Dawid Ł. jest od zeszłego roku pierwszym Polakiem podejrzanym o chęć walki po stronie dzihadystów. Kilka tygodni temu opublikowano list gończy za Jakubem Jakusem, mieszkańcem okolic Sandomierza, którego za walkę dla tzw. Państwa Islamskiego ściga Interpol. Jak dowiadujemy się w prokuraturze - obaj panowie to dobrzy znajomi.
Dawid Ł. został zatrzymany w listopadzie ubiegłego roku. Od tego momentu jest podejrzany o udział w grupie terrorystycznej. Prokuratorzy po przedstawieniu zarzutów podkreślali, że nie jest to tzw. Państwo Islamskie, ale organizacja, która z nim współpracuje i jest z nim "zbieżna ideologicznie".
Teraz śledczy uzupełnili stawiane mu zarzuty o nielegalne posiadanie broni.
- Podejrzanemu w dalszym ciągu grozi do ośmiu lat pozbawienia wolności - informuje Beata Marczak, naczelnik wydziału zamiejscowego Departamentu ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji w Łodzi.
Dodaje, że śledczy dysponują już wszystkimi, przetłumaczonymi na język polski dokumentami, przekazanymi przez norweskie służby bezpieczeństwa, które przez pewien czas obserwowały Polaka.
Trzy listy gończe
Co wynika z materiału dowodowego, który zabezpieczyli i przeanalizowali polscy prokuratorzy? Że Dawid Ł. został zwerbowany do grupy terrorystycznej w Norwegii.
Jak się dowiedzieliśmy, śledztwo wykazało też, że Ł. nie działał sam. W ramach tej samej grupy na terenie Polski miało działać już wcześniej dwóch mężczyzn pochodzenia arabskiego i jeden Polak - 24-letni Jakub Jakus (prokuratorzy nie podają jego nazwiska, ze względu na prowadzone śledztwo. Publikujemy jednak jego dane z międzynarodowego listu gończego, wydanego przez Interpol - red.).
Twarz Jakusa obiegła wszystkie media kilka tygodni temu. Jak się dowiedzieliśmy, jest on prywatnie dobrym znajomym Dawida Ł.
To właśnie na wniosek łódzkich śledczych zaczęto ich szukać na całym świecie. - Wszystkie trzy osoby jeszcze niedawno działały na terenie kraju. Wszystko wskazuje jednak na to, że znajdują się teraz za granicą - wyjaśnia Beata Marczak.
Prokuratorzy - bez udziału zatrzymanych - wydali postanowienie o przedstawienie im zarzutów przynależności do zorganizowanej grupy przestępczej, której celem były zamachy terrorystycznej (czyli tego samego, która ma Dawid Ł.). Im również grozi o 8 lat za kratkami.
Oprócz tego, jeden z poszukiwanych mężczyzn pochodzenia arabskiego miał też nielegalnie posiadać broń.
Bojownik, logistyk?
Dawid Ł. przeszedł na islam w Norwegii. Tam też się zradykalizował, pod wpływem tamtejszych imamów (obserwowanych przez miejscowe służby bezpieczeństwa). Podobną drogę ma za sobą Jakub Jakus. Co prawda religię zmienił jeszcze podczas nauki w polskim liceum, ale do radykalizacji - jak twierdzą jego najbliżsi - również doszło w Norwegii.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że Dawid Ł. uczestniczył w ćwiczeniach strzeleckich na terenie Syrii oraz "w pewnym zakresie" brał udział w działaniach bojowych.
Mężczyzna miał też dopuścić się innego przestępstwa - przemieszczania się przez Norwegię, Polskę, Turcję i Syrię w "sposób niejawny". Jak tłumaczył kilka dni po zatrzymaniu Jarosław Szubert z prokuratury apelacyjnej, 24-latek chciał ukryć, gdzie tak naprawdę chce się dostać. Najprawdopodobniej został zatrzymany, kiedy jechał na Bliski Wschód.
- Nic nie wskazuje na to, żeby był przygotowywany do konkretnego zamachu - mówi Beata Marczak, naczelnik wydziału zamiejscowego Departamentu ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji w Łodzi. Dlatego też Ł. - najpewniej - miał zostać bojownikiem.
Prokuratorzy ustalili, że Jakub Jakus oraz dwaj inni mężczyźni pochodzenia arabskiego (za którymi wysłano listy gończe) mają za sobą mniej intensywne szkolenie. Dlatego śledczy nie wykluczają, że mieli mieć oni inne niż bojowe zadania: np. przygotowywania zaplecza w kraju dla dżihadystów.
- Trzeba zaznaczyć, że to jedynie jedna z kilku wersji, którą bierzemy pod uwagę. W miarę kompletowania materiału dowodowego może ona się zmienić - podkreśla Marczak.
"Mówił, że zabił na razie psa"
Najbliżsi Jakuba Jakusa, mówili reporterowi TVN24, że mężczyzna dwa lata temu wyjechał do Syrii. Rodzinie miał powiedzieć wtedy, że wyjeżdża do Turcji. Prawdziwym celem była jednak najprawdopodobniej ogarnięta wojną Syria, gdzie duże tereny, także w sąsiednim Iraku zajęło tzw. Państwo Islamskie.
Jeszcze kilka miesięcy temu Jakus kontaktował się ze znajomymi z Polski przez internet. Te rozmowy uświadomiły im, że to zupełnie inna osoba. Jego przyjaciel twierdzi, że z Jakusem nie można było już normalnie rozmawiać, bo zachowywał się jak "opętany" i "jakby żył w kompletnej nieświadomości". - Tak jakby on nie miał własnego myślenia - wyjaśnił.
Jakus po raz ostatni kontaktował się ze znajomymi w Polsce kilka miesięcy temu. Od tamtej pory milczy. Reporter TVN24 ustalił, że już kilkukrotnie zrywał kontakt z rodziną. Miały mu to nakazać miejscowe władze, bo ojciec namawiał go do powrotu. 24-latek zachęcał za to przyjaciela do przyjazdu do Syrii "na wycieczkę", twierdził, że zagwarantuje mu ochronę. - Przysyła mi zdjęcia jak stoi z karabinem. Ożenił się z Syryjką w zeszłym roku. W lutym mu się urodziła córka - powiedział przyjaciel.
Kluczowe śledztwo
Jeżeli Jakus wróci do Polski, będzie mu groziło do 8 lat więzienia. Wątek jego ewentualnej odpowiedzialności najpewniej zostanie wyłączony do odrębnego śledztwa. Bo prokuratorzy chcą jeszcze w tym roku postawić akt oskarżenia w sprawie Dawida Ł.
Ł. czeka na koniec śledztwa w jednoosobowej celi w areszcie w Piotrkowie Trybunalskim – jedynym z najnowocześniejszych w kraju. Grono osób, z którymi może rozmawiać podejrzany, jest mocno ograniczone: prokurator prowadząca śledztwo, psycholog, wychowawca i strażnicy. Jego korespondencja jest cenzurowana - pracownicy aresztu czytają przychodzące do 24-latka listy.
A te, które Dawid Ł. pisze muszą przejść przez prokuratora i tłumacza. Bo podejrzany pisze tylko po arabsku. Nie widzi się z innymi aresztowanymi podczas spacerów, sam siedzi w celi. Ma status niebezpiecznego, dlatego jego cela jest dozorowana przez 24 godziny na dobę. Dla bezpieczeństwa musi spać z głową ułożoną w taki sposób, żeby strażnik mógł ją widzieć przez wizjer. Sztućce? Plastikowe - też dla bezpieczeństwa. Jak mówią nam strażnicy, Dawid Ł. nie narzeka, nie zgłasza żadnych wniosków, nie był ani razu agresywny.
Proces i ewentualny wyrok dla Dawida Ł. ma dać odpowiedź, na ile polskie prokuratury są gotowe na prowadzenie spraw osób podejrzanych o kontakty z międzynarodowymi siatkami terrorystów.
W tej sprawie przed sądem może stanąć też jeszcze jedna osoba - to kolega Dawida Ł., któremu ten opowiadał o swoim zaangażowaniu w grupie terrorystycznej.
- Mężczyzna ten nie przekazał służbom, co planuje Dawid Ł. Chcemy, żeby jego historia była jasnym sygnałem dla wszystkich osób, które mają wiedzę o terrorystach. Nieinformowanie organów ścigania też jest przestępstwem - przypomina prokurator Marczak.
Autor: bż/gp/i / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Interpol, TVN24 Łódź