Wizja szybkich i dotkliwych kar oraz strach przed 24-godzinnymi sądami pomogły. "Dziennik" dotarł do danych, z których wynika, że w zeszłym roku zatrzymano o 20 procent mniej pijanych kierujących niż rok wcześniej. A blisko co czwarty nietrzeźwy kierowca lub rowerzysta był sądzony w trybie przyspieszonym.
Policja właśnie podsumowała to, co działo się na polskich drogach w zeszłym roku. Okazało się, że w porównaniu z 2006 rokiem policjanci zatrzymali o 41 846 mniej pijanych kierowców. Co takiego się stało? Zbigniew Hajdas z biura prasowego Komendy Głównej Policji uważa, że to efekt straszenia sądami 24-godzinnymi i dotkliwymi karami, na przykład zatrzymywaniem samochodów na poczet przyszłej grzywny. "To po prostu podziałało na wyobraźnię" - mówi Hajdas.
Artur Staniszewski, rzecznik dolnośląskiej policji potwierdza. To właśnie na Dolnym Śląsku najwięcej nietrzeźwych kierujących osądzono w trybie przyspieszonym. Przed szybkim sądem stawał co drugi zatrzymany. Efekt: prawie o jedną trzecią mniej pijanych na drogach.
Sceptycy jednak przestrzegają przed zbyt pochopnymi wnioskami z analizy statystyk. I szukają innych przyczyn. "Policji wygodnie tłumaczyć, że szybkie sądzenie zadziałało. A prawda jest taka, że zamiast być na drodze, funkcjonariusze zajmują się wożeniem takich osób po sądach" - uważa Janusz Popiel, szef stowarzyszenia Alter Ego, które pomaga ofiarom wypadków drogowych.
Tę argumentację zbija Marcin Szyndler z Komendy Stołecznej Policji. "Kontroli drogowych wcale nie jest mniej. Wręcz przeciwnie. Nawet jeśli policjant straci trzy godziny, załatwiając wszystkie procedury związane z trybem przyspieszonym, to nie zmarnuje tego czasu za dwa miesiące, kiedy zostałby wezwany na normalną rozprawę" - tłumaczy Szyndler. I powtarza: "Szybkie sądzenie podziałało na kierowców".
Kiedy w marcu ubiegłego roku weszły w życie sądy 24-godzinne, jeden ze sztandarowych pomysłów poprzedniego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, zapowiadano, że będą batem przede wszystkim na chuliganów i wandali. Życie szybko zweryfikowało te plany. Aż 85 proc. wszystkich spraw zakończonych w 2007 roku dotyczyło właśnie osób, które przyłapano na jeździe po pijanemu.
Sądy 24-godzinne uważano za nieskuteczne, a ostatnio minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski nazwał je nawet "totalną klapą". Teraz w rozmowie z "Dziennikiem" podkreślił, że nie zamierza ich likwidować. Chce jedynie usprawnić obowiązujące procedury. W to, że są skutecznym batem na pijanych na drogach, nie wierzy: "Myślę, że dla zatrzymanych nie ma większego znaczenia, czy będą osądzeni dziś, czy za miesiąc" - powiada.
Źródło: "Dziennik"