Myszy i szczury z hodowli Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi to pożywienie m.in. węży i żbików w łódzkim Ogrodzie Zoologicznym. Pracownicy ogrodu mają wątpliwości, czy to menu jest zdrowe. Podejrzewają, że gryzonie mogą być nafaszerowane rakotwórczymi substancjami - czytamy w "Dzienniku Łódzkim".
Dyrekcja zoo ogłosiła przetarg na dostawę żywej karmy dla drapieżników. Zwyciężyła oferta IMP. Zadecydowała, jak to często bywa, cena. Instytut sprzedaje myszy i szczury za kilka groszy za sztukę (na giełdzie zwierząt kosztują w hurcie 1,50 – 5 zł). Nie jest to bez znaczenia, bo w ciągu miesiąca gady i drapieżniki z zoo pożerają około 13 tysięcy gryzoni. Wątpliwości mają jednak opiekunowie zwierząt. Pracownik zoo martwi się, że myszy i szczury z Instytutu mogą być naszpikowane kadmem, ołowiem lub rtęcią. "IMP prowadzi badania wpływu toksycznych pierwiastków i metali na organizm. Zwierzętom wszczepia się komórki nowotworowe, a potem podaje się cytostatyki. Eksperymenty są badaniami przedklinicznymi przed zastosowaniem leków u ludzi. Szczury i myszy to idealny materiał do badań, bo mają geny zbliżone do ludzkich. Jeśli zwierzęta mają jeść takie +bomby+ chemiczne, to ja stanowczo protestuję" – mówi pracownik zoo, który prosi o anonimowość. Pracownicy IMP zapewniają, że gryzonie używane do doświadczeń są usypiane i utylizowane. Kierownik zwierzętarni Joanna Piasecka-Zelga zapewnia o ścisłej kontroli hodowli. "Eksperymenty na gryzoniach przeprowadzane są na trzecim piętrze, hodowlane zajmują pomieszczenia na parterze. Do zoo mają trafiać dorosłe osobniki z nadwyżki produkcyjnej i część noworodków – głównie te wątlejsze, mniej nadające się do eksperymentów" – dodaje. Weterynarz z zoo Tomasz Pęcherzewski przyznaje, że zwierzęta, w tym węże, chorują na nowotwory. Nie wiąże tego jednak z podawaniem karmy z IMP. Objęta jest ona nadzorem weterynaryjnymi. Sprawa pokarmu z hodowli IMP, nie jest tak oczywista dla szefowej Łódzkiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami Bogumiły Skowrońskiej. Określa sprawę jako skandaliczną. "To bardzo niepokojący sygnał. Te gryzonie mogą być niebezpieczne. Niezwłocznie podejmę kroki prawne, by wyjaśnić tę sprawę. Dotrę do świadków, zażądam badań i nie wykluczam, że wystąpię do prokuratury" – zapewnia "Dziennik Łódzki".
Źródło: "Dziennik Łódzki"