Miał odwieźć żonę w ciąży na oddział, ale zamiast skręcić prosto do szpitala gonił po mieście pijanego kierowcę tira. - Taki ciężki samochód jest jak czołg, żona zrozumiała, że muszę działać - uśmiecha się Paweł Królewiak, 30-latek spod Łodzi. Złapany przez niego kierowca miał prawie 1,7 promila alkoholu.
Na zielonym świetle stawał, na czerwonym ruszał. Na rondo próbował wjechać "po angielsku", czyli okrążając je z lewej strony. To tylko niektóre "osiągnięcia" 37-letniego kierowcy z Dolnego Śląska. Mężczyzna był kompletnie pijany, kiedy w poniedziałek, około 23.00 wjechał do Łodzi tirem. Mogło dojść do tragedii, gdyby nie 30-letni Paweł Królewiak.
- Na początku myślałem, że kierowca jest senny, dlatego zajechał mi drogę przy próbie wyprzedzania - mówi rozmówca tvn24.pl.
Z każdym kolejnym kilometrem 30-latek upewniał się jednak, że za kierownicą rozpędzonego tira siedzi osoba, która nie ma pojęcia, co się dzieje.
- Ciężarówką miotało od krawędzi do krawędzi. Co dziwniejsze, na skrzyżowaniu ze światłami zatrzymał się przy zielonym, a ruszył... na czerwonym - opowiada.
Wyrozumiała, ciężarna żona
Pan Paweł próbował samodzielnie zatrzymać ciężarówkę. Bezskutecznie. Dlatego zadzwonił na policję i od tego momentu informował dyżurnego o kolejnych wyczynach kierowcy tira i jego położeniu. Warto przy tym dodać, że obok 30-latka siedziała żona w piątym miesiącu ciąży, która skarżyła się na swój stan zdrowia, dlatego miała trafić na oddział Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi.
- Tir jest jak czołg, a prowadzony przez pijanego może siać olbrzymie spustoszenie. Żona zrozumiała, że nie możemy tak po prostu skręcić do szpitala i odpuścić sprawę - tłumaczy.
Po kilkunastu minutach pościgu za tirem pojawili się policjanci. Wtedy okazało się, że 37-letni kierowca ciężarówki ma w organizmie prawie 1,9 promila alkoholu.
- Tłumaczył policjantom, ze wyruszając w trasę z Wałbrzycha kupił dwa czteropaki piwa. Wypił je po drodze - informuje mł. asp. Marzanna Boratyńska z łódzkiej drogówki.
"Woleliśmy na siebie nie patrzeć"
Paweł Królewiak widział oszołomionego alkoholem 37-latka na komendzie policji, gdzie w nocy składał zeznania.
- Chyba nie wiedział, co się stało. Woleliśmy na siebie nie patrzeć, w końcu on prawie spowodował tragedię. A ja musiałem złamać mu jego życie zawodowe, ale nie miałem wyjścia - tłumaczy rozmówca tvn24.pl.
Kierowca tira zgodził się na dobrowolne poddanie karze. Prawa jazdy nie będzie mieć przez najbliższe cztery lata, oprócz tego musi zapłacić 6 tys. złotych świadczeń.
30-latek, który zatrzymał pijanego kierowcę, odebrał podziękowania od łódzkiej policji.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź