O tym, że Ksawery jest ciężko chory, rodzice dowiedzieli się w 26. tygodniu ciąży. Wtedy rozpoczęła się niezwykła walka o życie. Udało się.
Przepuklina przeponowa. Przypadłość, która u wielu dzieci bywa długo niezdiagnozowana. Polega na tym, że trzewia przedostają się do klatki piersiowej. Jeżeli jednak zajmują zbyt dużo miejsca, to organy nie mają jak się rozwijać. I tak było w przypadku Ksawerego.
- Zmroziło nas. W 26. tygodniu ciąży usłyszeliśmy, że stan naszego synka jest bardzo ciężki. I trzeba walczyć o jego życie - mówi Kinga Dereń.
Tydzień później ciężarna wtedy kobieta trafiła na stół operacyjny w Uniwersyteckim Centrum Zdrowia Kobiety i Noworodka Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Ksawery musiał być poddany operacji wewnątrzmacicznej, czyli jeszcze przed przyjściem na świat.
Na czym polegała? Trzeba było wprowadzić mikroskopijny balonik w tchawicę nienarodzonego chłopca. Po co? Płuca noworodka wypełnione są wodami płodowymi. Dziecko w łonie matki z nich nie korzysta. Lekarze zakorkowali więc ten narząd, aby nie mógł się dalej zmniejszać pod naporem trzewi.
Operacja się udała. Za Ksawerym był pierwszy etap walki o życie. Ale przed nim była jeszcze bardzo długa droga.
Z Warszawy do Łodzi
Lekarze byli zadowoleni z tego, jak operacja wpłynęła na sytuację. Zakorkowane płuca nie były już miażdżone przez jelita. To był stan tymczasowy. Jeżeli bowiem rozpoczęłaby się akcja porodowa, Ksawery nie mógłby zaczerpnąć powietrza - a więc by się udusił.
Dlatego po sześciu tygodniach balonik wyciągnięto. Ciężarna pani Kinga trafiła wtedy z Warszawy do Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi.
- Nie mogliśmy dopuścić do tego, żeby chłopiec urodził się zbyt szybko. Potrzebował czasu, aby jego organy mogły się rozwinąć - mówi dr Mariusz Grzesiak, wojewódzki konsultant ds. ginekologii i położnictwa.
Pod jego opieką udało się utrzymać ciążę do 40. tygodnia. Czyli do końca.
- Ksawery przyszedł na świat 17 kwietnia przez cesarskie cięcie. Widziałam go tylko przez kilka sekund - wspomina matka chłopca.
Ksawery musiał być jej natychmiast zabrany, bo lekarze nie chcieli dopuścić do tego, żeby dziecko zaczęło korzystać ze swoich płuc.
- Zależało nam na tym, aby były one "uśpione". Dlatego chłopca trzeba było błyskawicznie zaintubować - mówi prof. Iwona Maroszyńska, kierownik Kliniki Intensywnej Terapii i Wad Wrodzonych Noworodków i Niemowląt,
Już dobrze...
W czasie drugiej doby życia Ksawerego musiał on przejść kolejną operację. Lekarze przesunęli trzewia do jamy brzusznej, czyli tam, gdzie powinny być. Potem trzeba było załatać przeponę. Do tego celu użyto specjalnej, goreteksowej łaty.
Płuca chłopca wreszcie miały miejsce, żeby się rozwinąć. Na to jednak trzeba było czasu. Co zatem wymyślili lekarze? Dali organom chłopca wolne.
Płuca i serce chłopca zostało zastąpione przez maszynę.
- Zyskaliśmy czas na to, aby organy mogły się rozwinąć - mówi prof. Maroszyńska.
Na tym etapie, teoretycznie, trzeba było tylko czekać.
- Niestety, to nie był koniec naszej walki - wspomina matka chłopca.
Okazało się bowiem, że Ksawery ma odmę płuc. Niezbędna była kolejna operacja. Znowu stres. Znowu sukces.
Po 11 dniach serce noworodka znowu pompowało krew. Na "wystartowanie" płuc trzeba było czekać kolejne 50 dni.
- Któregoś dnia poszłam do pokoju laktacyjnego, żeby ściągnąć pokarm. Usłyszałam hałas, okazało się, że to z pokoju mojego synka. Myślałam, że dostanę zawału - opowiada matka.
Okazało się, że chłopiec sam wyciągnął rurkę intubacyjną. W tym samym czasie zaczął sam oddychać.
***
Ksawery ma dziś trzy miesiące. Wszystko wskazuje na to, że jego walka o życie skończyła się happy endem. Niedługo wyjdzie ze szpitala i po raz pierwszy pojawi się w domu.
- Kiedyś dzieci w jego stanie nie miałyby szans. Dla takich chwil warto żyć - kończy prof. Maroszyńska.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: archiwum prwatne