Sąd apelacyjny wypuścił z aresztu 36-letniego Piotr M., który został już nieprawomocnie skazany za śmierć trzech osób. Piotr M. pił wódkę i usnął za sterami tramwaju, a rozpędzony skład staranował przechodzące po pasach kobiety. Przełomem w tej sprawie jest opinia biegłego neurologa, który uznał, że motorniczy mógł stracić przytomność nie dlatego, że był pijany, ale przez problemy zdrowotne.
O tym wypadku mówiła cała Polska. Pijany motorniczy usnął za sterami tramwaju, rozpędzony skład nie zatrzymał się na przystanku i wjechał z impetem na skrzyżowanie w centrum Łodzi na czerwonym świetle.
Tramwaj uderzył w bok samochodu osobowego, potem staranował trzy kobiety na przejściu dla pieszych. Wszystkie zginęły.
Dla sądu pierwszej instancji, ta sprawa była oczywista. Bo Piotr M., 36-letni dziś motorniczy przyszedł do pracy trzeźwy, ale pił w czasie dyżury. Wódkę kupował na tramwajowych pętlach. Tuż po tragedii miał 1,4 promila alkoholu w organizmie. Dlatego też Piotr M. w sierpniu ubiegłego roku został skazany na 13,5 roku. Był oskarżony za dwa przestępstwa: spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym w stanie nietrzeźwości i za jazdę tramwajem w stanie nietrzeźwości.
Tymczasem podczas rozprawy apelacyjnej doszło do prawdziwego, prawniczego trzęsienia ziemi. Motorniczy opuścił areszt śledczy (o czym jako pierwszy napisał "Dziennik Łódzki") a to, czy będzie odpowiadał za śmierć trzech osób znalazło się pod znakiem zapytania.
Kluczowa opinia
Podczas rozprawy apelacyjnej sędzia dopuścił dowód, jakim jest opinia biegłego w zakresie toksykologii i neurologii. Jak informuje tvn24.pl obrońca Piotra M., jego zdanie pozwoliło zupełnie inaczej spojrzeć na wypadek.
- Biegły stwierdził, że z wysokim prawdopodobieństwem należy wykluczyć, że to alkohol mógł pozbawić mojego klienta przytomności - tłumaczy mecenas Paweł Kozanecki.
Jeżeli nie alkohol, to co? Zdaniem biegłego - Piotr M. mógł być nieprzytomny przez problemy zdrowotne.
- Jego zdaniem przyczyną utraty świadomości mogły być niezdiagnozowane dotąd zaburzenia świadomości na tle neurologicznym - informuje mec. Kozanecki.
Biegły jest pierwszą osobą, która dopatrzyła się u Piotra M. problemów zdrowotnych. Wcześniej motorniczy był wielokrotnie badany m.in. przez psychiatrów. Podczas kilkutygodniowej obserwacji nie tylko nie dopatrzyli się u niego żadnych schorzeń, ale też kwestionowali w ogóle fakt utraty przez niego przytomności.
Na wolności - pierwszy raz od tragedii
Sąd apelacyjny stwierdził, że dalsze stosowanie środka zapobiegawczego w postaci aresztu względem Piotra M. jest nieuzasadnione. Dlatego też pod koniec marca, po raz pierwszy od 6 stycznia 2014 roku, kiedy doszło do wypadku mężczyzna wyszedł na wolność.
Z tą decyzją nie zgadza się prokuratura, która złożyła zażalenie na decyzje sądu.
Osoby skazane nieprawomocnie na surowe wyroki zazwyczaj przebywają w areszcie do zakończenia apelacji. Tym razem jest jednak inaczej. Co więcej - Piotra M. nie obowiązują żadne środki zapobiegawcze. Czyli może on bez przeszkód np. wyjechać za granicę. Dlaczego tak się stało?
- Prokuratura nie wnioskowała o inne środki zapobiegawcze niż areszt. Obrona też nie podnosiła tematu. Sąd nie widział potrzeby podjęcia inicjatywy w tym zakresie - mówi Paweł Urbaniak, rzecznik Sądu Okręgowego w Łodzi.
- Co jeżeli ten mężczyzna ucieknie za granicę? Przecież ciąży na nim surowy wyrok? - dopytujemy.
- Wtedy można wdrożyć takie procedury jak listy gończy czy międzynarodowy zakaz zatrzymania - odpowiada sędzia.
Postawa sądu nie dziwi mecenasa Kozaneckiego. Wyjaśnia on, że opinia biegłego podważyła ewentualną winę jego klienta.
- Jest on skazany za jazdę w stanie nietrzeźwości i spowodowanie śmiertelnego wypadku. O ile to pierwsze przestępstwo nie ulega wątpliwości, o tyle to drugie stanęło pod znakiem zapytania - tłumaczy adwokat.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: bż/kv / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź