Trwała dziesięć godzin i kosztowała podatników ponad sześć tysięcy złotych. Mowa o akcji strażaków, którzy zjechali się z całego województwa łódzkiego, by w niedzielę (24 lipca) poszukiwać rzekomego topielca w zalewie miejskim w Strykowie. Okazało się jednak, że nikt nie utonął, a wędki i ubranie pozostawił na brzegu mężczyzna, który został wyproszony znad zalewu przez członka związku wędkarskiego za picie alkoholu.
Do zdarzenia doszło w niedzielę (24 lipca). Sygnał, że ktoś zostawił swoje rzeczy na brzegu zalewu w Strykowie, strażacy dostali od policjantów około godziny piątej. - Faktycznie, na miejscu były wędki, koszulka i spodenki. Na miejsce zadysponowano straż ze Strykowa i Tomaszowa Mazowieckiego - mówi rzecznik straży pożarnej w Zgierzu, młodszy brygadier Michał Mirowski. Dodaje, że przyjechała też specjalistyczna grupa ratownictwa wodno-nurkowego z Piotrkowa Trybunalskiego i Bełchatowa. - Po blisko 10 godzinach poszukiwań zakończyliśmy akcję. Dalsze czynności w tej sprawie będzie prowadziła policja - przekazał nam Mirowski.
Policja: nie wpłynęło zawiadomienie o zaginięciu
- Cały zalew został przeszukany przez nurków, nie zostały znalezione zwłoki, do tej pory nie wpłynęło też żadne zawiadomienie o zaginięciu, dlatego policjanci nie będą prowadzili żadnych poszukiwań - zadeklarowała komisarz Magdalena Nowacka z policji w Zgierzu. Wtedy wiadomo już było, do kogo prawdopodobnie należą rzeczy, które zaalarmowały świadków i służby. - Policjanci będą starać się ustalić tożsamość mężczyzny, który - jak wynika z relacji świadków - został "przegoniony" ze względu na stan po spożyciu alkoholu przez osobę zajmującą się zalewem.
Czytaj też: Przez kilkanaście godzin szukali osoby, która miała utonąć. "Doszło do nieuzasadnionego wezwania służb"
"Albo wódka, albo ryby"
- Nad zalewem siedziało trzech mężczyzn, którzy sobie popijali na rybach. Ja im powiedziałem wprost: "albo wódka, albo ryby". Oni kulturalnie zaczęli się "zwijać". Wiem, że na drugi dzień w tym miejscu znaleziono wędki i ubrania - mówi nam jeden z członków związku wędkarskiego w Strykowie. Dodaje, że zna mężczyzn, ale nie wie, gdzie mieszkają. - Na pewno wrócą na ryby, wtedy ich rozpoznam. Wędki jednego z nich są w komisariacie w Strykowie - powiedział nam wędkarz.
Kosztowna akcja
Oficer prasowy komendanta wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej w Łodzi młodszy brygadier Jędrzej Pawlak przyznał w rozmowie z naszym portalem, że koszty takich akcji, jak w Strykowie, są wysokie. - Koszty całej akcji wyniosły 6200 złotych, a nie zawierają amortyzacji sprzętu, ładowania butli sprężonym powietrzem i oleju do mieszanek paliwowych - wylicza Jędrzej Pawlak. Dodaje: - Tak naprawdę szukaliśmy kogoś, kto nie utonął. Byłby ogromny problem, gdyby doszło do konieczności interwencji w tym czasie gdzieś, gdzie ktoś by tej pomocy naprawdę potrzebował - zauważył strażak.
Jędrzej Pawlak zaapelował o rozwagę nad wodą i niepozostawianie na brzegu rzeczy, które mogą sugerować, że ktoś wszedł do wody i z niej nie wyszedł.
Źródło: tvn24.pl Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Straż Pożarna w Zgierzu