Najwyższa pora! Robię to jednak z żalem.
Na kolej się narzeka, i słusznie. Jeśli się kolej kocha, to jest to miłość bez wzajemności. Mizerna satysfakcja, spóźnia się, jest kapryśna, nieprzewidywalna. Ale pociągi? Dla nich nocami uciekałem z internatu. Kilka razy, w różnych towarzystwach i konfiguracjach, przesiadywałem na dworcu głównym w Iławie. Podła herbata z baru i komunikaty. To co najważniejsze. Zapowiedzi i perspektywa, że można wyruszyć wszędzie. Donikąd. Najmilsze doznanie. Chyba pierwszy raz otwierało to wyobrażenie o świecie. Na przykład... Stacja Radomno. Noc. I pociąg; najwyżej dwa wagony, tuż za lokomotywą (spalinowy Gagarin?). Pola. Nędzny przejazd kolejowy, szutrowa droga, z oddali słychać stukot kół. Zapach traw, dojrzewających zbóż. Dopełnieniem Nocy były jasne prostokąty okien, zmęczone twarze, widziane tylko przez chwilę. Nigdy nie interesowałem się dokąd jadą. Stałem i patrzyłem . Tylko jedna myśl, że można wybrać się w podróż. Uciec? Każdy nosi to w sobie. Brakuje mi tych dworcowych zapowiedzi. Niedawno zlikwidowano połączenie z Elbąga do Fromborka, przez Tolkmicko. Fantastyczne wędrowanie, tuż nad Zalewem Wiślanym. Może są lepsze miejsca? Zapewne. Tego pociągu (może tego połączenia?) brakuje mi jednak najbardzej. To wiem.