Patrole policji ruszyły do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Lublinie, gdzie miało się pojawić dwóch mężczyzn z bronią. Na miejscu okazało się, że to nieprawda, a chodziło jedynie o ćwiczenia przeprowadzane przez firmę ochroniarską. Policja jednak o tym nie wiedziała.
Szereg radiowozów podjechało w sobotę, 19 października, pod Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Lublinie. Policja dostała bowiem zgłoszenie, że w budynku jest dwóch uzbrojonych mężczyzn.
Na miejscu okazało się, że to tylko ćwiczenia.
Policja: nie było informacji, że to tylko ćwiczenia
- Z tego, co wiemy, doszło do jakiejś pomyłki. Dostaliśmy zgłoszenie, bez zastrzeżenia, że to tylko ćwiczenia - mówi nadkomisarz Kamil Gołębiowski z Komendy Miejskiej Policji w Lublinie.
Na pytanie, czy zgłaszający poniosą w związku z tym konsekwencje, odpowiada, że nie jest w tej sprawie prowadzone żadne postępowanie.
Takie ćwiczenia odbywają się co miesiąc
Rzeczniczka szpitala Agnieszka Osińska informuje nas, że ćwiczenia były prowadzone przez firmę ochroniarską, z którą placówka ma podpisaną umowę.
Katarzyna Marszałek, rzeczniczka firmy Impel SA., pisze nam w mailu, że takie ćwiczenia odbywają się w szpitalu od stycznia co miesiąc.
"Pozwalają służbom ochrony sprawdzić obowiązujące procedury i strategie w realistycznych warunkach. To z kolei pozwala na skuteczniejsze reagowanie w sytuacjach kryzysowych, takich jak np. napady" – podkreśla.
Rzeczniczka firmy ochroniarskiej: reakcja była nadmiarowa
W szpitalu nie było więc żadnych uzbrojonych mężczyzn. Chodziło jedynie o przećwiczenie, jak w takiej hipotetycznej sytuacji powinni zachować się pracownicy ochrony.
"Ćwiczenia próbne służb ochrony często mają na celu odwzorowanie potencjalnej sytuacji kryzysowej w sposób jak najbardziej realistyczny i wyrobienie tym samym wśród pracowników właściwych reakcji, które w sytuacjach kryzysowych powinny być wykonywane niemalże automatyczne. W tym konkretnym przypadku mogło to spowodować, że osoby ze służb ochrony szpitala zareagowały nadmiarowo" - pisze nam Marszałek.
Wyjaśnia, że pracownicy ochrony, dzwoniąc do centrum monitoringu, nie poinformowały, że są to tylko ćwiczenia.
Centrum monitoringu miało obowiązek poinformować policję. "Realizm jest kluczowy dla skutecznego szkolenia, ale niestety w tym wypadku doprowadził do nieporozumienia" – zaznacza Marszałek.
Lekcja na przyszłość
Dodaje, że wezwanie policji wynikało z troski o bezpieczeństwo i było zgodne z obowiązującymi procedurami.
"Takie sytuacje stanowią cenną lekcję na przyszłość dla służb ochrony, aby jeszcze lepiej koordynować działania z innymi służbami i prawidłowo informować o planowanych ćwiczeniach. Przyjazd policji nie zakłócił pracy szpitala, a sytuacja została szybko wyjaśniona" – podkreśla rzeczniczka.
Źródło: tvn24.pl