Do trzech lat więzienia grozi łodzianom, którzy mieli od listopada znęcać się nad swoimi psami. W ubiegłym tygodniu w mieszkaniu pary znaleziono m.in. skrajnie wychudzonego wyżła weimarskiego, który kilka lat wcześniej zdobywał złote medale na wystawach. Podejrzani nie przyznają się do winy.
O tej bulwersującej sprawie pisaliśmy w ubiegłym tygodniu. W piątek zarzuty usłyszała 39-latka właścicielka zwierząt i jej 44-letni konkubent.
"Psy bite i głodzone"
- Podejrzani usłyszeli zarzuty dotyczące znęcania się ze szczególnym okrucieństwem. Grozi im do trzech lat więzienia oraz zakaz posiadania zwierząt do lat 10 - informuje Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Oprócz tego możliwe jest orzeczenie nawiązki na cele związane z ochroną zwierząt w kwocie do 100 tys. złotych.
Śledczy informują, że para głodziła 7-letniego wyżła weimarskiego (wielokrotnego złotego medalistę, który pochodził z hodowli prowadzonej przez podejrzaną) i 3-letniej suczki owczarka niemieckiego.
- Psy były bite, głodzone i utrzymywane w niewłaściwych warunkach od listopada ubiegłego roku - twierdzi prokurator Kopania.
Koszmar zwierząt
Postawienie prokuratorskich zarzutów było możliwe dzięki zawiadomieniu od patrolu Stowarzyszenia As. Inspektorzy tej organizacji otrzymali zgłoszenie o tragicznej sytuacji zwierząt. Informacje się potwierdziły - na miejscu znajdował się skrajnie wychudzony wyżeł weimarski.
- Pies miał naderwane ucho i zmiany skórne. Poruszał się chwiejnym krokiem - wylicza Kopania, który dodaje, że pies - kiedy jeszcze na siebie zarabiał - był pod stałą opieką weterynarza. Kiedy skończyła się jego "kariera" sytuacja psa się dramatycznie pogorszyła.
3-letni suczka owczarka niemieckiego był w niewiele lepszym stanie. Zwierze było wylęknione i nieufne, co zdaniem behawiorysty powołanego przez śledczych oznaczało, że pies był bity.
"Oddawałem im swoje jedzenie"
Śledczy informują, że sytuacja zwierząt stała się tragiczna, kiedy w listopadzie ubiegłego roku do domu wrócił z więzienia 44-letni podejrzany. Za kratkami był za znęcanie się na 39-latką. Ta - według prokuratorów - zgodziła się, żeby konkubent do niej wrócił po wyroku.
- Z relacji przesłuchanych świadków wynika, ze karmienia zwierząt zabraniał 44-latek. Według ich relacji mówił, że skoro on nie ma co jeść, psy też nie będą. Miało dojść m.in. do sytuacji, że wyrzucił on z tego powodu karmę dla psów - mówi Krzysztof Kopania
Podejrzani podczas rozmowy ze śledczymi nie przyznali się do winy.
- Mężczyzna stwierdził, że psy miały wystarczająco dużo jedzenia. Wyżeł miał być według jego relacji chudy, bo nie chciał jeść z powodu cieczki suczki owczarka niemieckiego - relacjonuje Kopania.
Łodzian miał też zapewniać, że "kiedy partnerka była w szpitalu, oddawał psom swoje jedzenie, a sam szedł jeść do sąsiadów".
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/b / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź