Wolbórz, Moszczenica i Będków - władze tych trzech gmin zwróciły się do marszałka województwa łódzkiego o zgodę na odstrzał bezdomnych zwierząt. Jeden z samorządów poinformował o tym na Facebooku, wzbudzając falę krytyki. - Nie może być tak, że jak sobie nie radzimy z psami, to do nich strzelamy - oceniła w rozmowie z tvn24.pl mec. Sara Balcerowicz, pełnomocniczka fundacji Mondo Cane. Pomysł samorządowców obrońcy praw zwierząt uważają za nielegalny.
Władze trzech sąsiadujących ze sobą gmin w woj. łódzkim - burmistrz Wolborza oraz wójtowie Moszczenicy i Będkowa - zwróciły się do marszałkini województwa łódzkiego Joanny Skrzydlewskiej z prośbą o zgodę na odstrzał bezdomnych psów, które widywane są na terenie tych trzech samorządów, głównie w miejscowościach Lubiatów, Świątniki, Młynary i Kuznocin. Wszystkie wymienione wioski znajdują się w gminie Wolbórz.
Psów jest kilkanaście - nie wiadomo dokładnie ile.
Czytaj też: Gdy psów było za dużo, topił je "z największym trudem". Od 14 lat gmina, sądy i policja są bezradne
"To nie wilki, a nieudolność"
Pod poniedziałkowym komunikatem urzędu miasta i gminy Wolbórz na Facebooku, w którym poinformowano o planowanym odstrzale, spadła lawina krytyki wymierzona w samorządowców. Komentujący wskazywali na to, że to rozwiązanie niehumanitarne, a postawa urzędników to pójście na łatwiznę.
Post po kilku godzinach został edytowany - w jego nowszej wersji nie było już mowy o odstrzale. Wpis ostrzegał za to przed "watahą zdziczałych psów", które - jak przekonywano - mogą zachowywać się w sposób nieprzewidywalny i zagrażać bezpieczeństwu.
Zaznaczmy: "wataha" to określenie, którego używa się najczęściej wobec wilków.
Czytaj też: Ognik po pożarze przeżył męczarnię. Zanim zmarł, leczyli go herbatą, ziołami i homeopatią
Po dwóch dniach wpis całkowicie zniknął ze strony urzędu na Facebooku, a na oficjalnej stronie miasta pojawił się nowy, zatytułowany: "zagrożone życie i zdrowie ludzi". W oświadczeniu czytamy, że "zagrożone są dzieci idące polnymi drogami na przystanki autobusowe i osoby starsze. Dzika sfora zbliżała się do mieszkańców i nieogrodzonych placów zabaw oraz zabudowań". Nie podano, by zwierzęta kogokolwiek w przeszłości ugryzły.
Zanim starszy wpis zniknął, na plany samorządowców spod Piotrkowa Trybunalskiego zareagował m.in. poseł Lewicy Łukasz Litewka. "To nie wilki, a tylko wasza nieudolność w kwestii złapania tych zwierząt. Jak zwykle w Polsce idzie się na skróty. Przypominam że obowiązkiem gminy jest wyłapanie psów i przekazanie ich do schroniska (...). Nie mogę patrzeć na nieudolność władzy w tak prostych tematach" - napisał parlamentarzysta.
Plan oburzył również przedstawicieli organizacji pozarządowych. Mecenas Sara Balcerowicz, reprezentująca fundację Mondo Cane, w rozmowie z tvn24.pl podkreśliła, że "gmina powinna podjąć wszelkie starania, aby te psy wyłapać". - Nie może być tak, że jak sobie nie radzimy z psami, to do nich strzelamy - powiedziała adwokatka.
I nie ma wątpliwości: "gdyby doszło do zabicia tych psów, byłoby to uśmiercenie wbrew ustawie o ochronie zwierząt". - Jestem przekonana, że organizacje społeczne nie pozostawiłyby tego bez echa - stwierdziła mec. Balcerowicz.
"Nie są bezdomne, tylko dzikie"
Próby wyłapania zwierząt były już podejmowane, ale okazały się nieskuteczne. Z jednej strony urzędnicy z Wolborza informują nas, że pracownicy bełchatowskiego schroniska, z którym gmina ma podpisaną umowę, próbowali złapać psy od wielu miesięcy podczas kilkunastu interwencji. Z drugiej strony od pracowników schroniska słyszymy, że prawdopodobnie są to psy, które żyją dziko już od kilku pokoleń.
- To nie są psy bezdomne, a dzikie, i to w którymś już pokoleniu. Tworzą stado na wzór wilków - uważa kierownik bełchatowskiego schroniska Mariusz Półbrat.
Półbrat podkreślił w rozmowie z nami, że pracownicy schroniska są dobrze przygotowani do odławiania psów, ponadto mają do dyspozycji "klatki samołapki", aplikatory weterynaryjne i chwytaki, a także drona z kamerą termowizyjną. - Ale to są dzikie zwierzęta, które trudno wyśledzić i które unikają ludzi, dlatego nawet używając tych wszystkich środków nie udało nam się ich wyłapać. Zaczynają uciekać nawet gdy zbliżamy się na dystans 200-300 metrów - powiedział nam kierownik schroniska. Podkreślił, że podlegli mu pracownicy próbowali zmapować teren, by poznać miejsca wypoczynku i wędrówek zwierząt. Bez większego efektu, bo - jak wyjaśnił - teren, na którym czworonogi są widywane, jest "ogromny".
Mariusz Półbrat nie chciał odnieść się do chęci odstrzału psów, którą zadeklarowały gminy. - Moje serce jest zawsze po stronie zwierząt, ale ta sytuacja jest bardzo trudna - stwierdził.
Skąd tak drastyczne plany? Urząd w Wolborzu odpowiada na nasze pytania tak: "zagrożone są dzieci idące polnymi drogami na przystanki autobusowe i osoby starsze. Sfora zbliżała się do mieszkańców i nieogrodzonych placów zabaw i posesji". I dalej: "posiadamy udokumentowane przypadki agresywnych zachowań dzikich psów wobec mieszkańców i zwierząt leśnych (zabita zwierzyna)". Nie otrzymaliśmy jednak informacji, o jakie konkretnie agresywne zachowania wobec mieszkańców chodzi. Pod odpowiedziami na pytania tvn24.pl nikt się nie podpisał.
- Im jest bliżej do wilków niż do psów domowych. Nawet zbliżenie się na odległość aplikatora weterynaryjnego jest niemożliwe, bo one uciekają - stwierdził z kolei kierownik schroniska.
Z pierwszych komunikatów urzędu wynikało jednak, że do "watahy" - jak grupę psów nazywają wolborscy urzędnicy - dołączają nieupilnowane psy mieszkańców.
Co na to prawo?
Zabijanie zwierząt jest ściśle uregulowane w prawie. Urzędnicy twierdzą, że ich wniosek do marszałka województwa miał podstawy w przepisach. Konkretnie: artykuły 6 i 33a ustawy o ochronie zwierząt. Chodzi o możliwość "usuwania osobników bezpośrednio zagrażających ludziom lub innym zwierzętom, jeżeli nie jest możliwy inny sposób usunięcia zagrożenia" oraz o przypadki, w których zwierzęta stanowią "nadzwyczajne zagrożenie dla życia, zdrowia lub gospodarki człowieka" - wówczas ustawa dopuszcza "podjęcie działań mających na celu ograniczenie populacji" zwierząt.
- Podana podstawa prawna nie ma w tym przypadku zastosowania - uważa prof. Hanna Mamzer, socjolożka, biegła sądowa z zakresu dobrostanu zwierząt i zoopsychologii oraz współautorka książek naukowych o relacjach człowiek-zwierzę.
- Zabijanie zwierząt powinno stanowić całkowitą ostateczność. Powinno być też dobrze udokumentowane zagrożenie dla ludzi. To, że zwierzęta zbliżają się do zabudowań, nie oznacza jeszcze bezpośredniego zagrożenia dla zdrowia i życia - stwierdziła w rozmowie z nami prof. Mamzer. Dodała, że nie ma pewności, że psy, o których mowa, tworzą jedną rodzinę oraz że to ona odpowiada za śmierć zwierzyny.
- To totalny absurd. Ten punkt artykułu 6 mówi o bezpośrednim zagrożeniu życia lub zdrowia, a wyjaśnienia gminy nie przekonały mnie, że do takiego zagrożenia doszło. Nie ma też nadzwyczajnego zagrożenia, o którym mówi drugi z przytaczanych przepisów - uważa z kolei mec. Sara Balcerowicz.
Marszałkini się nie zgadza
Argumenty samorządowców nie przemówiły też do wojewódzkich urzędników, do których trafił wniosek o zgodę na odstrzał psów. "Urząd Marszałkowski Województwa Łódzkiego nie wyrazi zgody na odstrzał psów. Skuteczne ich odłowienie to zadanie gminy – i takie pismo zostało dziś przesłane do trzech samorządów" - odpisała na nasze pytanie w środę Jolanta Baranowska, rzeczniczka marszałkini województwa łódzkiego.
Wolborscy urzędnicy w swoim komunikacie stwierdzili, że niektórzy fachowcy odmówili im pomocy, rzekomo twierdząc, że to za trudne zadanie. Spytaliśmy o szczegóły. W odpowiedzi urzędu czytamy, że jeden ze specjalistów od odławiania psów "udzielił wskazówek, że mamy sami psy gdzieś zwabić, to on wtedy rozważy czy przyjedzie i odłowi".
- Wskazówki tego specjalisty są bardzo merytoryczne i oparte na znajomości zachowania psów. Chodzi o przygotowanie nęciska, które ma zwabić psy. To jest zupełnie normalna, profesjonalna praktyka. Nęcisko jest miejscem, w którym psy czują się bezpiecznie i mają pożywienie. To musi być sytuacja powtarzalna, zwierzęta muszą przyzwyczaić się do bezpiecznej przystani. Po pewnym czasie można je wyłapać, wiedząc, gdzie się pojawią - wyjaśniła prof. Hanna Mamzer.
Naukowczyni dodała, że "jeśli gmina nawet tego (przygotowania nęciska - red.) nie spróbowała, zamiast tego wnioskując o odstrzał, to jest to nieetyczne pójście na łatwiznę". - Gdyby zabili te psy, złamaliby zapisy ustawy o ochronie zwierząt. W zasadzie nie mamy nawet wiedzy na temat tego, ile tych zwierząt jest - dodała prof. Mamzer.
Teraz władze trzech gmin w powiecie piotrkowskim szukają kolejnych specjalistów, którzy pomogą im uporać się z niepokojącymi mieszkańców czworonogami - jednocześnie pozostawiając bezdomne psy przy życiu. A najlepiej zapewniając im lepszy los.
Wolborscy urzędnicy podkreślili też w przesłanym nam oświadczeniu, że gmina wydaje na opiekę nad zwierzętami 300 tysięcy złotych rocznie. Zaznaczmy, że zapewnienie opieki bezdomnym zwierzętom jest jednym z obowiązków gminy, wynikającym wprost z ustawy o ochronie zwierząt. Z tego samego artykułu, który mówi o odławianiu (a nie odstrzale) zwierząt - nawet wtedy, gdy stwarzają one zagrożenie.
"Gmina Wolbórz od lat realizuje program sterylizacji i kastracji zwierząt (chipowane są psy poddawane sterylizacji). Od lat mamy program dotacji dla osób, które wezmą pod opiekę psa ze schroniska. Wystarczy sprawdzić na stronie gminy, znamy prawo i dbamy o dobro zwierząt. Rocznie wydajemy na program opieki nad zwierzętami ok. 300 tys zł., wielokrotnie więcej niż sąsiednie gminy. Bardzo dziękujemy tym internautom, którzy dali nam kontakty do osób, które mogą nam pomóc, wspólnie rozwiążemy problem. Mapujemy teren, na którym pojawiają się dzikie psy i na bieżąco ostrzegamy mieszkańców oraz wzywamy schronisko do patrolowania terenu" - czytamy w odpowiedziach gminy.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Urząd Miejski w Wolborzu