Żona prezesa Amber Gold zaszła w ciążę, gdy była osadzona w łódzkim areszcie. Ojcem jest ówczesny funkcjonariusz Służby Więziennej Tomasz R. To pewne, bo do prokuratorów właśnie dotarły wyniki badania DNA, którym przymusowo musiał poddać się były już strażnik.
- Badania zlecone przez prokuraturę rejonową Łódź-Widzew potwierdziły, że ojcem dziecka Katarzyny P. jest wskazany przez nią mężczyzna - poinformował tvn24.pl Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Chodzi o kapitana Tomasza R., byłego wychowawcę w areszcie przy ul. Beskidzkiej w Łodzi. Badania, które wskazały na jego ojcostwo, przekazał Instytut Genetyki Sądowej w Bydgoszczy.
- Obecnie sprawdzamy, czy Katarzyna P. mogła stać się ofiarą przestępstwa. Ona sama twierdzi, że były funkcjonariusz Służby Więziennej wykorzystał jej sytuację psychiczną - wyjaśnia prokurator.
To wymaga - jak mówi Kopania - "nieznacznego pogłębienia dotychczasowych ustaleń".
- Będziemy wyciągać wnioski, co do ewentualnego przedstawienia zarzutów byłemu funkcjonariuszowi - wyjaśnia.
Więzienna seksafera
O ciąży aresztowanej żony prezesa Amber Gold głośno zrobiło się w marcu 2015 roku. Katarzyna P. podejrzana o kierowanie piramidą finansową Amber Gold czekała jeszcze wtedy na proces (obecnie toczy się on przed gdańskim sądem).
Jak zaszła w ciążę? Dyrekcja aresztu chciała wyjaśnić tę sprawę. Wszystko wskazywało na to, że ojcem może być jeden z funkcjonariuszy Służby Więziennej. A skoro tak - to strażnik musiał złamać obowiązujące go prawo zabraniające wchodzenia w intymne relacje z osadzonymi.
Sprawa trafiła do prokuratury i tu szybko utknęła. Dlaczego? Bo Katarzyna P. podczas przesłuchania nie chciała wskazywać, kto jest ojcem. Mówiła jedynie, że "nie czuje się ofiarą żadnego przestępstwa". Bezradni śledczy zdecydowali się umorzyć śledztwo, co nie spodobało się pełnomocnik byłej szefowej Amber Gold. Złożyła zażalenie, w którym podkreślała, że śledczy nie wystąpili o próbkę DNA i na tej podstawie nie stwierdzili, kto jest ojcem. Sąd uwzględnił jej stanowisko i nakazał prokuratorom ponowne otwarcie śledztwa.
Przymusowe badania
W zeszłym roku śledztwo ruszyło na nowo. Katarzyna P. zdecydowała się wtedy się więcej powiedzieć o okolicznościach poczęcia i zeznała, że ojcem dziecka jest Tomasz R.
Do niedawna wersji Katarzyny P. nie udało się potwierdzić, mimo że kilka miesięcy temu w Gdańsku ruszył proces cywilny o ustalenie ojcostwa jej córki. Wcześniej praw do dziecka zrzekł się jej mąż - Marcin P. W momencie poczęcia dziecka czekał na proces w areszcie w Piotrkowie Trybunalskim i nie miał z żoną żadnych intymnych spotkań.
Gdański sąd chciał porównać DNA dziecka z DNA Tomasza R. Były strażnik do teraz unikał jednak poddania się badaniom. Dlatego prokuratorzy z Łodzi w maju tego roku zdecydowali się go przymusić do oddania próbki śliny, aby porównać jego materiał genetyczny z materiałem dziecka Katarzyny P.
Już nie jest funkcjonariuszem
Tomasz R. był funkcjonariuszem SW 12 lat. Już nie służy za kratkami. W zeszłym roku został skazany za podżeganie do poświadczenia nieprawdy na cztery miesiące pozbawienia wolności (kara została warunkowo zawieszona). W 2014 roku namawiał pracownicę administracji w areszcie o przyjęcie korespondencji od Katarzyny P. do sądu ze zmienioną datą.
- Funkcjonariusz odszedł ze służby, zanim dyrekcja podjęła decyzję o jego wydaleniu w związku z wyrokiem - informuje kpt. Jakub Białkowski, rzecznik prasowy Dyrektora Okręgowego Służby Więziennej w Łodzi.
Najpoważniejsze konsekwencje spotkały jednak ówczesnego szefa zakładu karnego przy ul. Beskidzkiej, który został odwołany ze stanowiska za niewłaściwy nadzór.
Autor: bż/i/jb / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź