Dlaczego dramat, do którego doszło 16 września na autostradzie A1, sprawił, że opinia publiczna doszukiwała się w działaniach policji i prokuratury nierzetelności i prób "zamiatania sprawy pod dywan"? Dlaczego przez pierwsze dni panował chaos i jak to się stało, że kierowcy bmw trzeba było potem szukać za granicą?
Pokazujemy dzień po dniu, co robili śledczy i jak komunikowali się z dziennikarzami. Poszczególne etapy komentuje dla nas prokurator, prawnik i były policjant.
Sobota, 16 września, godz. 19:57. Wypadek, akcja ratownicza, Sebastian M. na miejscu tragedii
Informacja o tragedii do służb spływa o 19:57. Zgłoszenia są trzy. Pierwsze dwa od kierowców, którzy jechali przez A1. Trzecie jest wygenerowane przez system eCall zainstalowany w bmw, za kierownicą którego siedział Sebastian M. Stąd pojawią się potem informacje, że to on zaalarmował służby.
Na miejsce jadą trzy karetki - dwie administrowane przez Tomaszowskie Centrum Zdrowia (jedna wyjechała z Kurowic, a druga z Pabianic) oraz jedna z Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi.
Na zachodnią nitkę A1 wyjeżdża też siedem zastępów strażaków, w tym cztery z Ochotniczej Straży Pożarnej. Brygadier Jędrzej Pawlak z łódzkiej komendy wojewódzkiej PSP wylicza, że początek akcji gaśniczej rozpoczął się 15 minut po zgłoszeniu. Na ratunek dla Patryka, jego żony Martyny i ich pięcioletniego syna Oliwiera nie ma już szans. - Pożar udało ugasić się bardzo szybko, ale z auta została już metalowa konstrukcja. Stopiły się plastiki, po siedzeniach zostały tylko dymiące jeszcze sprężyny. Temperatura była bardzo wysoka - mówi strażak.
Ratownicy z Kurowic, którzy mieli ruszyć z pomocą rodzinie, nie podejmują nawet akcji ratunkowej. - Drugi z zespołów ratownictwa jeszcze w czasie jazdy dostaje informację, że kilkaset metrów za płonącą kią jest drugi samochód, który uczestniczył w wypadku - mówią nam informatorzy z pogotowia.
Ten drugi samochód to bmw. Za jego kierownicą siedział Sebastian M. Przyznaje to w rozmowie z ratownikami. Odniósł w wypadku obrażenia, ratownicy chcą więc, żeby pojechał do szpitala. M. się nie zgadza, podpisuje dokument, w którym zaznaczył, że robi to na własną odpowiedzialność. Do szpitala jadą za to jego dwaj pasażerowie. Jeden z nich mówi ratownikom, że pił alkohol. Mówi też, że jadąca przed nimi kia "zajechała im drogę". Potem było "kilka uderzeń". Mężczyzna opowiada także, że wziął gaśnicę i próbował gasić pożar, ale nic nie wskórał.
Pasażerowie jadą do szpitala. Sebastian M. zostaje na miejscu. O godzinie 21:01 strażacy przesyłają do naszej redakcji informację o tragedii. Chwilę potem dostajemy też zdjęcia na Kontakt 24. Na stronie tvn24.pl pojawia się pierwszy artykuł. Opieramy się na wersji straży. Podajemy, że zderzyły się dwa samochody i jeden z nich stanął w płomieniach. Na tamtym etapie nie dysponujemy jeszcze informacjami od policji.
Sobota, 16 września, godz. 22. Pierwsze ustalenia i szok
Godzina 22. Policjanci zabezpieczający ruch na miejscu tragedii pozwalają przejechać jednym pasem w kierunku Katowic. Część kierowców nagrywa to, co zostało z auta, w którym podróżowała trzyosobowa rodzina. Świadkowie widzą zniszczoną poduszkę, która należała do pięcioletniego Oliwiera, obok wraku są też resoraki (potem ktoś poukłada je na barierze energochłonnej, przy której zginął).
Policjanci sprawdzają, czy M. jest pijany. Nie jest. Negatywny wynik daje też badanie narkotestem. Prokurator podejmuje decyzję, że 32-latek musi oddać próbkę krwi do późniejszych badań. M. zachowuje się spokojnie.
19.57 pow.piotrkowski, m.Sieroslaw, A1 339 km. Zderzenie dwoch samochodow osobowych. Jeden pojazd objety pozarem 3 x OS najprawdopodobniej M,K,D. A1 kier na Katowice zablokowana. 3-PSP, 4-OSP
Około godziny 23 działania kończą strażacy. - Wrócili wstrząśnięci. Jeden ze świadków opowiadał, że zanim płomienie ogarnęły całe auto, szarpał klamkę, żeby dostać się do uwięzionych w środku osób. Szarpał tak mocno, że ją urwał. Potem musiał już uciekać przed buchającym żarem - opowiada młodszy brygadier Jędrzej Pawlak z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
Sebastian M. - podobnie jak wcześniej jego pasażer w rozmowie z ratownikami - mówi funkcjonariuszom, że auto jadące przed nim zajechało mu drogę. Po pobraniu krwi w piotrkowskim szpitalu jedzie na komendę, gdzie jest przesłuchiwany jako świadek. Podpisuje protokół przesłuchania i może wrócić do domu. Nikt nie zabrania mu opuszczania kraju, z czego niedługo potem skorzysta.
O godzinie 23:11 na profilu "Bandyci Drogowi" pojawia się film, na którym widać moment zdarzenia.
Zostaje on zarejestrowany przez auto jadące na nitce wschodniej w kierunku Łodzi, kiedy auta jadące z naprzeciwka się zderzają i jedno z nich niemal natychmiast się zapala. Wersja pasuje do tej, którą przedstawiają nam strażacy. Na tym etapie policja o wypadku milczy.
Komentarz: Czy to błąd, że po wypadku nie zatrzymano Sebastiana M.?
Prokurator, prosi o anonimowość: Do pewnego stopnia rozumiem decyzję o braku zatrzymania. Prawo pozwala na zatrzymanie "do wyjaśnienia" na 48 godzin. Tyle tylko, że w tym wypadku 48 godzin niewiele daje, bo do wyjaśnienia kulisów tragedii potrzeba dużo więcej czasu. Trzeba powołać biegłych, ocenić miejsce zdarzenia i tak dalej. Teraz wiemy już więcej, ale wtedy - z perspektywy policjantów - wyglądało to tak: zderzyły się dwa samochody na autostradzie, jeden wjechał w tył drugiego. Trudno było na tym etapie stwierdzić, kto jest sprawcą.
Maciej Karczyński, były policjant: Wiem, że takie sprawy są trudne, ale gdyby sprawą zajmowaliby się policjanci z garnizonu warszawskiego, to z pewnością zatrzymaliby na 48 godzin do wyjaśnienia. Rozumiem, że trudno by było w ciągu 48 godzin wyjaśnić wszystkie wątpliwości. Prawda jest jednak taka, że wtedy sprawa byłaby pod kontrolą organów ścigania. Nagranie z wypadku by wypłynęło, kiedy kierowca był jeszcze do dyspozycji prokuratury. Nie byłoby tego zamieszania, które potem oglądaliśmy.
Prawnik, mec. Bronisław Muszyński, łódzki karnista: W mojej karierze zawodowej widziałem tylko dwie sprawy, kiedy trzeźwy sprawca wypadku był zatrzymywany na miejscu tragedii. Jedna z tych historii dotyczyła kierowcy z Białorusi, który mógł uciec za granicę, druga również dotyczyła cudzoziemca. Na tamtym etapie nie była to na tyle jednoznaczna historia, żeby kierowca bmw został zatrzymany.
Niedziela, 17 września. Początek chaosu
W niedzielę od rana kontaktujemy się z piotrkowską policją, pytamy o szczegóły o tragedii. Funkcję rzecznika tego dnia pełni starszy sierżant Oliwia Kowalczyk. O godzinie 10 przez telefon przekazuje nam, że ze wstępnych ustaleń wynika, że kia "z niewyjaśnionych przyczyn" uderzyła w bariery i się zapaliła. Dopytujemy zatem, co stało się z bmw, o którym wieczór wcześniej informowali strażacy.
Policjantka z Piotrkowa Trybunalskiego odsyła nas do rzeczniczki komendy wojewódzkiej policji, komisarz Anety Sobieraj. Od niej słyszymy, że sprawa jest pod nadzorem prokuratury i to prokuratorom trzeba zadawać pytania.
Rzeczniczką Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim jest Magdalena Czołnowska-Musioł, ale w czasie tego weekendu przebywa na urlopie. Zastępuje ją Piotr Cegiełka, doświadczony piotrkowski prokurator. W rozmowie telefonicznej informuje, że nie zna szczegółów zdarzenia. Zapowiada, że przekaże je następnego dnia, kiedy porozmawia z prokuratorem-referentem sprawy.
Tymczasem pierwsze informacje o tragedii podaje policja. Komunikaty budzą konsternację, bo - chociaż w internecie jest już film pokazujący zderzenie dwóch aut - policja o tym w ogóle nie wspomina, tylko przekazuje, że kia uderzyła w bariery "z niewyjaśnionych przyczyn", a następnie się zapaliła.
Komentarz: Na jakim etapie popełniono błędy?
Prokurator, prosi o anonimowość: Już drugiego dnia błędy były kardynalne. Nie mam pojęcia, dlaczego zignorowano film, na podstawie którego już należało podjąć działania. Widać na pierwszy rzut oka dużą dysproporcję prędkości między bmw a kią. Fakt, że na tym etapie nie nakazano zatrzymać kierowcy bmw, jest dla mnie niezrozumiały.
Były policjant - Maciej Karczyński: Prokuratura ma prawo "zamknąć usta" policji. Jeżeli tak się stanie, funkcjonariusze nie mają realnego wpływu na jakość komunikacji z dziennikarzami. W tym wypadku decyzja śledczych o lakonicznym informowaniu mogła przyczynić się do powstania zamieszania. Ja zawsze powtarzam, że jest coś takiego jak strategia komunikacji "na strusia" - jak ktoś chowa głowę w piasek, to na powierzchni wciąż jest tyłek, w który można kopnąć. I kopano do czasu zatrzymania.
Prawnik, mec. Bronisław Muszyński, łódzki karnista: Jeżeli ktoś myśli, że informowanie mediów, a więc społeczeństwa, to jest błahostka czy niepotrzebny dodatek do pracy śledczych, powinien dokładnie przestudiować ten przypadek. Niezrozumiałe ruchy i dziwaczne komunikaty sprawiły, że w sieci zawrzało od teorii spiskowych.
Poniedziałek, 18 września. Oburzenie, katastrofa i "niezrozumiałe" ruchy
Od rana staramy się dowiedzieć, co prokurator Cegiełka ustalił w sprawie tragedii A1. - Proszę o telefon o 11 - odpowiada. Czas mija, prokurator milczy i nie odbiera telefonów. O godzinie 13 wysyłamy mu wiadomość SMS. Pytamy, dlaczego ciągle nie ma stanowiska prokuratury.
"Dam znać, jak będę miał informację" - pisze do nas prokurator Cegiełka. Pół godziny później prosi nas o przesłanie pytań. Tych samych, które zadaliśmy już w niedzielę. Interesuje nas, jaki - według ustaleń - był przebieg wypadku i czy komuś przedstawiono zarzuty. Wysyłamy i znowu czekamy, odpowiedź tego dnia nie przychodzi.
Komunikat na swojej stronie publikuje za to Komenda Miejska Policji w Piotrkowie. Czytamy w nim, że "kierujący pojazdem kia na chwilę obecną z niewyjaśnionych przyczyn uderzył w bariery energochłonne, następnie auto zapaliło się". Ponownie ani słowa o zderzeniu z bmw.
"Mamy pewność, że w tym bmw jechał ktoś bardzo ważny" - pisze w sieci internauta o pseudonimie Grzesiek Krakow. W podobnym tonie wypowiadają się inni. Na portalu wykop.pl kilku użytkowników pisze, że przed miejscem wypadku na A1 widzieli bmw, które wyprzedzało ich z "olbrzymią prędkością". Na tym etapie w sieci pojawiają się kolejne informacje o rzekomych związkach kierowcy bmw z policją. Internauci dowiadują się, jak nazywa się kierowca auta i obwieszczają, że w łódzkiej policji pracują dwie osoby o tym samym nazwisku, z czego jedna w wydziale ruchu drogowego. Komentarzy przybywa lawinowo.
Wtorek, 19 września. Apel rodziny, enigmatyczny komunikat prokuratury
We wtorek o godzinie 9 otrzymujemy oczekiwane stanowisko prokuratury. Niestety, niewiele z niego wynika. Czytamy w nim, że postępowanie prowadzone jest w kierunku spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Prokurator Cegiełka informuje, że zginęły trzy osoby, a dwie inne "doznały obrażeń ciała".
Nie mówi nic o zderzeniu dwóch aut. Przekazuje tylko, że "trwa ustalanie okoliczności, w jakich doszło do wypadku" i zaznacza, że "na chwilę obecną postępowanie prowadzone jest w sprawie".
W sieci wrze. Na portalu "Bandyci Drogowi" pojawia się apel bliskich rodziny, która straciła życie:
"Rodzina Patryka, Martyny oraz 5-letniego Oliwiera poszukuje prawdy. Może ktoś jechał 16 września autostradą A1, około godziny 19:00 i zwrócił uwagę na zachowanie kierowcy bmw" - apele o takiej treści, pod którymi podpisują się bliscy rodziny pojawiają się na kilku profilach zajmujących się bezpieczeństwem na drogach w mediach społecznościowych.
Czwartek, 21 września. Interpelacja poselska
- Zadaję pytania o powody szokującego zachowania policji, która mimo nagrań i zeznań świadków ignoruje fakt, że w ich samochód pełnym pędem wjechało bmw - pisze na Twitterze posłanka KO Hanna Gill-Piątek, informując jednocześnie o złożeniu poselskiej interpelacji do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji w sprawie wypadku na A1.
Parlamentarzystka podkreśla, że policja z jakiegoś powodu "zakłada wyłącznie alternatywny przebieg zdarzenia, w ramach którego kierowca bmw nie brał udziału w zdarzeniu". Dopytuje szefa resortu o to, jakie działania zostały podjęte w związku z tragedią na A1.
Piątek, 22 września. Internetowe śledztwo
W sieci można już znaleźć informacje o tym, jak rzekomo nazywa się kierowca bmw i czym się zajmuje. Są też dane członków jego rodziny - rodziców i żony.
Internauci analizują klatka po klatce film, na którym widać moment tragedii - jedni film wyostrzają, inni zwiększają liczbę klatek na sekundę. Są też tacy, którzy obliczają, na podstawie przebytej drogi w ciągu sekundy - z jaką prędkością mogło pędzić bmw.
Mija szósta doba od wypadku. Prokurator Piotr Cegiełka przekazuje nam telefonicznie, że więcej o sprawie powie za kilka dni, kiedy "zapozna się z opiniami biegłych". Ma to nastąpić dopiero w kolejny wtorek.
Sobota, 23 września. Policja "zauważa" bmw
W sobotę policja na swojej stronie publikuje drugi komunikat w sprawie tragedii na A1. Jak czytamy na stronie piotrkowskiej komendy, robi to "w związku z dużym zainteresowaniem opinii publicznej tragicznym wypadkiem".
"Wiadomo, że brały w nim udział dwa pojazdy: bmw oraz kia. Policjanci zabezpieczyli szereg śladów, przesłuchali świadków" - przekazuje policja.
Dalej podaje, że na miejscu tragedii był prokurator, który nadzorował pracę funkcjonariuszy. Zaznacza przy tym, że policja "dotarła do szeregu nagrań z kamer", które mają pomóc wyjaśnić okoliczności zdarzenia. Apelują też do świadków o kontakt z piotrkowską komendą.
"Przedmiotem tego śledztwa jest również wyjaśnienie, czy zachowanie kierującego bmw miało bezpośredni wpływ na zaistnienie przedmiotowego zdarzenia" - przekazują policjanci. I tym zdaniem rozpętują kolejną burzę.
"Czy miało bezpośredni wpływ? Czy oni są nienormalni?!" - pyta tego dnia oburzona użytkowniczka strony Wykop.pl.
Komentarz: Jak policja radziła sobie z kryzysem wizerunkowym?
Prokurator, prosi o anonimowość: Rozumiem, że policja chciała zagasić pożar, a tylko go wznieciła. Na tym etapie, kiedy osoby niezwiązane z tragedią na własne oczy widziały zderzenie kii z bmw, pisanie o "sprawdzaniu wpływu" było po prostu nierozsądne.
Były policjant Maciej Karczyński: Policja była w trudnej sytuacji. Z jednej strony była związana prokuratorskim nadzorem nad sprawą, z drugiej próbowała jakoś walczyć z falą plotek i podejrzeń. Sytuacja nie do pozazdroszczenia.
Prawnik, mec. Bronisław Muszyński, łódzki karnista: Policja czasami używa zwrotów, które uważa za bezpieczne. Zakładam, że chciano wywołać wrażenie, że działają profesjonalnie, że bez dowodów nie chcą niczego przesądzać. Ale tu - po raz kolejny - wyszło co najmniej niezręcznie.
Niedziela, 24 września. Międzynarodowe zainteresowanie
Historią spod Piotrkowa Trybunalskiego zaczynają się interesować zagraniczne media. O "tajemniczej śmierci rodziny na autostradzie" pisze między innymi niemiecki portal tag24.de.
Poniedziałek, 25 września. Bmw jak pocisk
Na tvn24.pl pokazujemy film nagrany przed wypadkiem w okolicach Sierosławia pod Piotrkowem Trybunalskim. Widać na nim osobowe bmw, które z dużą prędkością wyprzedza nagrywającego. Niedługo potem autor nagrania dojeżdża do miejsca, w którym płonie kia.
Policja stara się walczyć z kolejnymi informacjami o tym, że śledztwo jest "tuszowane" przez wzgląd na kontakty rodzinne lub towarzyskie kierowcy bmw albo jego rodziców.
Aneta Sobieraj, rzeczniczka łódzkiej policji, tłumaczy, że w pierwszych informacjach policja przekazywała to, co jest w jej ocenie pewne. - Mogę podkreślić z całą stanowczością, że doniesienia, że w zdarzeniu miał brać udział policjant, są absolutnie nieprawdziwe i uderzają w dobre imię policji - dodaje policjantka.
Na miejscu tragedii zaczynają pojawiać się niezależni eksperci, którzy próbują ustalić, jak doszło do wypadku. Wśród nich jest Rafał Bielnik, specjalista zajmujący się rekonstrukcją wypadków samochodowych. Ekspert przygotowuje wizualizację 3D miejsca zdarzenia i wskazuje na niej, które ślady - jego zdaniem - będą najważniejsze dla organów wyjaśniających przebieg wypadku.
Wtorek, 26 września. Prokuratura mówi. I szokuje
Przed kamerami staje rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim Magdalena Czołnowska. Zgromadzonym na konferencji prasowej dziennikarzom przekazuje, że dotychczasowe działania prokuratury były prowadzone "dynamicznie i zgodnie z zasadami techniki i taktyki postępowania przygotowawczego". Dodaje, że śledztwo będzie prowadzone przez Prokuraturę Okręgową w Piotrkowie, a nie - jak dotąd - Rejonową.
Prokuratura po raz pierwszy - dziesięć dni po tragedii - przyznaje, że bmw brało udział w zdarzeniu. To jednak nie uspokaja sytuacji. Tym bardziej, że rzeczniczka stwierdza, że "prawdopodobnie doszło do nieustalonego zjechania samochodu marki Kia i uderzenia w bariery, bmw prawdopodobnie zahaczyło o ten samochód". Podkreśla przy tym, że to hipoteza, która musi zostać "zweryfikowana i zbadana".
Dziennikarze zaczynają dopytywać o szczegóły: pytają, czy faktycznie to kierowca kii zajechał drogę bmw. Rzeczniczka mówi, że śledczy "nie mogą posiłkować się materiałami publikowanymi w sieci, które nie zostały im przekazane w ramach trwającego postępowania".
Dodaje też, że kierowca bmw stracił prawo jazdy i nie był wcześniej karany. Podkreśliła, że nie usłyszał żadnych zarzutów. Dlaczego?
- Zgromadzony wstępnie materiał dowodowy i zabezpieczone ślady nie pozwoliły na kategoryczne wskazanie sprawcy - mówi Czołnowska na konferencji.
Środa, 27 września. Telefon do Sebastiana M., wkracza Zbigniew Ziobro
Wykręcamy numer telefonu należącego do Sebastiana M. Po kilku sygnałach słyszymy męski głos. Mężczyzna, którego prosimy o rozmowę początkowo twierdzi, że to pomyłka. Kiedy niewzruszeni prosimy o spotkanie i omówienie tego, co - jego zdaniem - stało się na A1 rozmówca mówi krótko, że "w tej sprawie nie ma nic do powiedzenia". Prosi też, żeby więcej do niego nie dzwonić i odkłada słuchawkę.
Tego dnia - jak wynika z naszych ustaleń - przy rozbitym bmw pracują biegli między innymi zajmujący się odzyskiwaniem danych z "czarnych skrzynek" w samochodach. - Prokuratura chce, żeby śledztwo było prowadzone hermetycznie. Żadnych przecieków - przekazują nam osoby pracujące przy sprawie.
Niedługo potem na konferencji prasowej pojawia się Zbigniew Ziobro i zaczyna podawać szczegóły dotychczasowych ustaleń. Mówi, że z danych zawartych na "czarnej skrzynce" wynika, że bmw jechało "co najmniej 253 km/h".
Pytany o doniesienia medialne dotyczące pokrewieństwa funkcjonariusza, który przybył na miejsce wypadku, z kierowcą bmw, odpowiada, że ustalenia śledczych tego nie potwierdziły. Zaznacza jednak, że kierowcę bmw "stać na najlepszych adwokatów, którzy wiedzą, jak w takich sprawach kwestionować materiał dowodowy i przewrócić tezy prokuratury".
Czwartek, 28 września. Zarzuty, których Sebastian M. nie usłyszał
- Telefon kierowcy bmw loguje się z Niemiec - takie sygnały docierają do nas od czwartkowego poranka. Mieszają się z wieloma innymi informacjami. Niektórzy przekazują, że kierowca bmw zostanie doprowadzony do piotrkowskiej prokuratury. Inni informatorzy twierdzą, że już jest w środku gmachu.
Po godzinie 9 dowiadujemy się nieoficjalnie, że kierowca nie został zatrzymany przez policję i może być już za granicą. O godzinie 12 piotrkowska prokuratura wydaje komunikat. Anna Mosur z Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim przekazuje, że - w oparciu o materiał dowodowy - "zapadła decyzja o przedstawieniu zarzutu z artykułu 177 paragraf 2 Kodeksu karnego" (spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym - red.).
Więcej informacji jednak nie podaje. Nie chce odpowiadać na pytania, czy kierowca bmw usłyszał zarzuty i czy został doprowadzony do prokuratury.
Piątek, 29 września. List gończy
Od rana staramy się dowiedzieć więcej na temat zarzutów dla kierowcy bmw. Wysyłamy wiadomości do rzeczniczki piotrkowskiej prokuratury. Odpowiedź jest bardzo ogólna - rzeczniczka przekazuje, że "aktualność zachowuje" informacja przesłana dzień wcześniej.
Redakcje newsowe zostają poinformowane, że prokurator generalny Zbigniew Ziobro o godzinie 12 w Łodzi zorganizuje konferencję prasową.
- Prokurator zarządził zatrzymanie podejrzanego w tym momencie, kiedy wydał też postanowienie o ogłoszeniu zarzutów spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym oraz wystąpił do sądu o tymczasowy areszt - mówi Ziobro.
Jednocześnie jasnym staje się fakt, że polskie służby nie wiedzą, gdzie przebywa Sebastian M., bo wystawiają za nim list gończy. Oprócz danych ściganego, prokuratura publikuje imiona i nazwiska jego ofiar, co wywołuje oburzenie ich bliskich.
- Wcześniej byli do pewnego stopnia anonimowi. Teraz każdy może sobie ich znaleźć w sieci - mówi nam Małgorzata, przyjaciółka zmarłej rodziny.
Sobota, 30 września. Raport Biura Spraw Wewnętrznych Policji
Docieramy do informacji o tym, że funkcjonariusze Biura Spraw Wewnętrznych Policji sprawdzali, czy były jakieś relacje rodzinne lub towarzyskie pomiędzy ściganym listem gończym Sebastianem M. i funkcjonariuszami policji. Analiza objęła między innymi połączenia telefoniczne policjantów pracujących na miejscu, przy sprawie i ich przełożonych. Ostatecznie BSW stwierdza, że takich związków nie ma.
Tego samego dnia łódzka policja wydaje kolejne, trzecie już oświadczenie po tragedii na A1. Zaznacza w nim, że "wbrew fałszywym informacjom, które krążą w internecie, kierowcą bmw nie był funkcjonariusz policji, czy też syn funkcjonariusza jakiejkolwiek służby".
Dalej policja podkreśla, że "nie był to również polityk czy inna osoba zajmująca stanowisko publiczne. Działamy w sposób transparentny". Dalej czytamy, że "dla policji oraz organów ścigania nie ma znaczenia status społeczny, zajmowane stanowisko czy wykonywany zawód uczestników zdarzenia drogowego".
Poniedziałek, 2 października. Policjanci w Zjednoczonych Emiratach Arabskich
Od tego dnia w Zjednoczonych Emiratach Arabskkich pracują funkcjonariusze Specjalnej Grupy Poszukiwawczej, której zadaniem było odnalezienie kierowcy bmw. Wcześniej byli w Niemczech i Turcji, gdzie - jak potem przyzna prokurator generalny Zbigniew Ziobro - Sebastian M. niemal został ujęty.
Wtorek, 3 października. Pełnomocnik ofiar o „drogowym zabójstwie”
Pełnomocnik rodziny ofiar, które zginęły w wypadku na autostradzie A1 koło Piotrkowa Trybunalskiego, składa do prokuratury serię wniosków dowodowych. Sugeruje zmianę kwalifikacji czynu z dotychczasowej - spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym - na zabójstwo.
- Już teraz w postępowaniu przygotowawczym prokurator ma pewne dowody, które nasunęły mi taki pomysł. Natomiast po uzupełnieniu, rozwinięciu tego wątku o dowody, które ja teraz zawnioskowałem, być może finalnie w akcie oskarżenia taki zarzut mógłby się obronić - mówi mec. Łukasz Kowalski.
W nocy oświadczenie do mediów wysyła mec. Bartosz Tiutiunik, obrońca kierowcy bmw. Potwierdza w nim, że jego klient opuścił terytorium Polski "po przeprowadzeniu z jego udziałem czynności procesowych w charakterze świadka". Zaznaczył, że jego wyjazd "nie miał żadnego związku z toczącym się postępowaniem karnym", a M. nie miał wydanego zakazu opuszczania kraju.
Środa, 4 października. Wniosek o list żelazny i zatrzymanie
Mecenas Tiutiunik składa w Sądzie Okręgowym w Piotrkowie Trybunalskim wniosek o udzielenie jego klientowi żelaznego listu.
Około godziny 9:00 polskiego czasu Sebastian M. zostaje ujęty w hotelu w Dubaju.
Wieczorem minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro przekazuje na platformie X (dawny Twitter), że podpisał "wniosek o ekstradycję do Polski ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich 32-letniego Sebastiana M., kierowcy bmw podejrzanego o spowodowanie śmiertelnego wypadku na autostradzie A1".
Czwartek, 5 października. Obrońca Sebastiana M. o ekstradycji
Obrońca Sebastiana M., mecenas Bartosz Tiutiunik w rozmowie z tvn24.pl przekazuje, że - jego zdaniem - proces ekstradycyjny może być "długotrwały":
- Czas trwania postępowania ekstradycyjnego jest zdeterminowany między innymi stanowiskiem osoby zatrzymanej, jego obrońców, wnioskami, które będą składać, środkami, które będą wykorzystać bądź nie, i to może trochę potrwać - od miesiąca do nawet kilku miesięcy - mówi Tiutiunik. - Wczoraj pan minister obwieścił, że wystąpił z wnioskiem o ekstradycję podejrzanego do Polski. Ten wniosek trafił i on będzie procedowany. W pierwszej kolejności tamtejszy sąd będzie musiał podjąć decyzję, czy na czas postępowania ekstradycyjnego mój klient będzie pozbawiony wolności, czy też będzie mógł odpowiadać z wolnej stopy, i ten proces będzie się toczył - informuje obrońca M.
Piątek, 6 października. Szef MSWiA o kulisach ścigania kierowcy bmw
Szef MSWiA, minister koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński przekazuje, dlaczego Sebastiana M. udało się zatrzymać dopiero po pewnym czasie:
- To kwestia skomplikowanych procedur międzynarodowych. Oczywiście od razu uruchomiliśmy Interpol, ale często jest tak, że w niektórych krajach wymagane są jeszcze decyzje państw lokalnych potwierdzających czerwoną notę Interpolu, która została wystawiona dzięki działaniom polskiej policji - zaznacza minister.
Dodaje, że M. został namierzony w trakcie weekendu w Turcji. - Poinformowaliśmy władze tureckie, potrzebna była zgoda ministra sprawiedliwości Turcji na bezpośrednie zatrzymanie go na tym terytorium. Niestety godzinę za późno dostaliśmy tę zgodę, a on już był w samolocie i leciał do Zjednoczonych Emiratów Arabskich - informuje Mariusz Kamiński.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PSP Piotrków Trybunalski, Kontakt 24, TVN24