Budowa tunelu pod Łodzią to zadanie o bardzo wysokim ryzyku - podkreśla ekspert w zakresie rekonstrukcji zabytkowych budynków Andrzej Adamiak. Wtóruje mu Michał Koliński, znawca historii Łodzi, który podkreśla, że w śródmieściu roi się od zaniedbanych kamienic, które często nie mają żadnego podpiwniczenia i wzajemnie się na sobie opierają. Dlaczego? W tej historii miesza się rzeczywistość z połowy XIX wieku i ta po drugiej wojnie światowej.
W sobotę runęła część oficyny kamienicy przy ul. 1 maja 23 w Łodzi, w ścisłym centrum miasta. Tuż po tragedii inwestor budowy tunelu kolejowego pod miastem podkreślał, że gmach był w złym stanie technicznym, a kamienica nie miała nawet podpiwniczenia. - W Łodzi to normalne - wzrusza ramionami doświadczony budowlaniec, Andrzej Adamiak. Podkreśla, że bez jego udziału nie odbył się żaden ważniejszy remont zabytkowego budynku w Łodzi. Pracował też przy renowacji starówki w estońskim Talinnie oraz koordynował prace w zamku w Otwocku. Słowem - doskonale zna problemy związane z wiekowymi konstrukcjami.
- Na pierwszy rzut oka widać, że zawalona oficyna była "przyklejona" do ściany sąsiedniej kamienicy. Dzisiaj by to nie przeszło, żadna budowa nie mogłaby opierać się o inny budynek. Ale spacerując po łódzkim śródmieściu bez problemu znajdzie się takich przypadków na pęczki - opowiada ekspert.
Jego zdaniem, do katastrofy doszło, bo elementy zawalonej oficyny - najpewniej pod wpływem wibracji spowodowanych ryciem podziemnego tunelu - "odkleiły się" od stojącej obok kamienicy.
- Jak konstrukcja nie miała się na czym oprzeć, wszystko runęło. Tak działa grawitacja - opowiada ekspert.
Znak czasu
- Budowanie bez żadnych fundamentów i w oparciu o konstrukcje sąsiadów było powszechne w połowie XIX wieku, kiedy miasto przeżywało gwałtowny rozwój - opowiada Michał Koliński, znawca miasta i autor kilku książek o jego historii.
Podkreśla, że w czasie gwałtownego rozwoju miasta liczba mieszkańców wrosła o kilkadziesiąt razy. - Nikt nie myślał o tym, żeby budować budynki, które będą stały setki lat. Trzeba było budować szybko, możliwie tanio. Chodziło o to, żeby właściciel miał zarobek, a lokatorzy dach nad głową - zaznacza rozmówca tvn24.pl.
Pojawiające się jedna po drugiej kamienice w sercu wielokulturowej Łodzi często były bogato zdobione (żeby podwyższać wartość znajdujących się tam lokali), ale ich stan techniczny bywał bardzo różny.
- Kopanie fundamentów zwiększało koszty. O ile niektóre budynki stojące przy ulicach czasami je miały, o tyle dobudowywane później oficyny prawie zawsze stawiano na wyrównanych kamieniach rzuconych na ziemię - dopowiada Andrzej Adamiak.
Wspólne, czyli niczyje
W przedwojennej Łodzi mieszały się cztery kultury - polska, niemiecka, żydowska i rosyjska. - Budowaniem kamienic i wynajmowaniem lokali najczęściej zajmowali się Żydzi. W koszmarze drugiej wojny światowej bardzo wielu właścicieli straciło życie. Po 1945 roku znaczna część zabudowy w sercu miasta przeszła w zarządzanie magistatu.
- O wspólne mienie mało kto wtedy dbał. Urzędnicy też woleli wydawać środki na inne cele, niż utrzymywanie kamienic w dobrym stanie technicznym - zaznacza Michał Koliński.
- Zdarzało się tak, że sami lokatorzy dewastowali swoje otoczenie. Bo jak coś było wspólne, to było niczyje - dodaje Andrzej Adamiak.
Postępującej degradacji stanu setek kamienic składających się na serce Łodzi sprzyjał fakt, że uwaga i wysiłek służb publicznych była skupiona na innych miastach.
- Trzeba było odbudować zrujnowaną Warszawę, pomóc powstać z gruzów innym metropoliom. A Łódź przecież nie była bardzo zniszczona, więc mogła poczekać. I tak czekała, aż dla wielu budynków było już za późno - dodaje Michał Koliński.
Ani kroku wstecz
Lata 90. i zmiana ustrojowa w Polsce nie przyniosła Łodzi dobrych wieści. Upadek przemysłu włókienniczego oznaczał nędzę dla wielu mieszkańców. A nędza wiązała się z alkoholem, przemocą i wandalizmem. Zaniedbane wcześniej śródmieście zaczęło straszyć.
- Pracowaliśmy doraźnie. Robiliśmy, co w naszej mocy, żeby budynki się nie waliły. Uczestniczyłem w wielu robotach polegających na robieniu podlewek w oficynach budynków. Laliśmy beton, żeby usztywnić pozbawioną fundamentów konstrukcję - opowiada Andrzej Adamiak.
Od kilkunastu lat Łódź stara się przywrócić dobry stan budynków w centrum. W lutym tego roku opisywaliśmy, na czym polega rewitalizacja obszarowa. W jej ramach odnawiane są nie tylko budynki, ale też tworzy się nową infrastrukturę wokół nich. - Do tej pory udało nam się zrewitalizować ponad 115 budynków, w tym 60 kamienic i 50 przestrzeni ogólnych. Mam tu na myśli różne odcinki dróg, parki, place zabaw, pasaże. Powstało 900 nowych mieszkań, 170 lokali użytkowych i 50 mieszkań chronionych dla osób z niepełnosprawnościami - wyliczała w lutym tego roku Olga Kassyańska z Urzędu Miasta Łodzi.
To jednak nie zmienia faktu, że wciąż dziesiątki budynków są w bardzo złym stanie. Autor książek o historii miasta Michał Koliński podkreśla, że drążenie tunelu pod miastem jest dużym ryzykiem, na które jednak - co podkreśla z dużą mocą - trzeba się było zdecydować.
- To jedna z najważniejszych inwestycji w historii miasta. Łódź może stać się jednym z kluczowych miejsc komunikacyjnych w kraju. Przy tak dużych inwestycjach zdarzają się bardzo przykre incydenty. To jednak nie oznacza, że możemy zrezygnować z tunelu - podkreśla rozmówca tvn24.pl.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24