Wschodnia granica państwa. Co widzą kierowcy wjeżdżający do Polski? Zaraz za szlabanem wita ich piękna tablica "Welcome to European Union" a za nią trzydziestokilometrowa kolejka ciężarówek.
Wstyd, po prostu wstyd. Kolejka się zdarza - zwłaszcza, gdy celnicy akurat protestują w stylu włoskim i demonstracyjnie biorą urlopy. To przecież może się dziać w każdym, najbardziej cywilizowanym kraju - wystarczy przypomnieć sobie kolejki na lotniskach gdy służby kontrolne akurat prowadziły strajk włoski. Kolejka kolejką, ale to, co wokół tej kolejki widać to już nie European Union, nawet nie Związek Radziecki, to slums w czystej formie. Przerażający smród na poboczu, jedyny kibelek toi-toi na trzydzieści kilometrów, wszędzie walające się śmieci. To oczywiście robota czekających tu kilka dni kierowców - ale co oni mają robić? Zaopatrzeć się w nocniki, wynająć śmieciarkę czy wystosować delegację odwożącą śmieci do najbliższego miasta? Dlaczego ani dyrekcja dróg ani Straż Graniczna ani już nawet nie wiem kto nie pomyśli nad opanowaniem tego - oględnie mówiąc - bałaganu? Ale czego ja chcę. We wsi, gdzie moja rodzina posiada działkę letniskową, jakiś czas temu gmina postawiła śmietnik. Dwa kontenery przy drodze. Działkowcy wnoszą odpowiednią opłatę do gminnej kasy a ta wywozi śmieci i w lesie już jest czyściutko. Znaczy... byłoby. Bo pomysłodawcy tego europejskiego rozwiązania zapomnieli o murku, altance czy choćby płotku, który otaczałby ów śmietnik, zapobiegając rozwiewaniu odpadków przez wiatr. I jest jak było. Bo miało być po europejsku a wyszło po wschodnioeuropejsku. Unia, panie, unia.