Po pożarze skłądowiska odpadów w Przylepie doszło do zanieczyszczenia w świecie roślinnym w znacznych rozmiarach - poinforowała w środę Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze. W dolinie rzeki Gęśnik wśród osadów wykryto materiały rakotwórcze, toksyczne oraz niebezpieczne. - Potwierdziła to, co mówimy od samego początku - skomentował prezydent Zielonej Góry.
"W wyniku pożaru niebezpiecznych odpadów zgromadzonych w hali magazynowej doszło do istotnej emisji substancji toksycznych i rakotwórczych do powietrza oraz wody" - poinformowała w środę w komunikacie Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze.
Przekazano, że w toku prowadzonego śledztwa uzyskano dwie opinie biegłego z zakresu ochrony środowiska i gospodarki odpadami. - Z tych opinii wynika, że doszło do zanieczyszczenia w świecie roślinnym w znacznych rozmiarach - dodała prok. Ewa Antonowicz, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.
Biegły zakreślił teren 65 hektarów powierzchni objętej skażeniem. W dolinie rzeki Gęśni wśród osadów wykryto materiały rakotwórcze, toksyczne oraz niebezpieczne. - Są to głównie węglowodory ropopochodne, a także metale ciężkie - wyjaśniła Antonowicz.
Wskazano, że doszło do istotnego obniżenia jakości powierzchni ziemi, wody oraz powietrza.
"Te substancje należy liczyć w tonach"
Pobrane w listopadzie próbki wykazały dalsze wystepowanie metali ciężkich, substancji rakotwórczych, substancji ropopochodnych. - Te substancje mają wręcz wyższy wskaźnik niż bezpośrednio po pożarze - zwróciła uwagę Antonowicz.
Jednocześnie biegły wskazał, że w wyniku pożaru doszło do istotnej emisji substancji toksycznych i rakotwórczych do powietrza i bezpośredniego zanieczyszczenia powietrza w skali istotnej.
- Te substancje należy liczyć w tonach. Narażenie na inhalacje takich substancji może powodować kumulację tych substancji w tkankach, a następnie doprowadzić między innymi do chorób nowotworowych - mówi Antonowicz.
Negatywne zjawiska mogą występować w znacznym przedziale czasowym i ujawniać się nawet po kilku latach.
Śledczy w toku postepowania będą m.in. weryfikować też, czy osoby pracujące przy gaszeniu pożaru nie zostały narażone na niebezpieczeństwo.
Jak dodała Antonowicz, w styczniu, po otrzymaniu tych danych, prokurator skierował pisma do Urzędu Miasta Zielona Góra i do Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska w celu ustalenia, czy "w sposób prawidłowy i kompletny usunięto szlam popożarowy z rzeki Gęśnik". - Mamy nadzieję że reakcja będzie szybka - powiedziała Antonowicz.
Większość odpadów została w Przylepie
W sprawie przesłuchiwani są w dalszym ciągu świadkowie i pokrzywdzeni, prowadzone są oględziny dokumentacji. Ta jest bardzo obszerna, bo nie tylko instytucje, ale też osoby prywatne przeprowadziły badania dotyczące zanieczyszczenia środowiska.
- Oczekujemy na opinię z zakresu pożarnictwa. Termin jej wydania został wydłużony w związku z tym, że odpady, które znajdowały się w Przylepie, nie zostały jeszcze zutylizowane. Większość tych odpadów w dalszym ciągu znajduje się w hali magazynowej w Przylepie - poinformowała Antonowicz.
Jak przekazał Krzysztof Sikora, prezes Zakładu Gospodarki Komunalnej w Zielonej Górze, usunąć udało się dotąd jedynie 1/3 odpadów. - Przez około dwa miesiące wywieziono ich ponad 900 ton. To jest normalna procedura, z tym nie można się spieszyć - powiedział.
Po briefingu prokuratury, głos na Facebooku zabrał prezydent Zielonej Góry. Jak twierdzi, prokuratura potwierdziła to, o czym "mówili od samego początku". "Doszło do skażenia, dwóch zbiorników opadowych oraz cieku wodnego Gęśnik. W trakcie pożaru dostała się do nich woda popożarowa. Czyli chemia z magazynu zmieszana z chemią gaśniczą, która służyła do gaszenia pożaru. Jak sądzicie, czy to może być coś dobrego czy maksymalnie trującego, rakotwórczego itp. itd.? Wiadomo to była jedna TRUJĄCA chemia, jedna wielka trucizna. Powtórzę pisaliśmy i mówiliśmy o tym, że to dostało się do cieku wodnego, skaziło teren. Nie jest to nic nowego, nic o czym nie informowaliśmy" - napisał Janusz Kubicki.
W dalszej części wpisu napisał m.in., że wybuch pożaru nie był przypadkiem. "Mogę się założyć że to było podpalenie. Mam swoją teorię w tym zakresie. Kiedyś o tym napiszę bo … bo my mieliśmy od września rozpocząć utylizację tego syfu. Zabrakło nam dwa miesiące. Tam są pewne nitki które wiążą się w jedną całość. Ale … ale to też nie na dziś i nie na teraz" - czytamy.
Pożar składowiska w Przylepie
22 lipca w zielonogórskim Przylepie wybuchł pożar hali, w której składowane były substancje niebezpieczne. Wieczorem następnego dnia poinformowano, że działania gaśnicze zakończyły się. W całej akcji na miejscu pożaru wzięło udział łącznie 376 strażaków, 107 pojazdów i dwa samoloty.
Według strażaków w hali znajdowało się około pięciu tysięcy metrów sześciennych składowanego materiału.
Śledztwo dotyczące pożaru hali w Przylepie wszczęła Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze. Zostało wszczęte w związku z pożarem oraz wybuchem substancji łatwopalnych poprzez sprowadzenie zagrożenia dla zdrowia i życia osób oraz mienia wielkiej wartości. Grozi za to do ośmiu lat więzienia.
Jest pierwszy wyrok
Osoby, które umieściły odpady w hali magazynowej w Przylepie oraz dwaj urzędnicy ze starostwa powiatowego w grudniu zostali skazani przez sąd pierwszej instancji.
- Zapadł wyrok nieprawomocny. Ten wyrok jest o tyle dla nas satysfakcjonujący, że kary są wysokie, nawet do pięciu lat pozbawienia wolności oraz wielomilionowe nawiązki - powiedziała w środę prokurator Ewa Antonowicz.
Źródło: TVN24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24