To nieładnie pogrywać z cudzym nazwiskiem, ale tym razem ta zasada nie obowiązuje, bo sam zainteresowany ją zniósł. Palikot. Janusz Palikot. Ten z którym koty drze cały PiS i nie tylko on.
Czy ktokolwiek wie, dlaczego poseł Palikot z uporem dąży do pięknej katastrofy prac komisji, która miała być jego oczkiem w głowie, punktem honoru, sensem bycia w parlamencie? Mowa oczywiście o komisji „Przyjazne Państwo”. Jak na sto dni działalności komisja nie ma zbyt wielu sukcesów, ale wciąż na nie pracuje. Jeszcze pracuje. Bo ogłoszony właśnie bojkot medialny posła Palikota przez polityków PIS wprost prowadzi do ogłoszenia również bojkotu prac Przyjaznego Państwa, które zmieni się w Nieprzyjazną Politykę. Nie chodzi o to, że ja posła Palikota nie lubię. Wręcz przeciwnie. Lubię jego lekką filozoficzną nonszalancję w stroju, cenię złote myśli („PZPN to burdel w którym dziwki zarażają HIVem”) i podziwiam talent biznesowy. Poseł mógłby się jednak zdecydować. Albo idzie drogą Kurskiego i zostaje naczelnym harcownikiem retorycznym, albo stawia na pracę u podstaw w dobrej komitywie z opozycją. Bo inaczej się nie da. Bo inaczej wyborcy, którzy zaufali w misję posła walczącego z absurdami dojdą do wniosku, że kupili kota w worku. A nawet Palikota.