Ukończył tylko podstawówkę, zawodu nie ma. Umiał za to namówić poznaną w internecie Polkę, aby ta przepisała mu wszystko, co miała. Miał to być "sprawdzian uczuć". W Łodzi ruszył proces w tej sprawie.
Pani Izabela (imię zmienione) przyznaje, że bała się tej wizyty w sądzie.
- Nie wiem, czy będę mogła na niego spojrzeć. Ten człowiek zniszczył moje życie. Sprawił, że z 12-letnim synkiem możemy skończyć na bruku - opowiadała jeszcze przed wejściem na sądową salę.
W marcu ubiegłego roku była przekonana, że wreszcie znalazła prawdziwą miłość. Młodszego o sześć lat mężczyznę poznała na portalu randkowym. Od razu ją zauroczył. Opowiadał o swoich włoskich korzeniach. Mówił, że chce z 41-letnią Polką spędzić resztę życia.
Słowak zdobył też zaufanie jej syna. Spędzał z nim dużo czasu, kupował prezenty. W pamięci swojego telefonu zapisał go jako "syn".
Po dwóch miesiącach związku para była już zaręczona. Miesiąc wcześniej kobieta przeniosła na Słowaka własność położonej pod Łodzią nieruchomości i zlokalizowanego w Łodzi mieszkania o łącznej wartości ok. 540 tys. zł. W lipcu kobieta przepisała mężczyźnie kolejne mieszkanie, które warte było 220 tys. zł.
Izabela przekazała ukochanemu też 35 tys. złotych w gotówce i biżuterię wartą 20 tys. zł. Zaciągnęła też kredyt (na 35 tys. złotych) i pieniądze przekazała Słowakowi.
Jesienią kobieta zorientowała się, że padłą ofiarą oszustwa. Dowiedziała się, że partner sprzedał "jej" mieszkania innej osobie.
- Obecnie z synem wynajmujemy mieszkanie. Nie mamy niczego. To dla mnie szczególne trudne, bo przecież miałam zapewniać swojemu dziecku bezpieczeństwo - podkreśla poszkodowana.
Sprawa trafiła do prokuratury, a Słowak - w grudniu tamtego roku - za kratki aresztu. Grozi mu do 15 lat więzienia.
"Co mam? Działkę mam"
Podejrzany został przywieziony do sądu z celi. Jego obrońcy podkreślają, że "bardzo źle znosi areszt". Na sali sądowej był jednak uśmiechnięty. Pytany o posiadany majątek wskazał działkę, którą wcześniej przepisała na niego była partnerka.
35-latek mówił przed sądem, że zna język polski wystarczająco dobrze, aby rozprawa toczyła się bez tłumacza. Opowiedział, że ma ukończoną podstawówkę i dotąd utrzymywał się z prac dorywczych. Powiedział, że ma dwójkę biologicznych dzieci, których jednak nie wychowuje.
W czasie rozprawy często spoglądał w stronę pani Izabeli (siedziała naprzeciwko - w miejscu dla prokuratorów i oskarżycieli posiłkowych). Kobieta jednak siedziała ze spuszczonym wzrokiem.
Drzwi zamknięte
Na wniosek obrony - do którego przyłączyły się, zarówno prokuratura, pełnomocnik pokrzywdzonej i sama pokrzywdzona, która w sprawie jest oskarżycielem posiłkowym - sąd wyłączył jawność rozprawy na czas składania wyjaśnień oskarżonego i zeznań kobiety. Obrona mężczyzny poinformowała, że jej klient chce dobrowolnie poddać się karze.
Jeszcze zanim dziennikarze opuścili salę, pełnomocnicy Słowaka uprzedzili sąd, że nie będzie on już składał wyjaśnień ani odpowiadał na pytania.
- Mój klient robił to już w czasie śledztwa. Współpracował z wymiarem sprawiedliwości - podkreślał mec. Andrzej Mękal, obrońca 35-latka.
Kolejny termin w tej sprawie został zaplanowany na 2 października.
Autor: bż/gp/jb / Źródło: TVN24 Łódź/PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź