23-latek miał przejść prosty zabieg przegrody nosowej. Młody mężczyzna zmarł, bo - jak twierdzą prokuratorzy - trzej łódzcy lekarze popełnili szereg błędów, które doprowadziły do zgonu. Rodzina młodego mężczyzny czeka na wyrok od blisko sześciu lat. I wciąż nie wiadomo, jak długo będzie jeszcze czekać.
Do tragedii młodego pacjenta doszło 8 lipca 2010 roku. Prokuratorom zajęło cztery lata, żeby o śmierć 23-latka oskarżyć lekarza przeprowadzającego operację i dwóch ówczesnych ordynatorów: oddziału chirurgii plastycznej i anestezjologii i intensywnej terapii. Za nieumyślne spowodowanie śmierci pacjenta grozi im 5 lat więzienia.
- Marcin był zdrowym chłopakiem. Pełnym życia. Poszedł do szpitala i umarł - mówiła przed kamerą TVN24 Jolanta Ostrowska, matka zmarłego 23-latka. Wypowiadała te słowa, kiedy proces dopiero ruszał.
Kobieta przyznała, że jest załamana faktem, że sprawa śmierci jej syna trafiła do sądu dopiero po pięciu latach od tragedii.
Wciąż nie wiadomo, jak długo będzie musiała czekać na sprawiedliwość. W poniedziałek odbyła się kolejna rozprawa. Na następnej przesłuchani mają być biegli.
Krew spłynęła do płuc
W czasie kilkuletniego śledztwa, prokuratorom udało się ustalić, że życie młodego mężczyzny zostało zagrożone przez złą organizację pracy w szpitalu i błąd jednego z medyków.
Śledztwo wykazało, że 23-latek zmarł z powodu ostrej niewydolności oddechowej spowodowanej przez aspirację krwi do płuc.
Prokuratorzy mają opinię biegłych, z których wynika, że do krwawienia doszło, bo po operacji nie została zapewniona hemostaza (czyli zaopatrzenie krwawienia w miejscu, gdzie doszło do ingerencji medycznej).
- Należy traktować to jako niezachowanie należytej staranności i ocenić w kategoriach błędu medycznego - podkreślał pod koniec śledztwa Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury. Co więcej, według śledczych w szpitalu nikt nawet nie sprawdzili przed operacją grupy krwi, którą posiadał 23-latek.
Zwykła sala, zamiast wybudzeniowej
Śledczy doszukali się też innych błędów, które miały wystąpić w łódzkiej placówce. Po operacji przeprowadzonej w ogólnym znieczuleniu, 23-latek został przewieziony na ogólną salę chorych.
Prokurator Kopania podkreślał przy okazji wysyłania aktu oskarżenia, że z godnie z obowiązującymi zasadami, chory powinien trafić do specjalistycznej sali wybudzeniowej.
- Tam powinien być pod opieką wykwalifikowanej pielęgniarki anestezjologicznej aż do momentu ustąpienia środków użytych przy znieczuleniu. Czynności życiowe pacjenta powinny być monitorowane, a tak nie było - argumentuje śledczy.
Dlaczego pacjent trafił na "zwykłą" salę po operacji? Okazało się, że na oddziale chirurgii plastycznej po prostu nie było sal pooperacyjnych. A to, w uznaniu prokuratorów, oznacza, że w szpitalu pacjenci nie mogli być objęci właściwą opieką.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: tvn24