii Krajowej Tadeusz "Bór" - red.) Komorowski, społeczeństwo samo by to zrobiło albo zrobiłaby Gwardia Ludowa, komuniści i społeczeństwo poparłoby ich inicjatywę". Strona 129, Jan Karski. Emisariusz własnymi słowami. Autor Jan Karski, Maciej Wierzyński, Wyd. PWN, 2012.
Opinie wyrażane w felietonach dla tvn24.pl nie są stanowiskiem redakcji.
Źródło: tvn24.pl
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24