Potrącił Ewę. Zatrzymał się. Ale nie po to, by pomóc 35-latce. Zacierał ślady – kobietę, według prokuratury, zepchnął do rowu. Nie zdążył jednak zabrać ze sobą wszystkich części, które odpadły z jego samochodu. Pokazała je nam prokuratura, apelując o pomoc w znalezieniu sprawcy śmiertelnego potrącenia.
Ewa przyjechała do Janowa pod Kutnem (woj. łódzkie) autobusem. Był piątek, 12 października. Dochodziła godzina 19. Ciemno.
Prokuratura ustaliła, że szła przy prawej krawędzi jezdni. Po drodze wojewódzkiej nr 583 musiała przejść dokładnie 80 metrów. Potem - jak zwykle - miała skręcić w prawo w szutrową drogę, na końcu której mieszka jej schorowana ciocia.
Mniej więcej w połowie asfaltowego odcinka drogi wpadł w nią jasny volkswagen caddy.
- Wszystko wskazuje na to, że uderzył prawą częścią maski - mówi Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Z samochodu odpadł czarny, plastikowy element okalający halogen.
- Z ustaleń posekcyjnych wynika, że poszkodowana została najpierw uderzona w boczną część prawej nogi - dodaje prokurator.
Ewa była więc ustawiona bokiem do samochodu. Niewykluczone, że po prostu odwróciła się, słysząc nadjeżdżające auto. Po uderzeniu kobieta wpadła na maskę. Wtedy doszło do rozległego uszkodzenia czaszki i mózgu. Ewa upadła tak, że oderwała jeszcze lusterko kierowcy. Rozleciało się ono na kawałki.
Minuty
Wszystko to działo się obok parterowego domu. W środku była kobieta, która - jak zeznała w prokuraturze - słyszała dziwny, głuchy dźwięk. Nie podeszła do okna, bo była przekonana, że znowu na drogę wbiegło dzikie zwierzę.
Gdyby podjęła inną decyzję, najpewniej byłaby świadkiem kilku kluczowych minut. Sprawca wykorzystał je, by zatrzeć ślady wypadku.
- Rekonstrukcja tego, co wydarzyło się na drodze, wskazuje, że 35-latka po wypadku najprawdopodobniej została ukryta w rowie - mówi nam Piotr Helman, prokurator rejonowy w Kutnie.
Wszystkie osoby, które mogą pomóc w zatrzymaniu kierowcy proszone są o kontakt z prokuraturą w Kutnie (24 253 39 36), albo z tamtejszą policją ( 24 253 22 00). policja i prokuratura proszą o informacje
Prokurator dodaje, że kierowca miał kilka minut na to, żeby zabrać z miejsca tragedii ślady. Dokładnie 360 metrów od miejsca wypadku jest przejazd kolejowy, w kierunku którego jechał sprawca.
To, co działo się na przejeździe, nagrała kamera zainstalowana w pobliżu. Jakość filmu jest zbyt słaba, żeby ustalić tablice rejestracyjne przejeżdżających tam samochodów.
Prokuratura pokazała nam ten film. Widać na nim samochód, który przejeżdża przez tory i zbliża się do miejsca tragedii. Sprawca mógł widzieć światła nadjeżdżającego auta. Wtedy wsiadł do swojego samochodu i ruszył. Z nagrania można wywnioskować, że volkswagen przecina przejazd kolejowy z dużą prędkością. Nie widać natomiast blasku światła z prawej strony auta. To może oznaczać, że prawy reflektor został uszkodzony.
Godziny
Na jezdni sprawca zostawił za sobą łącznie kilkanaście części, które policjanci podzielili potem na dziewięć grup. To rozbite szkło jednego z reflektorów, oderwana maskownica halogenu, roztrzaskane lusterko lewe oraz jego plastikowe osłonki.
Oprócz tego na drodze został jeden z butów Ewy, jej dowód osobisty i czapka. Obok był rozbity telefon komórkowy i karta płatnicza. Przez kolejne trzy godziny nikt jednak tego nie zauważył.
Zaniepokojona nie mogła być też Maria, ciotka Ewy.
- Byłyśmy bardzo blisko. Czasami nie zapowiadała się, tylko po prostu przyjeżdżała. Tak chyba było i tym razem. Pomagała mi, zakupy przywoziła. Dobre dziecko - opowiada.
Dopiero przed godziną 22 ktoś się zatrzymał. Wtedy zauważył kobietę z zakrwawioną głową. Na miejsce wezwana została policja.
Bez śladu
Przez kolejne tygodnie policja analizowała wszystkie drogi w promieniu kilkunastu kilometrów. Sprawdzała wszystkie kamery, które mogły zarejestrować uciekającego kierowcę volkswagena.
Prokuratorzy mogli z łatwością określić model auta. Bo na oderwanych elementach są oznaczenia producenta. Na ich podstawie udało się też ustalić, że auto najpewniej było białego koloru (co zresztą potwierdza nagranie z przejazdu kolejowego).
- Na żadnych innych nagraniach nie widać już prawdopodobnego sprawcy - informuje prokurator.
Intensywnie sprawdzano też okolicznych właścicieli modelu, po którym zostały części. Policjanci odwiedzali też warsztaty samochodowe. Nic.
Przed Bożym Narodzeniem wydawało się, że dojdzie do przełomu. Policja wstępnie wytypowała sprawcę.
- Niestety, ostatecznie nasze ustalenia okazały się błędne - przyznaje asp. sztab. Edyta Machnik z kutnowskiej komendy.
***
Za spowodowanie wypadku śmiertelnego i ucieczkę z miejsca wypadku grozi do dwunastu lat więzienia.
- Nie składamy broni, ale sprawa jest skrajnie trudna - mówi nam prokurator Piotr Helman.
Śledztwo trwa. Wszystkie osoby, które mogą pomóc w zatrzymaniu kierowcy, proszone są o kontakt z prokuraturą w Kutnie (24 253 39 36) albo z tamtejszą policją ( 24 253 22 00).
Autor: bż/mś / Źródło: TVN24 Łódź