Naukowcy z Uniwersytetu Łódzkiego sprawdzili, ile drzew zostało wyciętych w czasie obowiązywania tak zwanego "Lex Szyszko", od nazwiska nieżyjącego już szefa resortu środowiska. Wyniki? W 2017 roku wycięto tyle drzew, ile w dziewięć innych lat.
Nieżyjący od półtora roku Jan Szyszko był szefem resortu środowiska od 2015 do 2018 roku. W tym czasie, w grudniu 2016 roku, doszło do zmiany ustawy o ochronie przyrody, która ułatwiła wycinkę drzew na prywatnych posesjach.
Osoby zajmujące się ochroną środowiska alarmowały, że prawo sprawi, iż zniknie kilka milionów drzew. Na ile te zapowiedzi były przesadzone i jak w rzeczywistości "Lex Szyszko" zmieniło otoczenie? Sprawdzili to naukowcy z Uniwersytetu Łódzkiego. Jako pierwsi dotarliśmy do wyników ich pracy.
Czterdzieści procent
Jak to sprawdzono? Profesor Jakub Kronenberg z Katedry Gospodarki Regionalnej i Środowiska tłumaczy, że naukowcy analizowali zdjęcia satelitarne w kilku miejscach Łodzi – obszary te nazwano powierzchniami próbnymi. - To przestrzeń pokrywająca 8,5 procent miasta. Jest reprezentatywna dla różnych struktur urbanistycznych charakterystycznych dla tego miasta – przekazuje prof. Kronenberg.
Na wybranych obszarach w ciągu dekady - jak wykazano w analizach - zniknęło 20 700 drzew.
- Czterdzieści procent tych drzew usunięto tylko w czasie obowiązywania Lex Szyszko. Innymi słowy – w ciągu obowiązywania zliberalizowanych przepisów usunięto niemal tyle samo drzew, ile usunięto w ciągu dziewięciu pozostałych lat, przed i po tej liberalizacji – informuje prof. Jakub Kronenberg.
Na zaś
Najwięcej drzew zniknęło z terenów prywatnych. To właśnie tam drzewostan zmniejszył się aż o 80 procent. - To potwierdza, że prywatni właściciele wykorzystali okazję, a wielu z nich zrobiło to "na wszelki wypadek", na wypadek gdyby przepisy znów miały się zmienić, a raczej nie z powodu nagłej potrzeby uporządkowania swojego ogrodu – mówi łódzki naukowiec.
Dodaje, że piły spalinowe poszły w ruch najczęściej nie w prywatnych ogrodach, ale na nieformalnych terenach zieleni, nieużytkach i obszarach leżących odłogiem. To - według naukowców z Uniwersytetu Łódzkiego - może wynikać z przekonania, że działki będzie łatwiej sprzedać, jak nie będą porośnięte drzewami.
Wielka niewiadoma
Łódzcy naukowcy zwracają uwagę, że do teraz - poza nimi - nikt nie próbował dokładnie określić, jakie skutki przyniosło "Lex Szyszko".
- Jest to w głównej mierze związane z brakiem danych na temat drzew w polskich miastach, a także uchylonym w ramach liberalizacji obowiązkiem zgłaszania usuwanych drzew – kończy profesor Jakub Kronenberg.
Lex Szyszko
Obowiązująca od stycznia do czerwca 2017 roku ustawa pozwalała właścicielowi nieruchomości na wycięcie drzewa na swojej posesji bez względu na jego obwód, jeśli nie było to związane z działalnością gospodarczą.
Przepisy znowelizowano w czerwcu. Zgodnie ze znowelizowaną wtedy ustawą o ochronie przyrody nie trzeba zgłaszać wycinki do gminy, jeżeli obwód pnia na wysokości 5 cm nie przekracza: 80 cm – w przypadku topoli, wierzby, klonu jesionolistnego oraz klonu srebrzystego; 65 cm – w przypadku kasztanowca zwyczajnego, robinii akacjowej oraz platanu klonolistnego; 50 cm – w przypadku pozostałych gatunków drzew.
Jeżeli drzewo ma większy obwód, jego planowaną wycinkę trzeba będzie zgłosić w gminie. W zgłoszeniu trzeba podać imię i nazwisko wnioskodawcy, oznaczyć nieruchomość, oraz dołączyć rysunek bądź mapkę, gdzie na działce znajduje się planowane do wycięcia drzewo.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź