Kluczowe fakty:
- To był jeden z największych pożarów odpadów w Polsce. 25 maja 2018 roku zaczęło płonąć 50 tysięcy ton śmieci przywiezionych z kilku krajów Unii Europejskiej.
- Prokuratura ustaliła, że ktoś odpady podpalił, ale nie udało się nikogo zatrzymać. Przed sądem natomiast stanęło trzech byłych właścicieli firm, które odpady sprowadziły. Żaden nie usłyszał wyroku.
- Kiedy pożar został ugaszony, rozpoczęły się dyskusje, kto odpady, które nie spłonęły ma posprzątać.
- Przez blisko cztery lata trwał spór kompetencyjny. Starosta zgierski Bogdan Jarota (PSL) wskazywał, że powinien to zrobić marszałek województwa łódzkiego, z kolei marszałek Grzegorz Schreiber (PiS) wskazywał, że musi to zrobić starosta.
- Sprawę rozstrzygnął w marcu 2022 roku Naczelny Sąd Administracyjny, który zdecydował, że to marszałek województwa łódzkiego musi wyegzekwować usunięcie odpadów po pożarze w Zgierzu. Ale do dziś do tego nie doszło.
- Pojawiło się jednak światełko w tunelu. Zabezpieczono 70 milionów złotych na uprzątnięcie pogorzeliska. Ale nie wiadomo, kiedy miałoby to nastąpić.
Ogromny pożar na działce przy ulicy Boruty w Zgierzu wybuchł rok temu, 25 maja 2018 roku. Służby oszacowały, że składowane tam było ponad 50 tysięcy ton odpadów, które przyjechały - często pod osłoną nocy - z kilku krajów Europy. Góra śmieci rosła tam z tygodnia na tydzień, w końcowej fazie, przed wybuchem pożaru, sięgały one linii wysokiego napięcia i zajmowały cały ogromny teren. Okoliczni mieszkańcy, ale też firmy działające obok, skarżyli się na nieprzyjemny zapach i plagę much, z którymi nie było można sobie poradzić.