Prokuratura w Wieluniu skierowała do Sądu Rejonowego w Pajęcznie akt oskarżenia przeciwko matce. Dwie córki i dwóch synów kobiety utopiło się w sierpniu ubiegłego roku w Warcie koło Działoszyna (woj. łódzkie). Przed sądem stanie także opiekunka z pomocy społecznej, która tragicznego dnia była nad rzeką z rodziną. Kobietom grozi do 5 lat więzienia.
Jak mówi tvn24.pl Józef Mizerski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Sieradzu, kobiety są oskarżone o nieumyślne spowodowanie śmierci. Jak dodaje, "w zasadzie wszystkie możliwe normy bezpieczeństwa zostały przekroczone".
Według śledczych, największy błąd został popełniony przy wyborze miejsca. Kobiety nie powinny dzieciom pozwolić kąpać się w niebezpiecznym miejscu, które nie zostało wcześniej dobrze sprawdzone. Ponadto nie sprawowały podczas kąpieli odpowiedniej opieki nad dziećmi i dopuściły je do kąpieli, mimo że nie miały odpowiednich umiejętności pływackich.
- Obydwie kobiety odmówiły składania wyjaśnień po przedstawieniu im zarzutu - poinformował prokurator Mizerski.
Opinia biegłego
Powołany przez prokuraturę biegły z zakresu ratownictwa wodnego, bezpieczeństwa osób pływających i uprawiających sporty wodne stwierdził, że kobiety przed dopuszczeniem dzieci do kąpieli nie dokonały rozeznania terenu i warunków panujących w Warcie, poprzez chociażby rozmowę z osobami, które przebywały w pobliżu. Biegły stwierdził także, że opiekunki nie zapewniły dzieciom indywidualnych zabezpieczeń, czyli tzw. rękawków do nauki pływania, nie sprawdziły umiejętności pływackich dzieci oraz dopuściły do przebywania w rzece jednocześnie większej liczby dzieci, niż mogły dozorować. Zdaniem biegłego jedna osoba powinna dozorować maksymalnie dwoje dzieci i przebywać poniżej miejsca ich kąpieli - czyli dzieci powinny znajdować się między brzegiem a opiekunami. - Natomiast matka dzieci Beata B. sama znajdowała się w wodzie z czwórką dzieci, a asystentka rodziny w tym czasie przebywała na brzegu i w ogóle nie obserwowała kąpiących się - wyjaśnił prokurator Mizerski.
Nie mieli szans?
Śledczy dodają, że rodzina kąpała się na łuku rzeki, na zewnętrznej stronie. Właśnie tam rzeka ma najbardziej wartki nurt.
- Wiemy, że tylko jedno z czwórki dzieci chodziło na lekcje pływania w szkole. Wiele jednak wskazuje, że i ono średnio sobie radziło w wodzie - informował w trakcie śledztwa Józef Mizerski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Sieradzu.
Rodzinny horror
Tragedia wydarzyła się 6 sierpnia w okolicach Działoszyna. W rzece Warcie utopiły się dwie dziewczynki w wieku 7 i 11 lat oraz dwaj chłopcy - 14- i 15-letni.
Jak informowali prowadzący śledztwo prokuratorzy, kiedy zaczęło topić się jedno dziecko, pozostałe ruszyły mu z pomocą. Wszystkie zostały porwane przez rzekę.
Chciała im pomóc
36-latnia matka była w szoku po sierpniowej tragedii. Śledczy mogli ją przesłuchać w charakterze świadka dopiero na początku października. Wówczas mieli usłyszeć, że kobieta nie była w stanie ruszyć z pomocą.
- Informowała, że próbowała pomóc swoim dzieciom. Gdyby jednak sama nie złapała się w pewnym momencie gałęzi, pewnie by się utopiła – mówił w październiku tvn24.pl prokurator Mizerski.
Matka zarzuty usłyszała w grudniu zeszłego roku. Biegli psychiatrzy stwierdzili, że kobieta ma ograniczoną poczytalność, ale - według prokuratury - nie wyłącza to jej odpowiedzialności i może stanąć przed sądem.
Opiekunka została za krzakami
Oprócz czwórki dzieci i matki, nad rzeką była też asystentka z pomocy społecznej. Z jej relacji wynika, że opiekowała się piątym, najmłodszym dzieckiem. Asystentka również miała obowiązki prawne związane z opieką nad dziećmi.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: JZ/i / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź