Dzik pogonił radnego. Skończyło się w szpitalu

Radny pozdzierał sobie dłonie i kolano
Lublin. Radny Tomasz Pitucha uciekał przed dzikiem. Stracił równowagę i upadł. Odniósł obrażenia
Źródło: Tomasz Pitucha

Podczas spaceru z psem na osiedlu Wrotków lubelski radny Tomasz Pitucha został pogoniony przez dzika. Skończyło się bolesnym upadkiem, potłuczonymi okularami oraz podartymi spodniami i kurtką.

- Mój przykład pokazuje, że problem jest poważny. Miejsce na osiedlu Wrotków, w którym do tego doszło jest często uczęszczane przez osoby, które spacerują z psami. Chodzą tu też dzieci – mówi lubelski radny Tomasz Pitucha.

W piątek (17 listopada) około godziny 20 był z psem w pobliżu rzeki Bystrzyca niedaleko ul. Janowskiej, gdy zauważył, że w jego stronę biegnie dzik.

Biegł za nim dzik. Mężczyzna stracił równowagę i upadł

- Zacząłem uciekać, ale zwierzę było bardzo szybkie. Było już jakieś dwa metry ode mnie. Odruchowo odwróciłem się i wtedy - w pełnym biegu - straciłem równowagę i upadłem. Zacząłem głośno krzyczeć. Może to odstraszyło dzika. Bo zaraz poszedł w inną stronę. Możliwe, że to była locha ze swoimi młodymi, bo gdy się podnosiłem wydaje mi się, że widziałem w oddali jeszcze cztery czy pięć małych dzików – opowiada.

Wspomina, że upadek był bardzo bolesny. - Najbardziej pozdzierałem sobie kolano i nadgarstek. Uderzyłem się też w głowę oraz naciągnąłem kilka mięśni. Do tego dochodzi podarta kurtka i spodnie oraz stłuczone okulary – opowiada.

Radny: mieszkańcy widzą dziki oraz rozryte trawniki

Na szpitalnym oddziale ratunkowym okazało się, że nie ma żadnych złamań. - Później byłem jeszcze na izbie przyjęć, bo mocno bolał mnie brzuch. Do dziś odczuwam pewien dyskomfort - mówi.

Zapowiada, że wystąpi do władz miasta z roszczeniem majątkowym.

ZOBACZ TEŻ: W słuchawce usłyszał krzyk córki. Hanię i Artemona zaatakowało kilka psów

- Jako radny wiem, że miasto jest ubezpieczone w razie takich sytuacji. Nie o roszczenie jednak chodzi, ale o to, żeby nikt już nie musiał przechodzić takich przykrości jak ja. Chociaż nie słyszałem, aby ktoś został zaatakowany, to na osiedlu jest problem z dzikami. Szczególnie po zmroku. Mówią o tym mieszkańcy, których spotykam na spacerach. Wielokrotnie widzieli dziki oraz rozryte przez nich trawniki – zaznacza Pitucha.

Polski Związek Łowiecki przeciwny odstrzałom

Na problem już wcześniej zwracał uwagę władzom miasta – w październiku 2020 roku i we wrześniu 2022 roku. Proponował odstrzał dzików lub też ich wyłapanie i wywiezienie w głąb lasu.

Jak wynika z odpowiedzi na pierwszą z interpelacji, władze już w październiku 2019 roku wydały decyzję o "odłowie redukcyjnym wraz z farmakologicznym uśmierceniem do 60 sztuk dzików", jednak otrzymały negatywne stanowisko Polskiego Związku Łowieckiego.

"W uzasadnieniu przywołano dwa argumenty: po pierwsze odstrzał wiąże się z koniecznością wykorzystania broni o lufach gwintowanych, gdzie zasięg pocisków jest zróżnicowany i w zależności od kalibru i konstrukcji broni i pocisku może dochodzić nawet do kilku kilometrów. W przypadku chybienia lub zrykoszetowania pocisku, możliwy jest postrzał osób znajdujących się w okolicy" – czytamy w odpowiedzi na interpelację.

ZOBACZ TEŻ: Spadł na nią wąż, po chwili zaatakował też jastrząb. Kobieta myślała, że umrze

Jest też w niej mowa o tym, że wykorzystania broni myśliwskiej do odstrzału zwierząt na terenie miasta budzi zdaniem PZŁ wątpliwości prawne, bo tereny miejskie są z mocy ustawy wyłączone z obwodów łowieckich.

"W związku z powyższym stanowiskiem odstrzał dzików na terenie Lublina nie jest realizowany" – odpisał Artur Szymczyk, zastępca prezydenta Lublina.

Nie można też ich wywieźć w głąb lasu

Odłowienie dzików i ich wywożenie w głąb lasu też nie wchodzi w grę, bo - jak napisał Szymczyk w odpowiedzi na interpelację z 2022 roku - przewozu zwierząt zabraniają przepisy związane z afrykańskim pomorem świń.

Jedynym wyjściem jest więc - zdaniem władz miasta - ustawianie odłowni i farmakologiczne uśmiercanie dzików, które do nich wejdą. Co jest realizowane przez firmę, z która miasto ma podpisaną umowę. Jak podał wiceprezydent, takim sposobem w 2021 roku udało się odłowić 54 dziki.

- Odłownie nie zdają jednak moim zdaniem egzaminu, bo żeby miało to sens, zwierzę musi wejść do środka. A skoro dziki pojawiają się na osiedlu, oznacza, że nie wchodzą do odłowni – komentuje radny Pitucha.

Zamierza zaproponować władzom kolejne rozwiązania. – Może jakąś formę odstraszania. Na pewno trzeba coś z tym problemem zrobić, bo kiedyś może dojść do tragedii – podsumowuje..

TVN24 HD
Dowiedz się więcej:

TVN24 HD

Czytaj także: