W Polsce rządzący skazani są na megalomanię. Do takiego wniosku doszedłem, słuchając rozmowy Pawła Kowala z Moniką Olejnik. Kowal przekonywająco opowiadał o swoich rozległych kontaktach zagranicznych. Z opowieści tych wynikało, że jego rozmówcy przypisują nam kluczową rolę w rozgrywającym się na teranie Ukrainy konflikcie Rosja-Zachód. Piszę "konflikt Rosja-Zachód" z rozmysłem - nie żebym chciał pomniejszyć dzielność Ukraińców. Chodzi mi tylko o to, byśmy widzieli świat takim, jakim jest. Przychodzą mi te myśli do głowy, bo w tych dniach minęła 110. rocznica urodzin Jana Karskiego, a to on właśnie w czasie drugiej wojny światowej doszedł do przekonania, że Polacy nie chcą widzieć rzeczywistości takiej, jaką ona jest.
Oczywiście Ukraińcy walczą o niepodległość. Podobnie jak Polacy w czasie drugiej wojny światowej też walczyli o niepodległość, gdy w tym samym czasie spora część Francuzów miała nas za wariatów, ulegając wygodnej prostocie wezwania do zdrowego rozsądku zawartego w pytaniu postawionym przez francuskiego publicystę wiosną 1939 roku: "Po co mamy umierać za Gdańsk?".
Rozgoryczeni Polacy cytowali podobne pytania jako dowody małostkowości i wyrachowania zachodnich sojuszników.
Karski swoim nawoływaniem do realizmu budził głównie niechęć, a był przecież realistą tylko w słowach. W duchu i działaniu pozostał bohaterskim patriotą romantykiem. W życiu na ogół jest odwrotnie, ludzie, a w szczególności politycy, prezentują się jako romantyczni wrażliwcy, a kalkulują jak księgowi. Karski taki nie był i na tym polega jego tragedia.
Był człowiekiem wielkiej odwagi. Nie tylko wszedł w przebraniu do niemieckiego obozu w Izbicy. Był też człowiekiem wielkiej odwagi cywilnej. Publicznie głosił poglądy niepopularne. Rodakom się nie podlizywał, mówił im rzeczy bolesne, ale ważne. Swoim konspiracyjnym przyjaciołom naraził się, chwaląc polityczne talenty postkomunisty Kwaśniewskiego. W przedmowie do swego fundamentalnego dzieła historycznego, nad którym pracował przez 14 lat, zatytułowanego "Wielkie mocarstwa wobec Polski. 1919 - 1945" wypowiedział Karski myśl taką: "Wydaje się, że od wskrzeszenia Polski aż po jej zgon w następstwie II wojny światowej raz tylko dane było Polakom zdecydować samodzielnie o własnym losie. Było to podczas wojny polsko bolszewickiej 1919-1920. Raz tylko - na wersalskiej konferencji pokojowej - wielkie mocarstwo, Stany Zjednoczone, rzuciło na szalę swój autorytet sprawie Polski z powodów innych niż własne interesy". Brzmi to jak czystej wody manifest mikromanii, skłonności politycznej zwalczanej bezwzględnie przez zwolenników "dobrej zmiany".
Trudno się dziwić, że ten chłodny realizm nie przysparzał Karskiemu popularności wśród łaknących światowego aplauzu polskich emigrantów. Trudniej jednak zrozumieć, dlaczego Karski nie trafił do sceptycznych umysłów młodego pokolenia Polaków. Ich bohaterem jest piłkarz Lewandowski, a o Karskim książki piszą Francuzi, Włosi, Izraelczycy. Być może młodzi Polacy albo mało o nim wiedzą, albo w pogoni za oryginalnością, szukają dziury w całym, tropią rzeczywiste, a częściej domniemane, słabości sławnego rodaka.
W dociekliwym eseju "Wojna według Karskiego" Tomasz Łubieński napisał: "Jego bolesna trzeźwość rozmijała się ze złudzeniami, które pomagały żyć ludziom skazanym na klęskę, ale walczącym (…) na frontach wojny światowej". Łubieński tłumaczy w ten sposób, dlaczego Karski nie cieszył się sławą patrioty. Ja tylko pragnę wyjaśnić, dlaczego Karski przyszedł mi do głowy, kiedy słuchałem Pawła Kowala.
Kowal, niczym Jarosław Kaczyński, zachwycał się kluczową rolą Polski w międzynarodowej grze o niepodległą Ukrainę. Otóż moim zdaniem ta rola jest podrzędna, czysto służebna, zawdzięczamy ją, fatalnemu skądinąd, położeniu miedzy dwiema potęgami. Natomiast przypominanie jej przy takich okazjach jak ukraińska walka o suwerenność, odzwierciedla odwieczne polskie marzenie o odgrywaniu światowej roli.
Marzyli o tym Sikorski i Tusk, kiedy Polska po raz pierwszy sprawowała unijną prezydencję. Życzliwy rządzącej wtedy Polską ekipie tygodnik "The Economist" naśmiewał się z takiego zadęcia. Dziś zadęcie to, moim zdaniem, powtarzają, a to pokazuje, że sny o potędze się nie zmieniają. Nachodzą wszystkich. Coraz to inne ekipy te sny realizują, z tym, że jedni to robią bardziej skutecznie, a inni mniej. Zgoda. Ekipa "dobrej zmiany" w tej sprawie była wyjątkowo nieudolna.
Tylko po co wchodzi w te buty człowiek tak mądry jak Paweł Kowal?
Opinie wyrażane w felietonach dla tvn24.pl nie są stanowiskiem redakcji.
Źródło: tvn24.pl
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24