Politycy PiS zorganizowali konferencję, na której pokazali pisma z prokuratury i pomocy społecznej adresowane do Stefana Niesiołowskiego: – Podobno leżały na wysypisku, przyniosła nam je anonimowa osoba - mówią i dodają, że o sprawie powiadomili prokuraturę. - Brzmi to jak kolejna pisowska pseudoafera. Wygrzebali papiery sprzed lat i próbują tym coś ugrać – ocenia sam Niesiołowski.
Zdaniem polityków PiS kilkadziesiąt dokumentów pełnych poufnych danych osobowych trafiło do nich od przypadkowej osoby. Jak poinformowali dwaj kandydaci na posłów z ramienia Prawa i Sprawiedliwości - przyniosła je "anonimowa osoba".
- Mężczyzna powiedział, że ma dokumenty od pięciu lat. Podobno znalazł je na wysypisku śmieci - mówi Bartłomiej Dyba-Bojarski, kandydat PiS na posła.
Wspomniana "anonimowa osoba" miała jedynie powiedzieć, że "ma już dość Niesiołowskiego". Nie wiadomo, kim był dostarczyciel dokumentów i co miał robić na wysypisku.
- Mnóstwo tam korespondencji adresowanej do posła Niesiołowskiego. Są adresy, nazwiska, szczegóły rodzinnych dramatów - podkreśla Bartłomiej Dyba-Bojarski, kandydat PiS na posła.
Politycy pokazali dziennikarzom część dokumentów. To głównie odpowiedzi instytucji, które o informacje prosił Niesiołowski. Z kontekstu można się domyślić, że dotyczą one spraw ludzi, którzy poprosili polityka o pomoc. Pisma mają kilkanaście lat - datowane są na rok 1999 i 2000 roku.
Na pokazywanych nam dokumentach dane osobowe są zamazane czarnym mazakiem. Politycy PiS twierdzą, że to oni zadbali o anonimizację pism. Interesujący może też wydać się fakt, że pisma są zachowane w świetnej jakości. Nie widać na nich śladów deszczu, czy brudu.
- Jeżeli dokumenty faktycznie były wśród śmieci, to musiały być stamtąd szybko zebrane - tłumaczy Dyba-Bojarski.
Sprawa dla prokuratora
Politycy PiS zdecydowali się o sprawie poinformować śledczych.
- Oddaliśmy te dokumenty prokuraturze, chcemy żeby śledczy zbadali sprawę i zadecydowali, czy mogło dojść do naruszenia prawa - dodaje Marek Michalik, który również kandyduje do Sejmu.
Kandydaci Prawa i Sprawiedliwości podkreślają, że nie wiedzą kto i dlaczego wyrzucił dokumenty.
- Nie atakujemy osobowo Stefana Niesiołowskiego. Chcemy tylko, żeby osoba odpowiedzialna za wyrzucenie danych osób trzecich na śmietnik poniosła konsekwencje – dodają.
- Nie uważa pan, że trochę za dużo w tym przypadku? Że sprawa trafiła do was akurat teraz? - dopytujemy kandydatów Prawa i Sprawiedliwości.
- Proszę mnie zrozumieć. Ktoś przychodzi, mówi, że ma takie a nie inne papiery. Ja jestem radnym, co miałem zrobić? Ukryć to? - odpowiada pytaniem Dyba-Bojarski.
„Pisowska pseudoafera”
Co na to wszystko Stefan Niesiołowski? O dokumentach, które rzekomo miały leżeć na śmietniku dowiedział się od redakcji tvn24.pl.
- Brzmi to jak kolejna pisowska pseudoafera. Wygrzebali jakieś papiery sprzed lat i próbują tym coś ugrać – mówi poseł PO.
Na informacje o tym, że dokumentacja adresowana jest na dawną siedzibę jego biura (przy Kamińskiego w Łodzi) powiedział, że już nie współpracuje z szefem ówczesnego biura.
- Dokumentami zajmują się pracownicy biura, ja szczegółów ich pracy nie znam – zaznacza Niesiołowski.
Przyznaje jednak, że o okoliczności tej sprawy (i o to, jak utylizowane są stare dokumenty) będzie pytał obecnych pracowników.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: bż/kv / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź