To nieprawda, że nic nie możemy zrobić, by przerwać tragedię Tybetańczyków. - Zbojkotujmy ceremonię otwarcia olimpiady w Pekinie - proponuje Leszek Blanik, kandydat do złota na chińskich igrzyskach. Gazeta „Metro” przyłącza się do tego apelu: pomóc Tybetowi i poprzeć bojkot może każdy z nas.
- Jestem za daleko. Mój głos nic nie znaczy. Skoro politycy nie są w stanie powstrzymać Chin, to tym bardziej ja, zwykły obywatel - powtarzamy. To nieprawda. Każdy może coś zrobić. A przykład mogą dać przede wszystkim sportowcy - reprezentanci Polski, którzy w sierpniu będą w Pekinie walczyć o medale. Oni naprawdę mogą wywrzeć nacisk na Chiny, bo jeśli w Pekinie zdecydują się na zamanifestowanie poparcia dla Tybetu, będzie o tym mówił cały świat. Nikt nie mówi o bojkocie całych igrzysk - przeciwny temu jest sam Dalajlama. Ale jest inna broń - wskazuje "Metro".
- Choć jesteśmy trochę pionkami, to nie znaczy, że nic nie możemy. Możemy mówić o Tybecie na konferencjach. Możemy też nie pojawić się na ceremonii otwarcia igrzysk. To byłby sygnał dla świata, że nie zgadzamy się na to, co się dzieje w Tybecie - proponuje Leszek Blanik, mistrz świata w gimnastyce sportowej i medalista igrzysk w Sydney.
Manifestacji samego tylko Blanika nikt nie zauważy. Ale gdyby na ceremonii otwarcia nie pojawiła się cała 200-osobowa grupa naszych reprezentantów? To świat i Chiny musieliby zauważyć. Sportowcy z orłem na piersi, wasz gest stałby się gestem całej Polski! Bylibyśmy wam wdzięczni i dumni z was. Zwłaszcza że Polski Komitet Olimpijski nie zamierza przeszkadzać w takiej manifestacji - podkreśla "Metro".
- Nie będę naszym sportowcom nakazywać, co mogą, a czego nie mogą mówić - jak zrobili choćby Brytyjczycy. Każdy ma prawo do własnych poglądów. Byleby nie łamał Karty Olimpijskiej, czyli np. nie manifestował poglądów politycznych w wiosce olimpijskiej, na stadionie czy na podium - mówi prezes PKOl Piotr Nurowski.
Źródło: Metro