W nowoczesnych metropoliach likwiduje się wiadukty i przejścia podziemne wybudowane w zeszłym stuleciu, a autostrady zamienia w parki. Tymczasem Łódź chce wydać 100 milionów złotych na estakadę nad skrzyżowaniem, w samym centrum miasta. - To nie rozładuje korków, tylko przesunie je kawałek dalej - alarmują społecznicy.
Teoretycznie wszystko jest tak, jak być powinno. Łódzcy urzędnicy chcą wykorzystać trwającą już przebudowę trasy W-Z i usprawnić ruch na jednym z najważniejszych skrzyżowań w mieście. Pomysł dobry, realizacja - jak mówią przedstawiciele organizacji pozarządowych - fatalna.
"Pomnik drogowej nieudolności"
Dlaczego? Bo magistrat planuje wydać około 100 milionów złotych na potężny wiadukt - zdaniem krytyków, rozwiązanie drogie, nieskuteczne i przestarzałe. W jednej z wersji, ma to być w dodatku konstrukcja podwieszana, z dwoma wysokimi - i drogimi - pylonami, jakie stosuje się tam, gdzie nie da się zbudować estakad na normalnych podporach, np. nad rzekami.
- To jest fanaberia! Stworzymy molocha, który nie tylko nie rozładuje ruchu, ale skutecznie zasłoni zabytkowe budynki w pobliżu! To będzie szalony pomnik drogowej nieudolności - ocenia Katarzyna Mikołajczyk z fundacji "Fenomen - normalne miasto".
Fundacja zorganizowała w ubiegłym tygodniu prześmiewczy happening. Grupa młodych osób, wyposażonych w kajaki, szukała rzeki w miejscu, gdzie planowana jest inwestycja. - Skoro budujemy most, musi być i rzeka! - tłumaczyli, wiosłując po asfalcie.
Łódź płynie pod prąd
Mikołajczyk tłumaczy, że planowanie potężnego wiaduktu w środku miasta to dowód niewiedzy urzędników. - Taki wiadukt nie usunie korków, tylko przesunie je o jedno skrzyżowanie. Samochody jak stały, tak będą stać. Dlatego nikt na świecie już nie buduje takich bezsensownych konstrukcji - argumentuje rozmówczyni tvn24.pl.
Są nawet miejsca, gdzie podobne konstrukcje się rozbiera. Tak stało się niedawno w Seulu, gdzie w miejscu dawnej autostrady powstał 10-kilometrowy, publiczny park. Korki w okolicy nie tylko się nie zwiększyły - przeciwnie, ruch odbywa się tam dziś sprawniej, niż przez rozbiórką trasy.
To jeden z najbardziej spektakularnych przykładów, tzw. paradoksu Braessa, sformułowanego przez niemieckiego matematyka, który twierdził, że dodawanie nowych dróg nie tylko nie usprawnia ruchu, lecz może go utrudnić. - Budowa olbrzymich dróg ma sens na peryferiach miasta, a nie w jego sercu. My jednak płyniemy pod prąd - podkreśla Mikołajczyk.
Opozycja przyłącza się do tych wątpliwości. - Miasto się korkuje przez prace związane z trasą W-Z, ale niedługo się one kończą. Oprócz tego gotowa ma być wschodnia obwodnica Łodzi, dzięki której ruch w mieście się unormuje. Po co więc wydawać takie olbrzymie pieniądze? - zastanawia się Łukasz Magin, radny PiS.
Konsultacje z tezą?
Łódzki magistrat tłumaczy, że o ewentualnej budowie zdecydują mieszkańcy. Dopiero, gdy poprą sam pomysł, urzędnicy zapytają, jak ma wyglądać konstrukcja. - Most podwieszany to tylko jedna z wersji - tłumaczy Piotr Grabowski ze ZDiT.
Ale i sposób konsultacji nie wszystkim się podoba. - Urzędnicy mówią, że wiadukt skróci czas przejazdu o 10 minut. Nie mówią, skąd dokąd i w porównaniu do jakiego okresu. Czy wtedy, kiedy drogowcy budowali trasę W-Z i była zmieniona organizacja ruch, czy też przed budową? - punktuje Mikołajczyk.
Całe zamieszanie dziwi tym bardziej, że Łódź dała się w ostatnich latach poznać jako miasto, które nie tylko poważnie podeszło do problemu rewitalizacji. To tu powstają pierwsze woonerfy – wzorowane na holenderskich, ulice o uspokojonym ruchu. To tu, przy okazji modernizacji centrum miasta, wdrażany jest społeczny program walki z ubóstwem.
- Ale ten sam magistrat ogłosił właśnie projekt budowy kilkudziesięciu parkingów piętrowych w centrum miasta. Do coraz ładniejszego centrum urzędnicy chcą ściągnąć tysiące samochodów. To schizofrenia! - atakuje Mikołajczyk.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/r / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź