Nigdy nie była agresywna, dzieci ją bardzo lubiły. Nie wiem, co się stało i dlaczego - mówi właścicielka Azy, suczki w typie amstaffa. Zwierzę w połowie lipca rzuciło się na czteroletnią dziewczynkę, która bawiła się na podwórku przed domem. Dziecko przeżyło, ale blizny może mieć już na zawsze. - Właścicielom zdarza się wypieranie faktu, że ich pies może stanowić zagrożenie. Przebudzenie następuje, kiedy jest już za późno - komentuje Agnieszka Nojszewska, behawiorystka zwierzęca.
Ulica Juliusza w Zduńskiej Woli. Jest 19 lipca, upalne popołudnie. Na podwórku przed kamienicą bawi się grupa dzieci. Mają do dyspozycji piaskownicę, nieco uszkodzoną trampolinę i ogrodowy, plastikowy domek. W grupie jest czteroletnia Nadia. Dziewczynka nie boi się, że wokół dzieci biega Aza, średniej wielkości pies, który z wyglądu przypomina amstaffa. Lubią bawić się z nią miejscowe dzieci, czasami rzucają suczce kamyki, a ona aportuje. Z psem przed kamienicą przez pewien czas jest też właścicielka Azy. W pewnym momencie jednak zostawia psa bez opieki i idzie do mieszkania. Wtedy dochodzi do dramatu: zwierzę z jakiegoś powodu rzuca się na dziecko i gryzie je po twarzy. Dziewczynkę przed kolejnymi ugryzieniami uratowała mieszkanka drugiego budynku przylegającego do podwórka.
Okoliczności zdarzenia do teraz są wyjaśniane przez prokuraturę. Czteroletnia dziewczynka po ataku trafia do szpitala. Dziecko - jak opowiada jej matka - przez tydzień przebywało na oddziale intensywnej terapii w stanie śpiączki farmakologicznej. Jej stan był bardzo ciężki, dziewczynka miała przetaczaną krew. Szpitalny oddział opuściła dopiero w zeszłym tygodniu. Kiedy rozmawiam z jej mamą, dziewczynka ogląda bajki na telefonie przed domem dziadków. Dziecko jest nieśmiałe, unika kontaktu wzrokowego. Matka opowiada, że po ataku się zmieniła, nie jest już tak rezolutna i pewna siebie jak wcześniej. Na razie dziewczynka wraz z mamą i rodzeństwem przebywa u dziadków. Z dala od miejsca ataku.
Odpowiedzialność
Właścicielka zwierzęcia, które zaatakowało Nadię opowiada, że po Azę przyjechali pracownicy schroniska. - Usłyszałam, że najpewniej ją uśpią. Nie wyobraża pan sobie, co się dzieje z naszą rodziną w ostatnim czasie - mówi.
Tłumaczy, że jej pies nigdy nie był agresywny. - Wiem, że po takiej tragedii ludzie chętnie mieszają z błotem właścicieli psów. Ale chciałabym, żeby mieli wiadomość, że to koszmar również dla nas. Jesteśmy sąsiadami, znam Nadię od zawsze. Sama mam małe dziecko. Ostatnie, czego bym chciała to żeby komuś stała się krzywda - opowiada.
Mówi, że zawsze pilnowała psa. - Nie było mnie tam kilka chwil. Niech to będzie przestrogą dla wszystkich. Kilka sekund może wszystko zmienić - mówi kobieta.
Teraz grozi jej odpowiedzialność karna. Dochodzenie w sprawie narażenia dziecka na bezpośrednie ryzyko utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu wszczęła prokuratura w Zduńskiej Woli. Do przestępstwa, według wstępnej kwalifikacji, doszło poprzez niezachowanie środków ostrożności przy trzymaniu psa i braku dozoru nad zwierzęciem biegającym bez kagańca.
- Trwa przesłuchiwanie świadków. Biegły z zakresu medycyny sądowej sporządzi opinię, co do rodzaju obrażeń ciała. Oceni, czy stanowią ciężki uszczerbek na zdrowiu w rozumieniu artykułu 156 kodeksu karnego - opowiada Jolanta Szkilnik, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Sieradzu.
Za nieumyślne spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu grozi do trzech lat więzienia. Prokurator Szkilnik podkreśla, że niedługo po ataku śledczy skierowali do powiatowego inspektora weterynarii w Łasku wniosek o niezwłoczne wszczęcie postępowania administracyjnego.
- Miało ono na celu niezwłoczne usunięcie zagrożenia, jakie stwarza ustalony pies - mówi Szkilnik.
Lawina kosztów
Mecenas Bronisław Muszyński podkreśla, że - abstrahując od problemów karnych - właściciel zwierzęcia, które komuś wyrządzi krzywdę musi się liczyć z gigantycznymi kosztami.
- Właściciel odpowiada za szkody wyrządzone przez zwierzę. Włącznie z odpowiedzialnością finansową niezbędną na pokrycie kosztów operacji dziecka. Do tego dochodzi kwestia zadośćuczynienia za szkody związane z traumą - mówi prawnik.
W tym wypadku rodzice dziewczynki mogą - zdaniem prawnika - domagać się środków od właścicielki.
- W zasadzie jedyną okolicznością, która wyłączałaby odpowiedzialność właściciela była taka, że ktoś z zewnątrz wypuściłby zwierzę bez wiedzy i zgody właścicielki - podkreśla prawnik.
Zaznacza, że koszty związane z odpowiedzialnością cywilną w podobnych sprawach są liczone w dziesiątkach, jak nie setkach tysięcy złotych.
- To są koszty, które mogą złamać budżet wielu rodzin. Dlatego za wszelką cenę trzeba pilnować zwierząt, bo konsekwencje mogą być bardzo długoterminowe. Pewnym ratunkiem może być ubezpieczenie odpowiedzialności cywilnej, która czasami jest uwzględniana w ubezpieczeniach mieszkania - przypomina prawnik.
NFZ: refundacja nie jest wykluczona
Andrzej Troszyński z Narodowego Funduszu Zdrowia podkreśla, że zabiegi chirurgii plastycznej, czy - wprost - zabiegi kosmetyczne, nie są refundowane przez NFZ. To jednak nie oznacza, że rodzice Nadii nie mogą w tej materii liczyć na pomoc:
- Fundusz może sfinansować zabieg korekty defektu fizycznego, ale tylko w przypadku, gdy jest to następstwo wady wrodzonej, czy wady nabytej z powodu urazu. Może też być to wskutek deformacji spowodowanej chorobą czy jej leczeniem. Podkreślam, przeprowadzenie takiego zabiegu musi być uzasadnione względami medycznymi, a nie li tylko estetycznym - mówi Andrzej Troszyński w rozmowie z tvn24.pl.
Ostateczna decyzja należy do lekarza. Anna Leder z łódzkiego oddziału Funduszu tłumaczy, że podejmując ją lekarz bierze pod uwagę charakter schorzenia, stan zdrowia pacjenta, czy też możliwości uzyskania jak najlepszego dla chorego efektu terapeutycznego
- Zabiegi chirurgii plastycznej, które nie zostały zakwalifikowane do wykonania w ramach ubezpieczenia zdrowotnego odbywają się na zasadach komercyjnych, zgodnie z cennikiem ustalonym przez placówkę medyczną - podkreśla Leder.
Behawiorystka i trenerka psów: wiedza, która jest wypierana
Agnieszka Nojszewska jest behawiorystką i trenerką psów. Podkreśla, że nie chce odnosić się do wypadku w Zduńskiej Woli, bo nie ma wystarczająco dużo informacji, jak i dlaczego doszło do ataku psa na dziecko. Rozmówczyni tvn24.pl wskazuje, że każdy właściciel psa musi mieć świadomość, że łagodność do ludzi czy przyjazny stosunek do dzieci nie jest cechą wrodzoną psa. Takie cechy psa zależą jedynie od jego dobrego wychowania i szkolenia.
- Co więcej, nawet jeśli pies jest łagodny do ludzi w towarzystwie opiekuna, nie można wychodzić z założenia, że będzie się tak samo zachowywał się, gdy zostanie sam. Nawet znajomi ludzie, ale nie będący członkami rodziny i zachowujący się w stosunku do zwierzęcia gwałtownie, na przykład podbiegając w stronę psa, czy wyciągając do niego ręce lub nachylając się nad nim, mogą być ocenieni przez psa jako zagrożenie. Ludzie często zachowują się w zupełnie niezrozumiały dla psów sposób. Każdy człowiek jest inny a pies nie zakłada że jest dobry, zwłaszcza jeśli już zaznał przemocy z jego strony - podkreśla ekspertka.
Dlatego - jak zaznacza - ważna jest odpowiednia socjalizacja psa z ludźmi, czyli uczenie go zachowań społecznych ludzi oraz wychowanie i szkolenie nie opierające się na wymuszaniu na psie posłuszeństwa.
- Atak to najczęściej jedyny sposób obrony, gdy pies zostaje nagle zaskoczony lub gdy przez dłuższy czas jest zmuszony do przebywania w miejscu w którym dużo dzieje, gdzie jest dużo ruchu i hałasu. W takich miejscach pies jest w ciągłej gotowości. Nie jest w stanie odpocząć i jeśli dodatkowo, zostanie tam sam i przestraszy się kogoś, może zaatakować i to bardzo gwałtownie - opowiada Agnieszka Nojszewska
Zaznacza, że właścicielka nie powinna zostawiać psa bez opieki. - Gdyby była na miejscu mogłaby odczytać sygnały zwierzęcia, że jest ono zaniepokojone i może być agresywne. Każdy świadomy opiekun psa umie rozpoznać, kiedy jego pies nie czuje się dobrze i kiedy powinien mu pomóc, zanim pies będzie zmuszony sam sobie poradzić - dodaje rozmówczyni tvn24.pl.
Czytaj też: Jak się zachować w razie ataku agresywnego psa?
Wskazuje, że czteroletni pies jest dorosły. - Jeśli miał problemy z akceptowaniem obcych osób lub z pilnowaniem zasobów, na przykład jedzenia, już wcześniej musiał zachowywać się w sposób, który powinien zaniepokoić opiekuna. Nawet jeśli nie okazywał agresji, bardzo możliwe że okazywał niepewność lub strach. Agresja jest często nimi podszyta - komentuje Nojszewska.
Jej zdaniem, właściciele mają często tendencję do wypierania faktu, że ich zwierzę ma w sobie agresję i może jej użyć. Są przekonani, że ich pies nigdy nie ugryzie. Działa tu podobny mechanizm, co w przypadku rodziców, których dzieci dopuściły się przestępstwa.
- Jeśli taki brak wyobraźni połączymy z zaniedbaniem w zakresie wychowania psa, nie wspieraniem go w trudnych sytuacjach i narażaniem go na niepotrzebny stres… tragedia gotowa. Oczywiście są psy które nigdy w życiu nie ugryzły żadnego człowieka, ale stało się tak nie przez to że były łagodne, ale raczej dzięki temu, że żaden człowiek nie sprowokował ich do użycia agresji - dodaje.
Rozmówczyni tvn24.pl wskazuje, że nieświadomość potencjału psa nie wynika jedynie z braku obiektywnej oceny ze strony opiekuna. Odpowiedzialność - jak mówi Nojszewska - za taki obraz ponoszą także hodowcy zapewniający kupujących od nich psy, że kupują psa łagodnego, przyjaznego, odważnego, czy inteligentnego.
- To jednak nie są cechy żadnej z ras psów. To cechy, które nie są dziedziczne. Wykształcają się dzięki dobremu wychowaniu psa. Z drugiej strony są także trenerzy psów, którzy zapewniają właściciela, że zachowanie psa można dowolnie zmienić dzięki szkoleniu lub że dana rasa wymaga stosowania tak zwanej mocnej ręki. To także nieprawda. Tak jak u ludzi, surowe wychowywanie psa zawsze sprawia w jego psychice więcej szkody niż pożytku, podobnie jak awersyjne szkolenie, blokujące jego naturalne zachowania - podkreśla behawiorystka zwierzęca.
Czytaj też: Blisko tysiąc zgłoszeń rocznie o agresywnych psach. Jak zachować się w razie ataku? Policyjne wskazówki
Jej zdaniem, ważne jest to by ludzie zrozumieli że agresywność czy lękliwość są cechami dziedzicznymi występującymi w absolutnie każdej rasie psów.
- Nie ma ras mniej lub bardziej agresywnych, ale jeśli rozmnaża się psy który wykazują zaburzenia zachowania w kierunku agresji czy lękliwości, ich potomstwo będzie je dziedziczyć. Można więc stworzyć linię psów agresywnych i lękowych w dowolnej rasie. Wychowanie i szkolenie może te cechy dodatkowo wzmocnić lub je osłabić - opowiada Nojszewska.
By pies był bezpieczny dla otoczenia, musi przede wszystkim sam czuć się w nim bezpiecznie. Zwykle to nie psy prowokują ludzi swoim zachowaniem, ale to ludzie stawiają je w sytuacji, gdy muszą się bronić. - Pies to pies a nie człowiek, myśli na psi a nie ludzki sposób i ma wielki potencjał, za który odpowiadają jego geny. Jest od człowieka dużo szybszy i bywa także dużo silniejszy. To czy swoich cech użyje przeciwko człowiekowi zależy głównie od tego jak jest przez niego wychowany - kwituje ekspertka.
*** Rodzice czteroletniej dziewczynki, która została pogryziona prowadzą zbiórkę na rzecz przyszłych operacji plastycznych córki. Na razie udało się zebrać nieco ponad 40 tysięcy złotych.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: archiwum prywatne rodziny poszkodowanej dziewczynki