Szanowni Państwo! Jeżeli macie do załatwienia jakieś urzędowe sprawy, to odłóżcie na razie pogoń za karpiem (przecież nie odpłynie) i idźcie do urzędu! Tam dopiero świąteczna atmosfera potrafi czynić cuda – wiem, bo byłem ich świadkiem i to nie byle gdzie, bo w Hipotece.
Hipoteka to takie miejsce, które każdego, kto załatwia lub przenosi kredyt mieszkaniowy albo kupuje czy sprzedaje nieruchomość, przyprawia o dreszcze. Zwykle bowiem kłębi się tam straszny tłum pragnący zrobić wpis czy tam odpis z księgi wieczystej. A jak w grę wchodzą księgi wieczyste to i kolejki też przecież muszą być wieczyste, więc zamiast o odpisie człowiek od razu myśli o wypisie. Z kolejki. Otóż wcale tak być nie musi. Przenoszę kredyt mieszkaniowy, więc bank wysłał mnie po odpis księgi. Przerażony kolejkami pamiętanymi z poprzednich wizyt w ponurym gmaszysku stołecznej Hipoteki, zajrzałem do Internetu, aby sprawdzić, czy coś się nie zmieniło i czy mam iść do tego samego królestwa wieczystego. I tu niespodzianka. Wcale nie muszę, bo – jak głosi informacja – teraz szczęśliwych posiadaczy nieruchomości zaprasza się po elektroniczne wypisy do nowego budynku Ministerstwa Sprawiedliwości. Idę. Z zewnątrz budynek piękny, a w środku… Proszę Państwa, Schengen to pikuś w porównaniu z przełomem w księgach. W środku czeka wielka, pusta sala wyłożona marmurem. Kilkanaście stanowisk, kilka czynnych. I ja. Nieśmiało pytam strażnika:
- Jest jakaś informacja? - Nie ma, ale niech Pan zapyta w okienku. Pytam więc konfidencjonalnie, czy czynne. Czynne. To co mam robić? Tu karteczka na odpis, tam kasa. Trzydzieści złotych i pani zaprasza. Płacę, podchodzę, pani drukuje 200 stron. Słuchając równomiernej pracy drukarki zagajam:
- Piękna siedziba… - No, piękna. - I zawsze tak pusto? - Nie, proszę Pana, zwykle to tu tak spokojnie nie jest. - To dlaczego jest? - Bo Święta!