"To, co przeszłyśmy, było ponad ludzkie siły". DPS w Drzewicy opustoszał, pensjonariusze ewakuowani

Ewakuacja DPS w Drzewicy
Trwa odkażanie DPS w Drzewicy
Źródło: TVN24 Łódź

W środę ewakuowany został DPS w Drzewicy. W placówce ponad siły pracowała kadra, która została tam skierowana przez wojewodę. - To, przez co musiałyśmy przejść, było ponad ludzkie siły. Chodziłyśmy "na rzęsach", bez chwili odpoczynku - opowiada tvn24.pl pielęgniarka, która z koleżanką musiała zajmować się grupą blisko 70 pensjonariuszy.

KORONAWIRUS - NAJWAŻNIEJSZE INFORMACJE. RAPORT TVN24.PL >>>

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>

O dramatycznej sytuacji DPS w Drzewicy informowaliśmy na tvn24.pl wielokrotnie. W sumie chorobę COVID-19 zdiagnozowano u 78 osób - 45 pensjonariuszy i 33 pracowników.

Decyzja o ewakuowaniu placówki zapadła w środę. Podjął ją powiatowy inspektor sanitarny w Opocznie i dyrektor sanepidu Marianna Rożej. 

Ewakuacja została przeprowadzona w środę. Pensjonariusze zostali przewiezieni do szpitali w Bełchatowie, Radomsku i Tomaszowie. Wcześniej 17 osób w najcięższym stanie zostało zabranych do szpitala jednoimiennego w Zgierzu.

- Wszyscy pozostali pensjonariusze, pracownicy, pielęgniarki, wolontariusze oraz żołnierze WOT zostali objęci kwarantanną. - informuje Marcin Baranowski, starosta opoczyński.

Obecnie trwają przygotowania do dezynfekcji i odkażenia całego obiektu. Dekontaminacji zostaną poddane zarówno pomieszczenia DPS, jak i urządzenia oraz sprzęt codziennego użytku oraz cały teren placówki. Przeprowadzą ją żołnierze wojsk chemicznych z Tarnowskich Gór.

Po zakończeniu procesu do DPS mają powrócić mieszkańcy i pracownicy z wynikami ujemnymi na obecność koronawirusa SARS-CoV-2 oraz zdrowy personel, któremu skończy się okres kwarantanny.

Kalendarium zdarzeń w Drzewicy
Kalendarium zdarzeń w Drzewicy
Źródło: TVN24

Rewolucja w kilkanaście godzin

- Już dawno powinna zapaść ta decyzja. To oznacza, że skończył się dla nas najtrudniejszy czas w naszym zawodowym życiu - mówi pielęgniarka Dorota Pożycka. Do DPS trafiła w zeszłym tygodniu. Skierował ją tam wojewoda.

Pismo otrzymała 7 kwietnia, wręczył je żołnierz Wojsk Obrony Terytorialnej. Wynikało z niego, że pracę rozpoczyna następnego dnia.

Pielęgniarka przez ostatnie lata - podobnie jak druga z wezwanych do domu opieki, w którym wybuchło ognisko koronawirusa - pracowała na oddziale anestezjologii i intensywnej terapii w odległym o niecałe 20 kilometrów szpitalu w Opocznie. 

Decyzja o ewakuacji zapadła 15 kwietnia
Decyzja o ewakuacji zapadła 15 kwietnia
Źródło: TVN24 Łódź

- Pierwszy szok był taki, że miałam tylko kilka godzin, żeby przygotować się na całkowite przeformatowanie życia mojej rodziny. Po dyżurach w szpitalu opiekowałam się starszą i schorowaną teściową. Nagle musiałam ją zostawić. Jakbym tego nie zrobiła, to groziłaby mi wysoka kara. Wszystko odbywało się w takim trybie, jakbym zrobiła coś złego - opowiada.

Miała świadomość, że jak wejdzie do domu opieki, w którym szaleje koronawirus, to - jak wtedy myślała - najpewniej już go nie opuści przez miesiąc - bo na tyle do pracy w DPS skierował ją wojewoda.

- Oczywiście gdzieś tliła się nadzieja, że nie zostanę zupełnie odcięta od dotychczasowego życia. Przecież nawet kadra szpitali zakaźnych wraca do domu - opowiada Dorota Pożycka.

Złudzenia ją opuściły, kiedy przekroczyła próg drzewickiego domu opieki. 

- To był drugi szok. Z wezwanej grupy sześciu pielęgniarek zgłosiłam się tylko ja i koleżanka. Miałyśmy we dwie zająć się grupą 66 pensjonariuszy, w tym aż 43 zakażonych. Wszystko było zorganizowane w ten sposób, że zakażenia w zasadzie nie da się uniknąć. Musiałyśmy kursować od zakażonych do zdrowych i z powrotem. A przecież nie można przez całą dobę przebywać w kombinezonie ochronnym - opowiada.

Do drzwi zapukali policjanci: ma zostawić synka i iść walczyć z koronawirusem, bo wskazał ją wojewoda. Nie ją jedną

"W środek piekła"

Pielęgniarki musiały podpisać dokument przedstawiony im przez dyrekcję placówki - że są świadome, że każde wyjście z DPS na zewnątrz jest narażaniem osób trzecich na zakażenie koronawirusem.

- Trafiłyśmy do kieratu. Pracowałyśmy od bladego świtu do późnych godzin nocnych. W nocy też potrzebowali nas pensjonariusze. A potem znowu ranek i dramat rozpoczynał się od nowa - mówi Dorota Pożycka. 

Z bliskimi kontakt utrzymywała przez telefon. Rozmowy były krótkie i rwane. 

- Żona znalazła się na skraju wycieńczenia. Płakała do słuchawki, że nie ma nawet czasu się napić czy iść do toalety - opowiada mąż pielęgniarki, Lech Pożycki.

Napisał list otwarty do wojewody, w którym opisał dramatyczną sytuację w DPS: "Oczekujemy pilnej odpowiedzi, kiedy nasze żony będą mogły wreszcie odpocząć" - podkreślał.

- Z całej tej sytuacji płynie jasny, szalenie niepokojący sygnał. Jeżeli się zgłosisz na wezwanie, to zostaniesz wrzucony w środek piekła, gdzie wycisną cię jak cytrynę - z energii, motywacji i wiary w misję opieki nad innymi. Zupełnie tak, jakby się trafiło do kolonii karnej - mówi rozmówca tvn24.pl.

Ponad siły

Jeszcze przed podjęciem decyzji o ewakuacji rozmawialiśmy z dyrekcją DPS w Drzewicy. Dyrektor Agnieszka Brola przyznała, że sytuacja w placówce jest bardzo trudna. A jeszcze niedawno była krytyczna. 

- Wszystkie pielęgniarki, które dotąd opiekowały się pensjonariuszami, zostały poddane kwarantannie. Musiały być natychmiast zastąpione, bo przecież nie możemy zawiesić po prostu działalności. Dlatego wojewoda wydał sześć decyzji o skierowaniu do nas pielęgniarek ze szpitala w Opocznie - mówiła Agnieszka Brola.

Z wezwanych do pracy na początku zgłosiły się tylko dwie osoby. 

- Jedna przedstawiła zwolnienie lekarskie, dwie inne nie pojawiły się bez podania powodu. Dopiero w poniedziałek pojawiła się kolejna, trzecia pielęgniarka - wyliczała Brola. 

Podkreśla, że pensjonariuszami opiekuje się też sześciu opiekunów i dwóch wolontariuszy. Na stałe w DPS przebywają też cztery osoby z administracji, które w pracy spędzają kwarantannę.

- Wszystkim nam jest ciężko. Musimy jakoś przetrwać - mówiła dyrektor. 

Mąż pielęgniarki: jakbym wiedział, to bym się nie zgodził, żeby żona tam szła
Mąż pielęgniarki: jakbym wiedział, tobym się nie zgodził, żeby żona tam szła
Źródło: TVN24 Łódź

Ale przeciążony obowiązkami personel często miał dość. Tak było ostatnio, kiedy do DPS wszedł lekarz wolontariusz. Chciał z grona zakażonych pensjonariuszy wybrać tych, których stan może w najbliższym czasie się pogorszyć. Poprosił kadrę o to, żeby jednorazowo przebadać wszystkich podopiecznych. 

- Potrzebował wyników saturacji, ciśnienia i temperatury. Okazało się jednak, że to było ponad siły pielęgniarek. Nie ukrywam, że doszło do konfliktu, bo tam, gdzie brakuje energii, pojawiają się złe emocje - mówi dyrektor Brola.

Ostatecznie lekarz wolontariusz sam musiał zebrać niezbędne informacje.

Warunek podstawowy: chęć

lajf drzewica
W Drzewicy kolejne 23 osoby zakażone. Dwaj żołnierze weszli do placówki, by pomóc personelowi
Źródło: TVN24

Dagmara Zalewska, rzecznik łódzkiego wojewody, informuje, że decyzje przymusowo kierujące pracowników medycznych do poszczególnych placówek są "ostatecznością".

- Zawsze najpierw staramy się dotrzeć do ludzi, którzy są chętni do pracy w miejscu, które tego bardzo potrzebuje. Po decyzje zmuszające do pracy sięgamy tylko wtedy, kiedy nie ma innego wyjścia - mówi rzeczniczka. Dodaje, że wybierając osoby do pracy zwraca się uwagę m.in. na to, żeby pracownik mieszkał możliwie blisko miejsca, w którym ma docelowo wykonywać obowiązki. 

- Podstawą prawną, na którą powołuje się wojewoda, jest ustawa z 5 grudnia 2008 roku o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń. Wskazuje ona, że do pracy nie mogą być kierowane osoby, które same opiekują się dzieckiem ani starsze niż 60 lat - wylicza Zalewska.

Dodaje, że wojewoda łódzki wydał dotąd 97 decyzji kierujących personel medyczny do pracy. Tylko w pięciu przypadkach wyznaczeni do pracy nie stawili się w placówce, która wymagała pomocy.

Infolinia NFZ dotycząca koronawirusa
Infolinia NFZ dotycząca koronawirusa
Źródło: Kancelaria Prezesa Rady Ministrów
Czytaj także: