38-letni strażak z Łasku zaproponował, że pomaluje zadrapany podest w jednym z wozów. Dostał zgodę, zabrał się do pracy i zginął. W czasie demontażu gazowa sprężyna wystrzeliła i wbiła się w jego głowę. Zdaniem biegłych była wadliwa. Nikt nie poczuwa się jednak do winy, a prokuratura umarza śledztwo.
Piotr miał 38 lat. Zginął w maju ubiegłego roku. W dniu śmierci zaproponował szefom, że ściągnie z wozu strażackiego zadrapany podest i go pomaluje. Zastępca dowódcy jednostki wydał zgodę, bo strażak był z wykształcenia mechanikiem.
Zadanie miał wykonać z kolegą. Kiedy Piotr zabrał się do pracy, drugi strażak poszedł po rękawice robocze. - Usłyszałem huk. Pobiegłem do wozu, zobaczyłem jak Piotr osuwa się na posadzkę. Wokół była krew - powiedział później komisji powypadkowej. W głowę strażaka wbiła się jedna z dwóch sprężyn, które miały pomagać otwierać podest.
Sam sobie winien
Po wielu miesiącach prokuratorskiego śledztwa, biegli z łódzkiej Politechniki ustalili, że gdyby nie źle zamontowany sprzęt i wady fabryczne sprężyny gazowej, do tragedii by nie doszło. - Okazało się też, że nieprawidłowo wykonano zabudowę wozu strażackiego – mówi tvn24.pl Józef Mizerski z sieradzkiej prokuratury.
Mimo tego, w maju tego roku prokuratura umorzyła śledztwo. Uznała bowiem, że winę za zdarzenie ponosi również sam strażak. - Źle się ustawił. Był z zawodu mechanikiem, a do tej naprawy podszedł nieostrożnie i naraził się na niebezpieczeństwo - tłumaczy Mizerski.
Z decyzją nie zgadza się rodzina Piotra. Złożyła zażalenie na decyzję prokuratury. Posiedzenie sądu odbędzie się jeszcze w tym tygodniu, a prokuratura już zapowiedziała, że do odrębnego postępowania może zostać wyłączona kwestia odpowiedzialności firm, które dostarczyły sprzęt strażakom.
Firmy się bronią
Chodzi o firmę FA Krosno, która wyprodukowała sprężyny gazowe i Moto Truck, która zbudowała wóz strażacki na bazie fabrycznego pojazdu. Obie nie poczuwają się do odpowiedzialności.
- Przy takiej konstrukcji podestu w ogóle nie powinna być użyta sprężyna gazowa, która nie przenosi sił rozciągających. Na wozie zamontowano je tak, że doprowadziło to do ich zniszczenia - przekonuje Leszek Waliszewski z FA Krosno.
Dodaje, że firma czuje się skrzywdzona przez biegłych, którzy - jego zdaniem - źle wykonali ekspertyzy. - Żeby określić, że coś jest wadliwe, najpierw trzeba podać, jakie wymagania powinno spełniać. Specjaliści z Politechniki nie podali wymagań i nie zadali sobie trudu zrozumienia zasady działania sprężyn gazowych - twierdzi Waliszewski. I dodaje, że badano tylko uszkodzone sprężyny - nie porównano ich z nowymi.
Moto Truck podkreśla z kolei, że za tragedię odpowiada przede wszystkim strażak. - Nie powinien się tym zajmować. Chciał wykonać naprawę w nieumiejętny sposób - podkreśla Leszek Chmiel, prezes firmy, która wyprodukowała 60-70 takich samych samochodów. - Nie mieliśmy żadnych innych incydentów, ale na wszelki wypadek zaleciłem wymianę wszystkich sprężyn gazowych z serii, z której pochodziła ta felerna - zapewnia.
Tymi tłumaczeniami zaskoczeni są z kolei strażacy z Łasku. Ich zdaniem, naprawa podestu nie wymagała szczególnych uprawnień czy umiejętności. - W instrukcji pojazdu czy na nadwoziu nie ma żadnych informacji, że demontaż sprężyny wymaga odpowiednich szkoleń czy kwalifikacji - podkreśla rzecznik łaskiej straży Sławomir Wągrowski.
I dodaje, że naprawy pojazdów były wykonywane w ramach gwarancji. Dlaczego nie skorzystano z niej w przypadku zarysowanego podestu? Wągrowski tłumaczy, że były to prace konserwacyjne, a nie naprawcze. - Chodziło tylko o zadrapany lakier - mówi.
PSP wymienia, OSP nic nie wie
Prokuratura wysłała tymczasem pismo do komendanta głównego PSP. Jak tłumaczą śledczy, po to, by nigdzie nie doszło do podobnej tragedii. - Wnosili o sprawdzenie wszystkich pojazdów tego typu, które mamy w dyspozycji - potwierdza Paweł Frątczak, rzecznik z komendy głównej. I dodaje, że pojazdów wyposażonych w sprężyny gazowe z tej samej partii było 9. Wszystkie zostały już wymienione.
Rzecznik podkreśla jednak, że te działania mogą być niewystarczające. Według niego o problemie ze sprzętem nikt nie poinformował bowiem strażaków ochotników. A Ochotnicza Straż Pożarną użytkuje dużo wozów tego samego typu. - Nawet 3/4 pojazdów tego typu może być w dyspozycji OSP - ocenia Frątczak.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: Bartosz Żurawicz/kv/zp / Źródło: TVN24 Łódź