Siedem lat od wybuchu "Zgierzuwiusza". Pogorzelisko z tonami odpadów zarosło krzakami

Policja bada związki między pożarami składowisk odpadów
Mija siedem lat od jednego z największych pożarów odpadów w Polsce. Do dziś nikt nie uprzątnął częściowo nadpalonych śmieci
Źródło: Piotr Krysztofiak, tvn24.pl
Mija siedem lat od jednego z największych pożarów odpadów w Polsce. Na terenie po byłych zakładach Boruta w Zgierzu (Łódzkie) składowano ponad 50 tysięcy ton śmieci, które przyjechały z Wielkiej Brytanii, Niemiec, Szwecji i Włoch. Blisko połowa z nich spłonęła, drugie pół nadal zalega na placu. Odpadów nikt nie uprzątnął, mimo wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego, który wskazał, kto ma to zrobić. Po latach urzędowych przepychanek pojawiło się jednak światełko w tunelu.
Kluczowe fakty:
  • To był jeden z największych pożarów odpadów w Polsce. 25 maja 2018 roku zaczęło płonąć 50 tysięcy ton śmieci przywiezionych z kilku krajów Unii Europejskiej.
  • Prokuratura ustaliła, że ktoś odpady podpalił, ale nie udało się nikogo zatrzymać. Przed sądem natomiast stanęło trzech byłych właścicieli firm, które odpady sprowadziły. Żaden nie usłyszał wyroku.
  • Kiedy pożar został ugaszony, rozpoczęły się dyskusje, kto odpady, które nie spłonęły ma posprzątać.
  • Przez blisko cztery lata trwał spór kompetencyjny. Starosta zgierski Bogdan Jarota (PSL) wskazywał, że powinien to zrobić marszałek województwa łódzkiego, z kolei marszałek Grzegorz Schreiber (PiS) wskazywał, że musi to zrobić starosta.
  • Sprawę rozstrzygnął w marcu 2022 roku Naczelny Sąd Administracyjny, który zdecydował, że to marszałek województwa łódzkiego musi wyegzekwować usunięcie odpadów po pożarze w Zgierzu. Ale do dziś do tego nie doszło.
  • Pojawiło się jednak światełko w tunelu. Zabezpieczono 70 milionów złotych na uprzątnięcie pogorzeliska. Ale nie wiadomo, kiedy miałoby to nastąpić.

Ogromny pożar na działce przy ulicy Boruty w Zgierzu wybuchł rok temu, 25 maja 2018 roku. Służby oszacowały, że składowane tam było ponad 50 tysięcy ton odpadów, które przyjechały - często pod osłoną nocy - z kilku krajów Europy. Góra śmieci rosła tam z tygodnia na tydzień, w końcowej fazie, przed wybuchem pożaru, sięgały one linii wysokiego napięcia i zajmowały cały ogromny teren. Okoliczni mieszkańcy, ale też firmy działające obok, skarżyli się na nieprzyjemny zapach i plagę much, z którymi nie było można sobie poradzić.

Teren kilka dni przed wybuchem pożaru
Teren kilka dni przed wybuchem pożaru
Źródło: Piotr Krysztofiak, tvn24.pl

Sprawą zaczęły interesować się lokalne i ogólnopolskie media. Wieczorem 25 maja 2018 roku, kilka dni po pojawieniu się zdjęć i relacji z miejsca - odpady zaczęły płonąć. Nasz dziennikarz poszedł na teren ogródków działkowych - około kilometra w linii prostej gdzie doszło do pożaru. Nieopodal przepływa rzeka Bzura. Na jednej z działek spotkał się z panią Joanną. Kobieta opowiada, że nigdy nie zapomni tego wieczoru.

- To było koło godziny 23, było słychać takie syczenie nagle, coś zaczęło strzelać głośno i może po 5, 10 minutach usłyszałam syreny wozów strażackich. Potem zza tych drzew było widać ogromną czerwoną łunę, już wiedziałam co się stało - opisuje dzisiaj kobieta. - Przez całą noc nie spałam, ciągle jeździła straż pożarna, a około 5 nad ranem, kiedy zaczęło się robić widno, zobaczyłam ten czarny dym, to był tak przerażający widok, że nie wiedziałam co mam robić - czy uciekać stąd, czy jechać tam na miejsce. Ostatecznie wyjechaliśmy z mężem poza miasto - dodaje kobieta.

Policja bada związki między pożarami składowisk odpadów
Policja bada związki między pożarami składowisk odpadów
Źródło: PAP/Grzegorz Michałowski

Nigdy nie widziałem takiego pożaru

Na miejscu pracowało kilkanaście zastępów straży pożarnej. Strażacy próbowali opanować ogień i nie dopuścić do jego rozprzestrzenienia się na pobliskie firmy. Po siedmiu latach brygadier Jędrzej Pawlak, oficer prasowy komendanta wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej w Łodzi, przyznaje, że był to największy pożar, jaki widział podczas 24-letniej służby. - Pożar gasiło wtedy 1443 strażaków, na miejscu było 427 pojazdów różnego typu, wykorzystywano trzy źródła wody - z wodociągów, z rzeki Bzury i pobliskiej oczyszczalni ścieków. To największy pożar, jaki widziałem w życiu i był ciężki do opanowania ze względu na rodzaj odpadów. Były to sprasowane tworzywa sztuczne, które przy spalaniu dają bardzo duże ilości energii, nie pomagał też silny wiatr, który powodował, że pożar bardzo szybko rozprzestrzeniał się na całe składowisko - wspomina po siedmiu latach Pawlak. Dym widoczny był z kilkunastu kilometrów - między innym w Łodzi, Aleksandrowie Łódzkim, Ozorkowie, a nawet pod Łęczycą. Internauci pisali wówczas, że wybuchł wulkan "Zgierzuwiusz".

Od ogromnego pożaru minęło pięć lat. Odpadów do dziś nikt nie posprzątał
Od ogromnego pożaru minęło pięć lat. Odpadów do dziś nikt nie posprzątał
Źródło: TVN24

Od samego początku wyglądało mi to na "wałek"

Były Dyrektor Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Łodzi w rozmowie z nami podkreślił, że działalność na działce przy ulicy Boruty od samego początku wyglądała dla niego "na wałek". - Rok przed tym pożarem byłem tam z jednym z pracowników inspektoratu, widzieliśmy, jak to wygląda. Od razu było widać, że było to przedsięwzięcie nastawione na szybki zysk, typowa prowizorka i że prędzej czy później stanie się, to co się stało - przekazał. Dodał, że już wtedy próbował zainteresować sprawą wiele instytucji. - Począwszy od zawiadomienia Głównego Inspektora Ochrony Środowiska w celu wydania decyzji o częściowym zawróceniu tych odpadów do Anglii, ale te procedury bardzo długo trwały, bo kraje, które pozbyły się odpadów, nie były chętne je znów przyjmować. Powiadomiłem też nadzór budowlany - blaszak, który tam został postawiony pod kątem składowania odpadów, to była prowizorka bez jakichkolwiek decyzji. Powiadomiłem straż pożarną, prokuraturę - toczyło się śledztwo, ale bardzo długo i po roku wiemy, co się stało - relacjonuje Wójcik.

Na miejscu pracowali biegli powołani przez Prokuraturę Okręgową w Łodzi
Na miejscu pracowali biegli powołani przez Prokuraturę Okręgową w Łodzi
Źródło: Piotr Krysztofiak, tvn24.pl

To było podpalenie

Po trwającym kilkanaście miesięcy śledztwie prowadzonym przez Prokuraturę Okręgową w Łodzi ustalono, że doszło do podpalenia odpadów, jednak sprawców do dzisiaj nie udało się zatrzymać. Prokuratura postawiła trzem byłym prezesom spółek, które gromadziły odpady na działce przy ulicy Boruty w Zgierzu zarzuty. Przed sądem w Zgierzu toczy się od kilkunastu miesięcy proces wobec mężczyzn. - Wśród nich jest Artur K., oskarżony o to, że przywoził odpady z Niemiec, Wielkiej Brytanii, Belgii, Holandii, Włoch i Szwecji, naruszając w ten sposób przepisy ustanowione przez Parlament Europejski. Do Zgierza trafiło nie mniej niż 25 tysięcy ton odpadów, czyli ponad tysiąc sto transportów, a trwało to od 16 lutego 2017 roku do kwietnia 2018 roku - informował w kwietniu 2023 roku ówczesny rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania. W akcie oskarżenia czytamy, że odpady były składowane niewłaściwie - były za blisko budynków, przy granicy działki i pod linią wysokiego napięcia. - Co jest bardzo ważne, wystąpił brak możliwości manewrowych dla wozów gaśniczych, co w przypadku pożaru przyczyniłoby się do wystąpienia zagrożenia życia przebywających tam ludzi, oraz bezpośredniego zagrożenie dla środowiska naturalnego - dodawał prokurator Kopania.

Artur K. decyzją prokuratury nie może prowadzić działalności związanej z odpadami, grozi mu do pięciu lat pozbawienia wolności. Kolejnymi osobami, które stanęły przed sądem, są byli prezesi innej spółki działającej na działce przy ulicy Boruty w Zgierzu. - To Marek W. i Andrzej P. Są oskarżeni o składowanie odpadów w ilości nie mniejszej niż siedem tysięcy ton bez zabezpieczenia. Obu również grozi do pięciu lat pozbawienia wolności - informował prokurator Krzysztof Kopania. Prokurator Paweł Jasiak z prokuratury okręgowej informuje nas, że w ciąg dwóch lat od startu procesu, nikt nie został skazany, a sprawa nadal toczy się przed zgierskim sądem rejonowym.

Odpady do dziś nikt nie uprzątnął, zdjęcie z maja 2025 roku.
Odpady do dziś nikt nie uprzątnął, zdjęcie z maja 2025 roku.
Źródło: Piotr Krysztofiak, tvn24.pl
Na miejscu pożaru wyrosły drzewa i krzaki, które zasłaniają skalę problemu. Zdjęcie z maja 2025 roku.
Na miejscu pożaru wyrosły drzewa i krzaki, które zasłaniają skalę problemu. Zdjęcie z maja 2025 roku.
Źródło: Piotr Krysztofiak, tvn24.pl

Siedem lat od pożaru odpadów nikt nie posprzątał

Po siedmiu latach w miejscu, gdzie wybuchł pożar, nic się nie dzieje. Nasz dziennikarz wszedł tam bez żadnych problemów. Od strony ulicy Kwasowej nie ma płotu, a dziury w ogrodzeniu są też od strony ulicy Boruty. Odpady, które zalegają, zdążyły miejscami zarosnąć krzakami i niewielkimi drzewami. Już kiedy pożar został ugaszony, rozpoczęły się dyskusje, kto ma odpady, które nie spłonęły, posprzątać. A według wstępnych wyliczeń może ich tam być nawet 30 tysięcy ton. Przez blisko cztery lata trwał spór kompetencyjny. Starosta zgierski Bogdan Jarota (PSL) wskazywał, że powinien to zrobić marszałek województwa łódzkiego, z kolei marszałek Grzegorz Schreiber (PiS) wskazywał, że musi to zrobić starosta. Sprawę rozstrzygnął w marcu 2022 roku Naczelny Sąd Administracyjny, który zdecydował, że to marszałek województwa łódzkiego musi wyegzekwować usunięcie odpadów po pożarze w Zgierzu. W uzasadnieniu wyroku sąd argumentuje, że to marszałek województwa łódzkiego jest właściwy do wydania zezwolenia na zbieranie odpadów w sytuacji, gdy ich masa przekracza trzy tysiące ton w skali roku, a tym samym jest organem właściwym do podjęcia działań wobec posiadacza odpadów. Orzekł tak, mimo tego, że akurat w przypadku tych odpadów, zgodę na składowanie wydał... starosta, a nie marszałek. W międzyczasie jednak, w 2020 roku zmieniły się przepisy i od tamtego momentu składowiska większe niż trzy tysiące ton rocznie są w gestii marszałków województw. Wszystko wskazuje na to, że rok 2025 może być przełomowy. Po latach urzędniczego ping-ponga coś dobrego zaczęło się dziać w sprawie odpadów.

Od ogromnego pożaru minęło pięć lat. Odpadów do dziś nikt nie posprzątał
Od ogromnego pożaru minęło pięć lat. Odpadów do dziś nikt nie posprzątał
Źródło: TVN24

Zabezpieczone pieniądze

Po tym jak w wyborach samorządowych władze w powiecie i urzędzie marszałkowskim zaczęły sprawować dwie kobiety z tej samej partii - Koalicji Obywatelskiej, doszło do kilku spotkań pomiędzy starostą Iwoną Dąbek i marszałkinią Joanna Skrzydlewską. - My od początku mamy wyrok NSA, który mówi, że to nie my mamy to sprzątać - podkreśla starosta zgierska, Iwona Dąbek. - Nawet nie moglibyśmy wejść kompetencyjnie w nieswoje zadania - dodaje. Pytamy po raz kolejny urząd marszałkowski w Łodzi czy odpady - zgodnie z wyrokiem NSA - posprząta. Odpowiedź dostajemy po tygodniu. "Urząd Marszałkowski Województwa Łódzkiego zrobił wszystko, by wyegzekwować od firmy Green-Tec Solutions usunięcie odpadów. W związku z tym, że spółka unika odpowiedzialności, UMWŁ rozważa zastępcze uprzątnięcie tego terenu. Na ten cel zabezpieczone zostały fundusze. Teraz trwają analizy prawne co do podjęcia dalszych kroków. Informujemy, że Urząd Marszałkowski Województwa Łódzkiego ma zabezpieczone w Wieloletniej Prognozie Finansowej 75 milionów złotych na ewentualne uprzątnięcie tego terenu" - napisało biuro prasowe marszałka województwa łódzkiego. Na pytania, kiedy zaczną się prace przy uprzątnięciu odpadów, od rzeczniczki marszałka słyszymy: "To na razie wszystkie informacje, jakie możemy przekazać w tej sprawie". - To jest standard przy działaniu tego typu firm, że te firmy znikają, nie ma z nikim kontaktu i tak naprawdę płacimy wszyscy za uprzątnięcie tego co one pozostawiły - komentuje z kolei informację o ewentualnym posprzątaniu terenu były dyrektor WIOŚ, Krzysztof Wójcik.

"Ten pożar nauczył nas wiele"

Były dyrektor WIOŚ w Łodzi przekonuje, że to, co wydarzyło się przed 7 laty w Zgierzu, odcisnęło piętno nie tylko na mieszkańcach, ale na wielu instytucjach. Po pożarze zaczęły się dziać rzeczy, o których wcześniej nikt nie chciał słyszeć. - Trzeba jasno powiedzieć, że od 2018 roku wiele się zmieniło na plus, dzisiaj - to moje zdanie, kiedy stoję już z boku - ale widzę lepszą współpracę pomiędzy organami ścigania - policją i prokuraturą a samymi inspektorami ochrony środowiska. Proszę też pamiętać, że inspekcja została też wzmocniona kadrowo i również dostała możliwości prowadzenia czynności operacyjno-rozpoznawczych, których wcześniej nie miała. Teraz może taką podejrzaną działalność, chociażby przy użyciu drona filmować bez zawiadomienia. Więc na pewno ten ogromny pożar nas czegoś paradoksalnie nauczył. Wyciągnęliśmy z niego naukę, ale zobaczymy na jak długo - podsumował były dyrektor WIOŚ w Łodzi Krzysztof Wójcik.

Czytaj także: