W środę w Sądzie Rejonowym w Olsztynie miały zostać odczytane mowy końcowe w sprawie łódzkiego adwokata Pawła Kozaneckiego, który jest oskarżony o spowodowanie wypadku, w którym zginęły dwie kobiety. Oskarżony nie pojawił się na rozprawie, podobnie jak jego dwaj obrońcy. Chociaż byli poinformowani o terminie. - Plują nam w twarz - mówiła ze łzami w oczach krewna zmarłych kobiet.
To miała być kluczowa rozprawa, dlatego w olsztyńskim sądzie pojawiło się kilkanaścioro członków rodziny dwóch kobiet, które zginęły 26 września 2021 roku na trasie Barczewo - Jeziorany po tym, jak czołowo zderzyły się z mercedesem kierowanym przez mecenasa Pawła Kozaneckiego (zgodził się na podawanie pełnych danych i prezentowanie jego wizerunku).
- Przychodzimy tu regularnie od trzech i pół roku. Bardzo się cieszę, że dzisiaj zakończy się pewien etap żałoby - mówiła redakcji tvn24.pl krewna ofiar wypadku. Przyznawała, że chociaż na środę strony spodziewały się przeprowadzenia mów końcowych, to liczyła też na to, że sąd zdecyduje się odczytać wyrok.
- To naprawdę nie jest skomplikowana sprawa. Zebrane w tej sprawie dowody tworzą jasny i spójny obraz tego, co się stało - wtórował adwokat Karol Rogalski, pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych.
Rozmawiając przed salą rozpraw nie wiedzieli jeszcze, że pełnomocnicy łódzkiego prawnika, który po zdarzeniu zbulwersował opinię publiczną komentarzem, że wypadek był "konfrontacją dobrego samochodu z trumną na kółkach" złożyli dwa wnioski o odroczenie środowej rozprawy. Jeden z wniosków został wysłany… w środę nad ranem, po godz. 4. Na kilka godzin przed procesem.
Tymczasowa ulga
Jak obrońcy Pawła Kozaneckiego uzasadniali konieczność odroczenia rozprawy? Wskazywali, że dzień przed procesem do akt trafiła ekspertyza z zakresu medycyny sądowej, który przeprowadzał sekcję zwłok zmarłych kobiet. W lutym br. obrońcy łódzkiego prawnika wskazywali, że biegły powinien jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy kobiety miały zapięte pasy czy nie. Wniosek o taką ekspertyzę był krytykowany przez oskarżyciela posiłkowego i prokuratora, którzy wskazywali, że opinia będzie prowadziła do wydłużenia procesu, bo w protokole z sekcji są zapisy wskazujące, że kobiety miały obrażenia charakterystyczne dla osób, które zginęły w czasie wypadku samochodowego i miały zapięte pasy. O zapiętych pasach ofiar wspominał też policjant, który jako pierwszy pojawił się na miejscu wypadku.
Sędzia Anna Pałasz z Sądu Rejonowego w Olsztynie przychyliła się jednak do wniosku obrony argumentując, że "nie wydłuży to znacząco procesu". Opinia została przygotowana i jej treść nie była zaskoczeniem dla stron - powołany biegły jednoznacznie stwierdził, że kobiety miały zapięte pasy. Ekspertyza była gotowa we wtorek w południe. Ekspert pojawił się też w środę w sądzie, żeby mógł odpowiedzieć na ewentualne pytania stron.
Czytaj też: Prawnik oskarżony o spowodowanie śmierci dwóch kobiet. Sąd pokazał rekonstrukcję wypadku
Tyle tylko, że obrońcy łódzkiego prawnika wysłali do sądu wnioski o odroczenie rozprawy. Jeden z nich - mecenas Kazimierz Pawelec stwierdził, że ma zbyt mało czasu na zapoznanie się z treścią ekspertyzy. Do podobnego wniosku doszedł drugi z obrońców - mec. Władysław Marczewski. On swoje pismo wysłał w środę nad ranem, po godz. 4. Jednocześnie prawnik na kilku stronach A4 przedstawił swoją wersję rekonstrukcji wypadku (jak sam zaznaczał, wnioski oparł na "zasadach logiki), która różni się od dwóch, zbieżnych ze sobą opinii biegłych z zakresu rekonstrukcji wypadków samochodowych. Opinia mec. Marczewskiego ma dowodzić, że to ofiary wypadku zjechały na pas oskarżonego, a nie - jak wynika z opinii biegłych - na odwrót.
- Wnioski o odroczenie są próbą wydłużenia procesu. Poza tym wysyłanie obszernej polemiki nad ranem, kilka godzin przed procesem jest aktem braku szacunku dla sądu - podnosił mec. Karol Rogalski reprezentujący rodzinę zmarłych, kiedy sąd poprosił o odniesienie się do wniosku obrońców oskarżonego.
Zaznaczył w swoim wystąpieniu, że znamienny jest fakt, że na rozprawie, na której odczytywane miały być mowy końcowe nie pojawił się ani oskarżony prawnik, ani jego obrońcy. - Byli oni prawidłowo zawiadomieni. Sprawa dotyczy występku, a nie zbrodni, dlatego ich obecność na mowach końcowych nie jest konieczna - argumentował.
W bardzo podobnym tonie wypowiedziała się prokuratura. Sędzia Anna Pałasz po chwili stwierdziła, że nie uwzględni wniosku o odroczenie ze strony prawników oskarżonego. Argumentowała, że opinia biegłego z zakresu medycyny sądowej jest krótka i spójna. - To jest do przeczytania w pięć minut, dlatego argument o braku możliwości zapoznania się z opinią nie znajduje uzasadnienia - stwierdziła sędzia.
Na sali sądowej można było usłyszeć, jak członkowie rodziny zmarłych odetchnęli z ulgą. Wszystko wskazywało na to, że proces zostanie zamknięty. Ale tak się jednak nie stało.
Kwestia szacunku
Przed sądem przesłuchany został szybko autor ekspertyzy z zakresu medycyny sądowej. Ani prokuratura, ani pełnomocnik rodziny nie miał do niego pytań. Kiedy biegły wyszedł, wszyscy spodziewali się, że proces zostanie zamknięty. Nie było żadnej przerwy.
- Nie spodoba się państwu to, co teraz powiem - zaczęła sędzia Pałasz, co wywołało szmer niedowierzania po sali. Ten się tylko wzmógł, kiedy sędzie kontynuowała:
- Wydaje mi się, że po przeprowadzeniu trzyletniego procesu byłoby brakiem szacunku dla oskarżonego i jego obrońców uniemożliwienie wygłoszenia mów końcowych - powiedziała sędzia. W tym momencie członkowie rodziny zmarłych wymieniali spojrzenia z pełnomocnikiem i z prokuratorem.
Sędzia mówiła dalej. Wskazała, że "sprawa nie jest prosta", dlatego "mowy końcowe mają istotną rolę w procesie wyrokowania".
- Jest to istotny element tego procesu, dlatego dążąc do umożliwienia stronom ich wygłoszenia sąd zarządza przerwę w procesie - powiedziała sędzia Pałasz.
Sędzia oceniła, że wysyłanie wniosku o 4 nad ranem z obszerną polemiką ze zgromadzonymi ekspertyzami było "mało eleganckie", ale "to nie oznacza, że sąd ma również zachowywać się mało elegancko".
Emocje
- Ten człowiek i jego prawnicy plują w twarz nam. Plują w twarz sądowi i paraliżują proces, a sędzia mówi o tym, że sprawa będzie przerwana, bo ucierpiałby "szacunek" do oskarżonego. To jest skandal - mówiła ze łzami w oczach jedna z krewnych ofiar wypadku.
- Sąd okazuje jednostronnie szacunek oskarżonym. Dopuszcza od półtora roku cierpliwie właściwie wszystkie wnioski dowodowe, które ewidentnie od połowy trwającego już trzy lata procesu prowadzą wyłącznie do przedłużenia postępowania - komentował mec. Karol Rogalski.
Bez szans
Na potrzeby procesu biegli przygotowywali swoje ekspertyzy na podstawie śladów zabezpieczonych na miejscu wypadku oraz zapisów z rejestratora zainstalowanego w mercedesie Kozaneckiego. Z danych wynika, że bezpośrednio przed zderzeniem mercedes przyspieszał - z około 60 do około 66 km/h. Biegli wskazali, że pięć sekund przed wypadkiem auto kierowane przez mecenasa Kozaneckiego było odchylone w lewo od kierunku jazdy na wprost.
- Koło kierownicy było ustawione pod kątem 10 stopni w lewo od położenia do jazdy na wprost - raportował biegły w przeprowadzonej analizie.
Trzy i pół sekundy przed zderzeniem skręt miał pogłębić się w lewo do 22 stopni. Ostatnie półtorej sekundy to skręt powrotny - w prawo. - Zwrot koła kierownicy do wartości 12 stopni - wskazał.
Biegły oszacował, że w momencie zderzenia audi jechało z prędkością 64 km/h. Ograniczenie w miejscu wypadku wynosi 70 km/h.
W drugiej ekspertyzie (Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji) czytamy, że wina mecenasa Pawła Kozaneckiego jest bezsporna, bo to on zajechał drogę kobietom jadącym z naprzeciwka.
Na pasie, po którym jechało audi, znaleziono rozrzucony piasek. Biegły stwierdził, że odpadł on z lewych, przednich nadkoli obu pojazdów w momencie zderzenia. Oprócz tego ekspert zwrócił uwagę na ślady kół mercedesa. Ich początek znajdował się na pasie ruchu samochodu pokrzywdzonych, w okolicy miejsca zderzenia. Ślady te przechodziły na pas ruchu, po którym powinien jechać mercedes i kończyły się w okolicy jego kół, gdzie się zatrzymał.
Biegły uznał, że powypadkowe ułożenie pojazdów też nie pozostawia wątpliwości, że to łódzki adwokat zjechał ze swojego pasa ruchu i doprowadził do wypadku - kierowany przez niego mercedes został po wypadku obrócony w przeciwnym ruchu do wskazówek zegara, a audi wpadło do przydrożnego rowu.
Według eksperta z CLKP kobieta, której łódzki prawnik zajechał drogę, nie miała żadnych szans na reakcję. W treści ujawnionej przed sądem opinii ekspert wskazał, że na prawidłową ocenę zagrożenia i podjęcia działań obronnych ludzki organizm potrzebuje od 0,8 do 1 sekundy. Biegły z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji zaznaczył, że nawet jeżeli w tym czasie kierująca audi zdążyłaby nacisnąć hamulec, to potrzebne by były dodatkowe 0,3 sekundy, żeby system zaczął działać.
Szokujące słowa mecenasa
Do tragedii doszło, kiedy mecenas Paweł Kozanecki wracał z żoną i czteroletnim synem z wesela. W drugim aucie jechały dwie kobiety - 53- i 67-letnia. Tamtego popołudnia wyruszyły odwiedzić rodzinę (dzieci zmarłych kobiet są małżeństwem).
Sprawa stała się głośna po tym, jak adwokat zamieścił w internecie film, w którym stwierdził, że kobiety z audi zginęły, bo "jechały trumną na kołach". Adwokat radził, że lepiej jest uzbierać lub zapożyczyć się na lepszy samochód.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: akta sprawy