Zaczęło się od gorączki, później stan Zuzi pogarszał się z godziny na godzinę. Dziewczynka trafiła na OIOM. Tam okazało się, że cierpi na PIMS, czyli dziecięcy zespół pocovidowy. Po kilkunastu dniach walki o jej życie stan dziewczynki zaczął się poprawiać. - Czuję się już dobrze, ale było bardzo ciężko - mówi Zuzia.
Zuzia zaczęła gorączkować pod koniec listopada. Jak mówi pani Justyna, mama dziewczynki, temperatura na początku nie była wysoka, ale nie ustępowała. W końcu Zuzia czuła się na tyle źle, że trafiła do szpitala w Łęczycy (woj. łódzkie). Po badaniach została jednak odwieziona do Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi.
- W Centrum Zdrowia Matki Polski zostały ponownie zrobione wszystkie badania. Stan zdrowia Zuzi z godziny na godzinę był coraz gorszy. W sobotę została przetransportowana na OIOM - opowiada pani Justyna. - Ja niestety nie mogłam tam być. Wróciłam do domu i po czterech godzinach zadzwoniła pani doktor. Powiedziała, że stan Zuzi jest bardzo ciężki, ale stabilny. Stwierdzono dziecięcy zespół pocovidowy PIMS - dodała.
Stan Zuzi pogarszał się. Dziewczynka została zaintubowana, bo nie była już w stanie sama oddychać.
"Było ciężko"
Po kilku dniach walki o życie dziewczynki na oddziale intensywnej terapii jej stan zaczął się w końcu poprawiać.
- Jej stan został ustabilizowany, dziecko zaczęło samo oddychać i ponownie przewieziono Zuzię na oddział pediatrii - mówi pani Justyna.
Jak mówi prof. Krzysztof Zeman, kierownik Kliniki Pediatrii, Immunologii i Nefrologii ICZMP w Łodzi, Zuzia przechodzi właśnie okres rekonwalescencji. Już sama siada, zaczyna chodzić.
- Czuję się dobrze, ale było bardzo ciężko - mówi dziewczynka i dodaje, że czeka, aż będzie mogła wrócić do domu i do pływania, które uwielbia.
"Prawdopodobieństwo zachorowania na PIMS wynosi około jeden na tysiąc"
Zuzia miała dziecięcy zespół pocovidowy - PIMS-TS (paediatric inflammatory multisystem syndrome – temporally associated with SARS-CoV-2). Jest to wieloukładowy zespół zapalny występujący u dzieci w następstwie zakażenia koronawirusem. U niektórych pacjentów może doprowadzić do bardzo ciężkich powikłań.
- Zaburzenia dotyczą wielu układów. Najbardziej obawiamy się tych, które mogą być najgroźniejsze z powikłań, czyli dotyczą układu krążenia i serca dziecka. Tu jesteśmy szczególnie wyczuleni, ale dotykają także ośrodkowy układ nerwowy, nerki, płuca, skóra, błony śluzowe. To wszystko może być jednoczasowo u dziecka zajęte chorobą - tłumaczy prof. Krzysztof Zeman.
Według lekarzy objawy PIMS pojawiają się od dwóch do sześciu tygodni po przebytym zakażeniu koronawirusem. PIMS nie da się zapobiec. Choroba dotyka jednak zdecydowaną mniejszość dzieci, które przeszły COVID-19.
- Prawdopodobieństwo zachorowania na PIMS wynosi około jeden na tysiąc, czyli mniej więcej na tysiąc zakażonych dzieci u jednego rozwinie się PIMS - twierdzi dr Magdalena Okarska-Napierała z Kliniki Pediatrii z Oddziałem Obserwacyjnym Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Jest to choroba wieloukładowa. Mogą więc towarzyszyć jej objawy ze strony różnych narządów. Gdy zaatakuje ośrodkowy układ nerwowy, mogą to być drgawki i silne bóle głowy, ze strony nerek - bezmocz, czy skąpomocz. Częste są objawy skórne i śluzówkowe - zapalenie spojówek, które towarzyszy prawie wszystkim przypadkom oraz wysypka - nierzadko niecharakterystyczne i zmienne. O szczególnie groźnym przebiegu PIMS mówi się, gdy choroba dotyka układu krążenia, powodując spadek ciśnienia, siły skurczowej mięśnia sercowego i zapalenie mięśnia sercowego. W skrajnych przypadkach może doprowadzić nawet do śmierci.
Bardzo często PIMS dotyka dzieci, które przeszły COVID-19 bezobjawowo. Bywa, że rodzice nie zdają sobie sprawy, że ktoś z otoczenia dziecka miał infekcję koronawirusową i że również ono zostało zakażone.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24