Najstarszy z chłopców - niespełna sześcioletni - był już świadomy tego, co się dzieje. Mama spakowała go i trzech młodszych braci. Wyszli z domu, do którego mieli już nigdy nie wrócić. Miesiąc spędzili w pogotowiu opiekuńczym. Po wielu dniach obaw opiekunów, że rodzeństwo zostanie rozdzielone, przyszedł w końcu ten, o którym marzyli: dzieci znalazły nowy dom.
Byli zagubieni, zdezorientowani i wystraszeni. Nagle znaleźli się w dużym, obcym budynku, pełnym obcych ludzi. Na początku stycznia do gmachu, w którym mieści się tarnowskie pogotowie opiekuńcze, przyprowadziła ich matka. 25-letnia kobieta tłumaczyła pracownikom instytucji, że "nie może dłużej opiekować się dziećmi".
- Byłam przerażona. To przecież nie było miejsce dla nich - przyznaje dziś Lucyna Toraska, dyrektor Placówki Opiekuńczo-Wychowawczej "Pogotowie Opiekuńcze" w Tarnowie.
Temu przerażeniu trudno się dziwić. Czterech braci - najmłodszy ma ledwie rok, najstarszy jest sześciolatkiem - trafiło do instytucji, do której kierowana jest trudna młodzież od 10. do 18. roku życia, często sprawiająca problemy wychowawcze. Niektórzy z wychowanków mają za sobą konflikty z prawem. Jak takie miejsce mogło zastąpić dom porzuconym chłopcom? Opiekunowie robili, co mogli.
- Dostali wspólny pokój. Mieli siebie i dzięki temu było im chociaż trochę łatwiej - tłumaczy Toraska.
Już wtedy, pod koniec stycznia, wątpliwości nie budziły dwa fakty: po pierwsze, bracia nie mogą zostać w pogotowiu opiekuńczym na stałe; po drugie - trzeba zrobić wszystko, żeby nie zostali rozdzieleni. Nie można było pozwolić na to, żeby ich psychika dostała kolejny w krótkim czasie tak bolesny cios.
Poszukiwanie
Wydział Komunikacji Społecznej Urzędu Miasta Tarnowa na początku lutego zrealizował krótki klip informujący o losie chłopców oddanych przez matkę pod opiekę miasta, który był równocześnie apelem o tworzenie w mieście rodzin zastępczych.
Odzew był duży, ale do happy endu sporo brakowało. Większość chętnych nie miało statusu rodziny zastępczej i nawet nie wyraziło chęci odbycia szkolenia.
- Sprawa zyskała w końcu pozytywny aspekt, ponieważ trzy rodziny z Tarnowa wyraziły chęć odbycia kursu, by w przyszłości pomagać dzieciom w trudnych sytuacjach życiowych, od marca rozpoczną one szkolenia - mówi Dorota Krakowska, zastępca prezydenta Tarnowa.
Nowy dom
W końcu pojawili się oni - nowi rodzice, którzy bardzo szybko znaleźli wspólny język z chłopcami.
- Spotkali się z nimi jakiś czas temu. Kontakt był bardzo pozytywny. Pokazali chłopcom swojego psa, a bracia bardzo o niego dopytywali - mówi Mośny.
Ze względu na ochronę prywatności chłopców i ich nowych opiekunów, urzędnicy nie informują, gdzie bracia będą mieszkać. Wiadomo jednak, że zamieszkają w tej samej części kraju.
Wiceprezydent Dorota Krakowska od początku tej dramatycznej sprawy apelowała o to, żeby nie piętnować 25-latki, która w styczniu zostawiła dzieci w pogotowiu opiekuńczym.
W jej ocenie "matka podjęła świadomą decyzję, nie narażając dzieci na okrutny los, który mógłby je spotkać".
- Podjęła decyzję trudną, ale też uchroniła dzieci od jakiejś tragedii, o jakiej często się słyszy w mediach. Tutaj mama podjęła trudną decyzję, jakie okoliczności ku temu były, to już jest sprawa pomiędzy nami a rodziną biologiczną – podkreśla zastępczyni prezydenta.
Gdy na początku stycznia chłopcy trafili do pogotowia byli przestraszeni, wymagali pomocy lekarskiej. Teraz już doszli do siebie, są bardzo energiczni, lgną do ludzi, mają dobry kontakt z opiekunami.
- Będziemy się starali, aby biologiczna matka mogła utrzymywać kontakt z dziećmi - kończy Sylwia Walaszek-Banuch z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Tarnowie.
***
W Tarnowie jest 70 rodzin zastępczych różnego typu wychowujących w sumie 93 dzieci: cztery zawodowe rodziny zastępcze, w których jest 14 dzieci, 38 rodzin spokrewnionych, w których wychowuje się 43 dzieci, 28 rodzin zastępczych niezawodowych, sprawujących opieką nad 36 dziećmi.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź