Przed łódzkim sądem okręgowym stoi co najmniej dwa miesiące. Został zaparkowany w strefie płatnego parkowania, gdzie za każdą godzinę trzeba zapłacić trzy złote. Nic dziwnego, że za szybą aż się roi od mandatów. Zarządca drogi na razie nie chce odholować pojazdu, szykuje się więc mandatowy rekord.
Nałożenie kolejnego mandatu wymaga od kontrolera sporej zwinności. Bo nieostrożnie wkładając kolejne wezwanie do zapłaty za wycieraczkę może skończyć wysypaniem się kilkudziesięciu innych nałożonych już wcześniej.
Właściciel czarnego samochodu zaparkowanego przed łódzkim sądem okręgowym w piątek miał za wycieraczką około 30 mandatów.
- Każdy to co najmniej 50 złotych. Czyli w sumie grubo ponad tysiąc złotych mandatu - mówi pan Krzysztof, ochroniarz w łódzkim sądzie.
Najstarsze mandaty pochodzą z połowy czerwca. Najnowszy został wystawiony ledwie kilkadziesiąt minut przed naszą wizytą.
Aż zzielenieje
Strefa płatnego parkowania, na której stoi "mandatowy rekordzista" jest zarządzana przez Zarząd Dróg i Transportu. Jego rzecznik, Tomasz Andrzejewski wyjaśnia, że w najbliższych dniach nic w sprawie samochodu się nie ruszy.
- Teoretycznie moglibyśmy odholować ten pojazd. Problem w tym, że prawo precyzuje, że takie działanie można podjąć tylko względem pojazdów, które są opuszczonymi wrakami - wyjaśnia.
A czarne audi sprzed łódzkiego sądu - chociaż brudne - na wrak jeszcze nie wygląda. Dlatego na holowanie trzeba będzie poczekać. A pula mandatów będzie rosła.
- W sądzie ostatnio zastanawialiśmy się, co tu mogło się wydarzyć. Najwięcej osób było za wersją, że ktoś przyjechał na rozprawę i został zatrzymany. Jedno jest pewne. Będzie stał, dopóki nie zarośnie - mówi tvn24.pl Agnieszka, łódzka prawniczka.
Gmina utylizuje wraki
Tomasz Andrzejewski ze ZDiT przyznaje, że problem porzuconych samochodów jest szczególnie uciążliwy dla miasta.
- Najpierw te samochody zabierają cenne miejsca parkingowe. Po przewiezieniu na parking przez pół roku żądamy od właściciela odbioru pojazdu - wyjaśnia.
Najczęściej jednak samochody nie są nigdy odbierane. Bo to się po prostu nie opłaca.
- Nie ma w Polsce odgórnego przepisu, który przymuszałby właścicieli do zabierania pojazdów - tłumaczy Andrzejewski.
Po półrocznym oczekiwaniu na parkingu pojazdy przechodzą na własność gminy. Potem - teoretycznie - mają być sprzedane. Najczęściej jednak są utylizowane bez zysku.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź