Płyty chodnikowe przed sklepem z dopalaczami zostały zerwane, a cały teren został ogrodzony barierkami. Dlaczego? Oficjalnie - z powodu remontu chodnika. Nieoficjalnie - jest to kolejny sposób na walkę ze sprzedawcami "legalnych narkotyków". Magistrat mówi wprost: prace będą trwać dość długo…
Jeszcze nikt nie próbował w ten sposób walczyć ze sprzedawcami dopalaczy. Wcześniej nie pomagały dodatkowe patrole straży miejskiej i inne nietypowe akcje (np. sprowadzenie grupy wiernych, którzy modlitwami mieli zniechęcić potencjalnych klientów sklepu).
Władze Łodzi wymyśliły więc nowy sposób - walczą infrastrukturą. Czyli robią wszystko, żeby do sklepu z dopalaczami nie można było wejść.
Przed sklepem w ścisłym centrum miasta zarządca drogi zerwał chodnik i ogrodził teren (wraz z drzwiami wejściowymi) biało - czerwoną barierką. Dlaczego?
- Rozpoczęliśmy tam remont w ramach programu mia100 chodników - mówi z poważną miną Marcin Masłowski, rzecznik prezydent Hanny Zdanowskiej.
Tyle, że to inwestycja mocno specyficzna - bo chodnik sprzed remontu wcale nie był bardzo zniszczony. Zastanawiać mógłby też fakt, że miasto chce remontować tylko kilka metrów chodnika - akurat przed sklepem.
- Prace z pewnością zajmą dużo czasu. Nie możemy pozwolić sobie na fuszerkę - podkreśla rzecznik magistratu.
Wojna
O tym, że "remont" ma uderzyć w dopalacze urzędnicy nie mogą mówić wprost. - Czy nie boicie się pozwu ze strony właściciela sklepu? - pytamy urzędników.
- Jesteśmy na to gotowi - ucina Marcin Masłowski.
Potencjalny klient sklepu z dopalaczami może mieć duży problem. Bo za przekroczenie barierek strażnicy miejscy będą wręczać mandaty.
- Każdy dostanie 50 złotych mandatu, bo jest to teren wyłączony z ruchu pieszych - tłumaczy TVN24 Joanna Prasnowska z łódzkiej straży miejskiej.
Trudno też liczyć na to, że strażników akurat nie będzie - bo patrole wciąż przyglądają okolicom sklepu.
Za remontowaną ulicę odpowiada Zarząd Dróg i Transportu. Jego rzecznik, Piotr Grabowski tłumaczy, że nie sposób określić, kiedy prace się zakończą.
- Nie wykluczamy, że podczas prac znajdziemy coś, co trzeba będzie zabezpieczyć. Takie jest życie - wzrusza ramionami Grabowski.
Bezradność
Sklep w centrum Łodzi jest dowodem na to, że wojna z dopalaczami jest przegrana. Bo chociaż minęło już blisko sześć lat od momentu, w którym ówczesny premier Donald Tusk wypowiedział im wojnę, to handel kwitnie w najlepsze.
Zmienił się sposób sprzedaży. Do sklepu nie można tak po prostu wejść. Trzeba zadzwonić i poczekać, aż sprzedawca otworzy drzwi. Potem można już spokojnie robić zakupy.
Od tygodni przed sklepem stoi patrol straży miejskiej, który miał odstraszać potencjalnych klientów. Niestety, funkcjonariusze musieli ograniczyć się do biernego oglądania, jak kolejni klienci wychodzili z "towarem".
Tydzień temu Rada Miejska w Łodzi poprosiła o wsparcie szefa resortu sprawiedliwości, Zbigniewa Ziobrę. W wysłanym do niego liście prosili o zmianę prawa.
Samorządowcy nie precyzowali, jakie rozwiązania byłyby najlepsze. Zamiast tego hasłowo pokazywali, co jest największym problemem: - Nie ma prawa konfiskaty dopalaczy. Klient może spokojnie odejść nie niepokojony przez nikogo - mówi przewodniczący Rady Miejskiej.
Czekając na ministerialne pomysły
Patryk Jaki w rozmowie z portalem tvn24.pl podkreślił, że trwają prace nad "skutecznym prawem antydopalaczowym".
- Robimy wszystko co w naszej mocy, żeby przedstawić je jeszcze przed wakacjami - odpowiada wiceminister.
Jaki podkreśla, trudno jest napisać skuteczne prawo antydopalaczowe. Bo dodawanie kolejnych pozycji do listy zakazanych w Polsce substancji jest po prostu nieskuteczne. Jaki tłumaczy, że dopalacze błyskawicznie zmieniają skład i się "legalizują". Tym samym walka z nimi przypomina zabawę w kotka i myszkę. - Pośpiech jest wskazany, ale tutaj musimy być bardzo ostrożni, żeby nie stworzyć kolejnego martwego przepisu - kończy nasz rozmówca.
Łatwy dostęp
W zeszłym miesiącu Regionalne Centrum Polityki Społecznej w Łodzi opublikowało raport w sprawie dopalaczy. Wynika z niego, że aż 33 proc. gimnazjalistów i niemal 40 proc. licealistów uważa, że dopalacze są "łatwo dostępne". Z dopalaczy korzysta średnio co 10 uczeń szkoły ponadgimnazjalnej (13 proc.); uczennice korzystają z nich dwukrotnie rzadziej (7,7 proc.). Raport jest częścią europejskiego programu badawczego ESPAD, obejmującego 30 krajów europejskich, którego zasadą jest powtarzanie badań co cztery lata. W Łódzkiem przeprowadzono je wśród ponad 900 uczniów klas trzecich gimnazjów i ponad 1,1 tys. uczniów klas drugich szkół ponadgimnazjalnych.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź