Nieoczekiwany skutek zmian na rynku pracy: jest coraz mniej chętnych do zakładania rodzinnych domów dziecka. Ludziom łatwiej znaleźć mniej wymagające i lepiej płatne zajęcia - pisze "Metro".
Choć ludziom, którzy chcą podjąć się opieki nad dziećmi miasta oferują mieszkania, 3 tys. zł pensji i 560 zł dofinansowania na każde dziecko, chętnych na rodziców zastępczych z roku na rok jest coraz mniej. W zeszłym roku we Wrocławiu tylko jedno małżeństwo otworzyło rodzinny dom dziecka. W tym roku - tak samo. A pilnie potrzeba co najmniej ośmiu takich rodzin. - Chętnych brakuje wszędzie, nawet w Warszawie i Krakowie - mówi Michał Rżysko z Fundacji Świętego Mikołaja wspierającej rodzinne domy dziecka.
Specjaliści twierdzą, że winny jest rynek pracy. Zakładanie rodzinnych domów dziecka wynika z potrzeby serca, ale jest też pracą na etacie. Dziś pensja od samorządu za opiekę nad dziećmi nikogo już nie kusi: - Obecnie 3 tys. zł to nie jest kwota zachęcająca do pracy, z którą łączy się wielka odpowiedzialność i nie da się z niej wyjść po ośmiu godzinach. Można tyle dostać na mniej wymagającym etacie - mówi Maria Falkiewicz, ekspert rynku pracy.
Dramatyczną sytuację rodzinnych domów dziecka dostrzegło Ministerstwo Pracy i przygotowało projekt ustawy przewidujący ułatwienia dla rodzin. Umowy o pracę będą podpisywane na pięć lat, a nie jak teraz - na rok. Kwota na dziecko ma wzrosnąć do 725 zł, a zarobki rodziców będą rosły zależnie od przebytych szkoleń.
Źródło: "Metro"