Wydawać by się mogło, że ta sprawa dotyczy jedynie Turcji i Szwecji, może też Ameryki. Blokowanie przez miesiące członkostwa Szwecji w NATO, wcześniej także blokowanie wstąpienia Finlandii, zatruwa relacje wewnątrz Sojuszu i daje satysfakcję Putinowi oraz Rosji. Nie wolno zapominać, jak w tej sprawie zachowują się rządzone przez "prawicę" Węgry. Komentarz Jacka Stawiskiego.
Viktor Orban, postrzegany od lat przez polską "prawicę" jako prawdziwy drogowskaz, jak należy przekształcać państwo i jego ustrój, ustawia się w całkowitej niemal kontrze do polityki bezpieczeństwa, która sprzyja polskim interesom. Powiększenie NATO o Szwecję i Finlandię jest jedną z najlepszych wiadomości, jaką otrzymaliśmy od początku 2022 roku. Ale postawa Węgier, które ociągają się z ratyfikacją powiększenia Sojuszu Atlantyckiego, a wcześniej sabotowały zachodnie wsparcie dla Ukrainy, to prawdziwa klęska polityki sojuszy europejskich, jaką rządząca Polską "prawica" tworzyła od 2015 roku.
Węgry były od około dekady wzorem dla polskiej "prawicy". W Viktorze Orbanie widziano nowego przywódcę antyestablishmentowej rewolty, która odważyła się zrzucić "jarzmo" dominacji Unii Europejskiej i owych diabelskich elit brukselsko-francusko-niemieckich, które trzymają w uścisku Polskę i blokują budowę nowego, opartego o etos narodowo-katolicki, ustroju państwowego. Orban w opinii polskich "prawicowych" elit politycznych i potężnych dzisiaj "prawicowych" elit medialnych stanowił żywy dowód, że dotychczasowa formuła funkcjonowania Unii Europejskiej dożywa swoich dni. Stawiano na orbanowską rewolucję w Unii, której trwałym skutkiem miała być "re-nacjonalizacja" polityki europejskiej, osłabienie politycznych więzów między państwami i ograniczenie integracji najwyżej do wymiaru wspólnego europejskiego rynku.
Viktor Orban hołubiony był nie tyle jako wizjoner, ale jako skuteczny realizator swoich koncepcji. Był zapraszany do Polski na uroczyste i prywatne spotkania z przywódcami polskiej "prawicy", oklaskiwany na kongresach jako autor rewolucji europejskiej i niezawodny sojusznik Polski rządzonej przez "prawicę". W pewnym momencie wydawał się być jedynym sojusznikiem rządu Prawa i Sprawiedliwości w Europie.
Orbanem zachwycone były nie tylko europejskie partie o orientacji skrajnie prawicowej, jak francuski Front Narodowy czy austriacka Partia Wolnościowa. Orban był chwalony między innymi w bawarskiej Unii Chrześcijańsko-Społecznej jako twardy polityk, broniący granic UE przed falami imigrantów z krajów spoza zachodniego kręgu kulturowego. Zachwycała się nim spora część amerykańskiej Partii Republikańskiej, zwłaszcza politycy skupieni wokół nowego przywódcy amerykańskiej prawicy Donalda Trumpa.
Zasadniczą koncepcją w polityce europejskiej, jaką zaprezentowała polska "prawica" po przejęciu władzy w 2015 roku, było utworzenie, z poparciem Waszyngtonu i osobiście Donalda Trumpa, tzw. Trójmorza, czyli grupy państw UE, które w idealnym wyobrażeniu miały przeciwstawić się dominacji Niemiec i Francji oraz posłusznej im Brukseli. W ten sposób miał powstać nowy ośrodek kreowania polityki europejskiej. Siłą napędową nowego, trójmorskiego sojuszu, miała być oś Warszawa - Budapeszt. Ten ostatni nadal pozostawał ustrojowym wzorcem, według którego planowano przeobrazić ustrój państwa polskiego.
Jednak na tym idealistycznym wizerunku pojawiły się rysy. Viktor Orban, ów kreator narodowo-konserwatywnego buntu w UE, okazał się być wielkim admiratorem innego buntownika o profilu nacjonalistyczno-konserwatywnym - Władimira Putina. Mimo agresji rosyjskiej na Ukrainę na Krymie i w Donbasie, w Polsce "prawica" nie porzuciła fascynacji kluczowym węgierskim partnerem. Na Węgry pielgrzymowały tłumy zwolenników PiS, a w niektórych miastach stawiano wręcz ławeczki przyjaźni polsko-węgierskiej. To polityczne pielgrzymowanie skończyło się dopiero w momencie rosyjskiej agresji przeciwko Ukrainie, gdy Viktor Orban zaczął publicznie deklarować zrozumienie dla Kremla i torpedować wspólny antyputinowski front NATO i UE.
Polska "prawica" liczyła, że projekt Trójmorza zmieni układ sił w UE, osłabi wpływy Niemiec i rzekomo dzięki temu zwiększy rolę Polski. Liczono na wielką rolę Ameryki w budowie Trójmorza. W tym sensie projekt ten był na pewno projektem atlantyckim, ale i tu Warszawa nie doczekała się wsparcia Węgier. Polityka Budapesztu, mimo bliskich relacji Orbana z Trumpem, od dawna nie jest przychylna zwiększaniu udziału Stanów Zjednoczonych w Europie Środkowej. Co więcej, Węgrzy nie przyłączyli się do żadnej właściwie inicjatywy wzmacniania flanki wschodniej NATO jako odpowiedzi na neoimperialną politykę Rosji. Kluczowy sojusznik Trójmorza okazał się być głuchy na wymiar amerykański tego projektu.
Transformacja Orbana z polityka o rodowodzie antykomunistycznym, mocno wspierającego silne zakorzenienie Węgier w zachodnich sojuszach europejskich i atlantyckich, w cynicznego reprezentanta punktu widzenia Rosji, stanowi jedną z największych zagadek ostatnich lat, jaką obserwuję w Europie.
Orban ogłaszał już przed laty koniec demokracji modelu zachodniego i nową fascynację autorytarnymi ustrojami na wzór rosyjski czy chiński. Czynił to, jednocześnie kreując się na obrońcę kultury chrześcijańskiej, zagrożonej jakoby bardziej przez świeckie i liberalne tradycje współczesnego Zachodu. W podobne tony uderzał także Władimir Putin, propagując do pewnego czasu skutecznie wizerunek rządzącej przezeń Rosji jako nowego konserwatywno-chrześcijańskiego mocarstwa, gotowego objąć przywództwo w Europie po ogłaszanym co chwilę upadku zachodniego modelu kulturowego i społecznego.
Warto postawić pytanie polskiej "prawicy", jak to się stało, że podobne treści o upadku czy zmierzchu cywilizacji europejskiej, której symbolem była współczesna Unia Europejska, zarządzana jakoby przez Berlin i Paryż, tak ochoczo głoszono w Polsce. Co najmniej współgrały one z propagandą Putina. Nie zważano też w Polsce, że orbanowskie Węgry były i są od dawna pasem transmisyjnym tej propagandy w Europie i Ameryce.
Orban i jego "prawicowi" admiratorzy bronią się, że nie tylko Węgry, ale kraje takie jak Niemcy czy Francja dały się uwieść putinowskiej Rosji. To prawda, ale oba te państwa dosyć szybko dokonały rewizji swojej polityki rosyjskiej. Dzisiaj Niemcy i Francja stają w awangardzie pomocy ekonomicznej, wojskowej, wywiadowczej, dyplomatycznej czy humanitarnej dla Ukrainy. Rewizja polityki Paryża i Berlina wydaje się być poważna i realna. W przypadku Budapesztu nic takiego nie ma miejsca.
I tu dochodzimy do sprawy Szwecji.
Przyjęcie tego państwa do Przymierza Atlantyckiego będzie jednym z największych sukcesów Zachodu w rywalizacji z putinowską Rosją. Morze Bałtyckie, które ma kapitalne znaczenie dla bezpieczeństwa Polski, stanie się basenem wewnętrznym Przymierza. Moskwa utraci tam swoje wpływy poza enklawą królewiecką. Natowski charakter Morza Bałtyckiego umacnia wszystkie polskie koncepcje polityczne i geopolityczne, formułowane po 1989 roku, zresztą nie tylko koncepcję Trójmorza, o potrzebie wzmocnienia bałtyckiego i nordyckiego wymiaru bezpieczeństwa Polski. Wejście tradycyjnie neutralnych Szwecji i Finlandii do Przymierza zwiększa wymiar amerykańskiej obecności w Europie, co jest fundamentalnie zgodne z polskimi interesem narodowym. Szwecja i Finlandia w Przymierzu Atlantyckim to wielkie wzmocnienie bezpieczeństwa Litwy, Łotwy i Estonii.
To wreszcie silny sygnał dla Moskwy, że nie ma i nie będzie miała żadnego prawa weta w decydowaniu, kto i na jakich prawach wybiera sobie sojusze, nawet jeśli sąsiaduje z Rosją. Dzisiaj Szwecja i Finlandia, jutro Ukraina w NATO. To dewiza przecież wszystkich poważnych sił politycznych w Polsce.
Ale Węgry myślą inaczej. I nadal nie ratyfikowały wejścia Szwecji do NATO. Czekają rzekomo na Turcję. Postawa Orbana wygląda jak pokazywanie Putinowi, że robi, co może, by opóźnić rozszerzenie NATO o nowe kraje ze Skandynawii.
Szkoda, że polskie władze milczą. Przywoływany do niedawna strategiczny, braterski, ideologiczny i praktyczny sojusz "prawicowych" rządów i środowisk medialnych w Warszawie i Budapeszcie nie okazał się odporny na taki scenariusz, w którym Węgry Orbana wystąpią przeciwko interesom Zachodu. Polskie władze, tak blisko związane z orbanowskim rządem i naśladujące jego hasła o potrzebie narodowo-religijnego buntu w Unii Europejskiej, powinny zabrać głos i zażądać od węgierskich "bratanków", aby zachowali się jak trzeba. Przynajmniej w tej jednej, istotnej sprawie.
autor programów "Horyzont" i "Rozmowy na szczycie" w TVN24 BiS i TVN24 GO.
Źródło: tvn24.pl