- Nie będę już z nimi pracował – mówił w kwietniu dyrektor szpitala w Bełchatowie. Mowa o grupie 11 anestezjologów, z którymi był w konflikcie. Kadra złożyła wypowiedzenia, a dyrektor zapewniał, że znajdzie innych – lepszych specjalistów. Podpisał umowę z zewnętrzną firmą, która miała ich zwerbować. A firma porozumiała się ze… starą kadrą lekarzy.
Spór pomiędzy 11 anestezjologami a dyrektorem szpitala w Bełchatowie narastał od zeszłego roku. Poszło o pieniądze. Od kilku miesięcy anestezjolodzy narzekali, że jest ich po prostu za mało. Już w listopadzie pisali do dyrektora, że przy takiej liczbie medyków na dyżurze nie można pracować - między innymi znieczulać rodzące pacjentki. Lekarze chcieli, by w szpitalu zatrudnić więcej specjalistów, a dyrektor się nie zgadzał.
Spór przybrał na sile, kiedy pod koniec ubiegłego roku dyrektor unieważnił konkurs na szefa oddziału anestezjologii. Wygrała go dr Małgorzata Kuśmierek-Kowalska, która od lat pełniła tę funkcję.
W kwietniu zbuntowana kadra złożyła wypowiedzenia. Ze szpitala miało odejść 11 z 12 anestezjologów. Po stronie dyrekcji stanęła tylko powołana przez dyrektora na stanowisko nowa szefowa anestezjologii – dr Tamara Trafidło.
- Nie ma ludzi nie do zastąpienia – mówiła wtedy Trafidło. A dyrektor Paweł Skoczylas zapowiadał sprowadzenie do szpitala nowej, lepszej kadry.
Plany a rzeczywistość
Z tych zapowiedzi jednak niewiele wyszło. Bełchatowski szpital zdecydował się podpisać umowę z zewnętrzną firmą, która zobowiązała się zatrudnić anestezjologów. Firma ta porozumiała się ze… zbuntowanym zespołem lekarzy.
- Firma zatrudniła wszystkich medyków, którzy w kwietniu złożyli wypowiedzenia. Mamy to samo wynagrodzenie, pracujemy w tym samym miejscu – opowiada dr Anna Błaszczyk-Pruba, jedna z "buntowniczek".
Co się zatem zmieniło? Dla lekarzy sporo – obecnie ich szefem nie jest już ani dr Trafidło (która też nie mogła porozumieć się z zespołem), ani dyrekcja szpitala – bo odpowiadają obecnie przed właścicielem firmy, która ich zatrudnia.
Bez kontroli
W szpitalu też zmiany – ale chyba nie na lepsze.
- Szpital już nie ma wpływu na to, którzy lekarze będą wykonywać zadania zlecone zewnętrznej firmie – komentuje Aleksandra Gradowska, rzecznik szpitala.
Jeszcze inną kwestią są pieniądze. Szpital podkreśla, że podpisanie umowy z zewnętrzną firmą "nie zwiększyło kosztów prowadzenia oddziału". Czy oznacza to, że zatrudnienie pośrednika pomiędzy lekarzami a szpitalem nie powoduje żadnych dodatkowych kosztów?
- Muszę to dokładnie sprawdzić. Wyślę szczegółowe informacje tak szybko, jak to będzie możliwe – powiedziała nam o godz. 10 rzeczniczka. Czekamy na odpowiedź.
Autor: bż/jb / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź