Po agresji Rosji Putina przeciwko państwu i narodowi ukraińskiemu, mając w świadomości, że to straszny początek czegoś, co może być jeszcze straszniejsze, ponure i trwać długo, chciałbym podzielić się kilkoma obserwacjami. Odwołam się także do patosu. To jest czas, gdy pewna doza patosu jest potrzebna, wręcz pożądana. Komentarz Jacka Stawiskiego.
Kamieniem węgielnym polskiej polityki zagranicznej, obok obecności w zachodnich sojuszach, jest partnerstwo z wolną, niepodległą Ukrainą. Ten kamień węgielny pod polską politykę położył po drugiej wojnie światowej Jerzy Giedroyc, twórca i redaktor Kultury. Wartość tego kamienia węgielnego Polska testowała już trzykrotnie w XXI w. Po raz pierwszy w 2004 r. podczas Pomarańczowej Rewolucji, którą wsparliśmy, próbując pomóc wyrwać się Ukrainie z zagrożenia nowym rosyjskim uściskiem. Po raz drugi testowaliśmy w czasie Rewolucji Godności w 2013 r. i w 2014 r., gdy wsparliśmy ukraińską drogę do demokracji i do Unii Europejskiej. Teraz przychodzi test trzeci, najtrudniejszy i najbardziej dramatyczny. Stoimy u boku Ukrainy. Nigdy nie możemy się pogodzić z upokorzeniem państwa ukraińskiego i nigdy się nie pogodzimy z rosyjskimi próbami podporządkowania sobie na nowo ukraińskiego narodu.
Atak Rosji na Ukrainę - oglądaj program specjalny w TVN24
Rosyjski despota, w cyniczny sposób, przypominający najgorsze momenty europejskiej i światowej historii, przekręca znaczenie słów. W sposób iście stalinowski przekręca znaczenie słowa "braterstwo", używając go jako wytrychu do próby nowego podboju. "Braterska pomoc" dla fake-państewek w Donbasie to dokładne odwzorowanie "braterskiej pomocy", pod pretekstem której sowiecka armia atakowała Polskę w 1939 roku, Węgry w 1956 roku i Czechosłowację w 1968 roku. W ustach kremlowskiego dyktatora "braterstwo" oznacza zniewolenie i nową imperialną dominację. Ale my Polacy możemy śmiało powiedzieć, że prawdziwe znaczenie słowa ‘braterstwo” oznacza, że stoimy u boku bratniego narodu ukraińskiego, który jest z nami związany setkami lat wspólnej historii, nie zawsze łatwej, ale wspólnej. Ukraińscy sąsiedzi są naszym bratnim narodem i takim pozostaną.
Putin wskrzesza demona "bratniej pomocy", inicjując agresję na Ukrainę. Przywołuje ‘braterstwo’ Rosjan i Ukraińców. Ale nie możemy zapominać, że w jego ustach "braterstwo" Rosji i Ukrainy oznacza odmowę uznania ukraińskiej niezależności, niepodległości i ukraińskiej odrębności. Putinowskie plany wobec Ukrainy były jasne od lat: już w 2008 roku mówił przywódcom Zachodu, że Ukraina jest państwem sezonowym. Nie Majdan z 2014 r. jest powodem nienawiści Putina do Ukrainy, ale istnienie Ukrainy jako takiej. Jako Polacy znamy haniebne pojęcie "państwa sezonowego". III Rzesza Niemiecka i stalinowski Związek Sowiecki zniszczyły II Rzeczpospolitą, którą oba totalitarne mocarstwa uznały właśnie za "państwo sezonowe", za "bękarta traktatu wersalskiego".
Są Rosjanie, którzy wstydzą się tej wojny rozpętanej w imię imperialnego nacjonalizmu rosyjskiego i osobistej zemsty na Ukrainie kremlowskiego dyktatora. Nawet, gdy nie będzie ich wielu, to będziemy pamiętać o tych odważnych ludziach, którzy mimo brutalnego, policyjno-więziennego reżimu współczesnej Rosji, odważyli się powiedzieć "stop Putinowi". Takich Rosjan chcemy mieć za przyjaciół. Nie po raz pierwszy w historii warto powtórzyć, że naszym adwersarzem jest system, a nie naród rosyjski. To samo mówi do Rosjan wolny świat i wolna Ukraina.
Propaganda kremlowska próbuje zalegalizować agresję poprzez głoszone kłamstwa wewnątrz Rosji i na zewnątrz, że to wojna obronna, a więc legalna, ponieważ jej celem jest obrona ludności cywilnej Donbasu. To po prostu kłamstwo i kropka. Nic takiego nie miało miejsca. Dodatkowo propaganda ziejąca z kremlowskich kanałów telewizyjnych próbuje wmawiać, że Ukrainą rządzą skrajni nacjonaliści, wręcz naziści. To kolejne kłamstwo. Ukraina jest państwem wieloetnicznym, wielonarodowym i wieloreligijnym. Jest prawdziwą Ukraińską Rzeczpospolitą Wielu Narodów. Ma swoje niemałe problemy finansowe, polityczne, społeczne. Ale jest wolna od napięć na tle etnicznym i religijnym. Próby wzniecenia konfliktów etnicznych przez Rosję spalały zawsze na panewce. Także dlatego Ukraina jest solą w oku Putina i jego otoczenia, ponieważ stanowi całkowite zaprzeczenie propagandowego obrazu, jaki kreowany jest od lat w podległych kremlowskiej kontroli mediach.
Teraz parę słów o geopolityce: na oczach całego świata Putin odgrywał spektakl, zwany dyplomacją. Im karykaturalnie dłuższy był blat stołu, przy którym rozmawiał z przywódcami Zachodu, tym więcej było w tych rozmowach udawania i mistyfikacji. Kreml zaprogramował wojnę przeciwko Ukrainie miesiące temu, i wszystkie rozmowy z Bidenem, Scholzem, Macronem i innymi było tylko graniem na czas i potężnym oszustwem. Szczególnie kanclerz Niemiec i prezydent Francji zostali oszukani przez Putina obietnicami "deeskalacji" czy "rozmów o przyszłości europejskiego bezpieczeństwa". Wydaje się, że kilka dni temu Paryż i Berlin zorientowali się, że Putin gra znaczonymi kartami kosztem ich wizerunku. Dlatego prezydent Francji jest obecnie bardzo stanowczy w oświadczeniach wobec Moskwy. Jeśli chodzi o Niemcy, to oceniam, że dosłownie za minutę dwunasta Berlin zorientował się, iż Rosja oszukuje i lada moment zaatakuje Ukrainę. Dlatego niemiecki rząd zdecydował się na bezterminowe odroczenie dopuszczenia Nord Streamu2 do eksploatacji, z pewnością w koordynacji z Ameryką. W ten sposób w ostatniej chwili Niemcy zdjęły z własnej szyi i szyi Zachodu kamień młyński, który torpedował zachodnią jedność wobec Putina. To dobra wiadomość w tej skomplikowanej sytuacji.
Słowa uznania dla Stanów Zjednoczonych i prezydenta Joe Bidena. Już kilka miesięcy temu Amerykanie zorientowali się, że Moskwa szykuje wojnę i pracowali nad tym, żeby Ukrainę oraz sojuszników z Europy i różnych stron świata skutecznie zaalarmować. Kampania ujawniania planów Kremla obnażyła fałsz rosyjskich działań. Żadne poważne państwo świata – z wyjątkiem takich wysp politycznego absurdu, jak Wenezuela i Kuba – nie udzieliło bezwarunkowego wsparcia Moskwie i nie przychyliło się do apeli o uznanie pseudorepublik w Donbasie. Nie spodziewam się, że ta lista się wydłuży.
Polska dzisiaj nie jest zagrożona bezpośrednio. To prawda. Ale na naszych oczach Putin niszczy europejski ład pokojowy, który powstał po upadku komunizmu. Polska skorzystała z pokojowego rozpadu Związku Sowieckiego i sowieckiego imperium. Nasza niepodległość i nasze bezpieczeństwo jest owocem zwycięstwa Zachodu w zimnej wojnie. To zwycięstwo oznaczało przede wszystkim, że imperialny cień Rosji odchodzi w przeszłość, a Polska i jej sąsiedzi mają prawo do włączenia się do Zachodu. Dzisiaj wiemy, że Rosja pod rządami Putina i jego otoczenia stała się państwem kwestionującym porządek europejski, który daje nam niepodległość. Rosja jest mocarstwem rewizjonistycznym i chce zrewidować ład europejski wojną. Cały czas w sojuszach zachodnich, NATO i Unii Europejskiej, działa święta zasada, że wojna między państwami członkowskimi jest niewyobrażalna. Była nadzieja, że również w bezpośrednim otoczeniu UE i NATO wojna też staje się nie tyle kompletnie niewyobrażalna, co bardzo trudna do wyobrażenia. Ale tak już nie jest. Wojna w najbliższym otoczeniu UE i NATO jest ponurą, krwawą realnością.
Odważne decyzje Waszyngtonu i Przymierza Atlantyckiego, które wzmacniają nasze bezpieczeństwo i bezpieczeństwo wschodniej flanki nie mogą nas usypiać. Rewizjonizm rosyjski będzie od teraz trwałym zagrożeniem także dla Polski. Bezczelna, bezkompromisowa dyplomacja rosyjska ma długą imperialną tradycję, do której nawiązują Putin z Ławrowem. Teraz żądają, aby NATO cofnęło się do granic z 1997 r., kiedy zachodni sojusz zaczął się rozszerzać, umacniając świeżą niepodległość Polski oraz innych państw. Ławrow i jego dyplomaci mogą wyciągać różne mapy, pokazujące dawne granice Imperium i jego stref wpływów. Czasami robią to jako żart, ale czasami nie. Putin głosi, że granice ZSSR z 1991 roku to prawdziwe granice Rosji. Nie zdziwię się, gdy wyciągną mapę z 1913 roku. Wtedy granica Rosji przebiegała między Koninem a Poznaniem. Skoro nie ma reguł, bo właśnie depta je rosyjski despota, to wszystko jest możliwe.
Źródło: TVN24