- W domu boję się, że coś spadnie mi na głowę; na klatce, że ktoś mnie napadnie – mówi pani Katarzyna z Łodzi. Jej budynek jest w tak złym stanie, że ma zostać wyłączony z użytkowania. Problem w tym, że pani Katarzyna i prawie tysiąc innych osób nie ma dokąd iść. Urzędnicy wzruszają ramionami: łódzkie centrum potrzebuje ratunku; dla nikogo nie jest to łatwe. Tylko w ciągu miesiąca w centrum miasta "posypało się" pięć budynków, w tym słynna "Szuflandia".
Kiedyś powstawała tu jedna z najsłynniejszych komedii Juliusza Machulskiego - "Kingsajz". W filmie na parterze był "Instytut Badań Czwartorzędu", a w piwnicy - "Szuflandia". Dzisiaj do zabytkowego pałacu Edwarda Hentschla nie odważyłby się wejść żaden filmowiec. Zdewastowany gmach w samym centrum miasta powoli się rozpada.
W weekend wiatr oderwał fragment dachu i zrzucił go na drewniany "parasol" wokół konstrukcji budynku. Wybudowano go wcześniej, żeby odpadające fragmenty elewacji nie zrobiły nikomu krzywdy.
Historia zabytkowego budynku jest o tyle przygnębiająca, że jeszcze rok temu wydawało się, że "Szuflandia" odzyska dawną świetność. Grupa radnych poprzedniej kadencji wniosła projekt, według którego pałac miał trafić w ręce Łódzkiej Spółki Infrastrukturalnej. To miejska firma, która zajmuje się pracami wodno-kanalizacyjnymi.
Pomysł wydawał się być doskonały - ŁSI nie musiałaby już wynajmować biur od prywatnych firm, a zabytkowy gmach doczekałby się remontu. Tyle, że do realizacji planu nie doszło, bo rada miejska ostatecznie stwierdziła, że "ŁSI nie jest po to, żeby remontować kamienice".
Domki z kart? Czarna seria
Plan upadł i niechybnie to samo czeka słynną niegdyś kamienicę. Wpisze się w czarną serię, która trwa? Tylko w tym miesiącu "posypały" się cztery inne budynki.
W tym na ul. Kilińskiego zawalił się dach. W budynku obok oderwał się tynk. Na Wólczańskiej "poszły" stropy. Na Wschodniej z kolei pękła jedna ze ścian nośnych.
Problem jest duży, ale rozwiązań nie ma. Zamiast nich jest klincz, który sprawia, że na katastrofy budowlane w Łodzi reaguje się na bieżąco. Bo o problemie wiedzą i mieszkańcy, i urzędnicy, i nadzór budowlany. Tych pierwszych nie stać na przeprowadzkę, zaś miasto nie ma pieniędzy na gruntowne remonty, ani na lokale zastępcze. A nadzór budowlany? Czuwa i stara się zrozumieć, że setki nie mogą stracić z dnia na dzień dachu nad głową.
Już trzy lata temu magistrat alarmował, że półtora tysiąca budynków należących do gminy jest tak zdewastowanych, że nie warto ich nawet remontować. Prawie sto kamienic stoi już pusta. Ich stan jest tak zły, że w każdej chwili może dojść do katastrofy.
- 128 innych jest zakwalifikowanych do rozbiórki, ale wciąż mieszkają tam ludzie - mówi tvn24.pl Izabela Wilkowska-Składowska z wydziału budynków i lokali urzędu miasta. Tych ludzi jest prawie tysiąc. Co z nimi? Nic, bo mieszkańcy zdewastowanych kamienic powinni dostać lokale zastępcze i socjalne. A ich miasto po prostu nie ma.
Strach zamiast zachwytu
Łódź może się pochwalić unikatową zabudową w skali Europy. Centrum miasta to prawie 4 tys. kamienic. Większość powstała w XIX wieku, kiedy miasto intensywnie się rozwijało. Rocznie w mieście wznoszono nawet do 300 budynków – wiele z nich było bogato zdobionych.
Jeśli byłyby na to pieniądze, z panoramy miasta zniknęłoby kilkaset gmachów. Tyle, że nawet na to nie ma pieniędzy. W tym roku udało się wygospodarować milion złotych - dzięki czemu będzie o 20 rozpadających się ruin mniej.
Sytuacja mogła być wyglądać inaczej, gdyby wszyscy lokatorzy płacili miastu czynsz. Pod koniec ubiegłego roku równowartość niezapłaconych czynszów wynosiła ok. 260 mln złotych. Za te pieniądze można by było gruntownie odnowić kilkadziesiąt budynków.
Zamiast wpływów są za to duże koszty. Zanim miasto zacznie rozbiórkę (albo gruntowny remont) danej kamienicy, musi zapewnić jej lokatorom (o ile płacą czynsz) lokale zastępcze. Ci, którzy nie płacą, mogą zostać przeniesieni do lokali socjalnych. Kolejka to już kilka tysięcy osób.
Ci, którzy zostali
Pani Katarzyna wraz z synem mieszka w olbrzymiej kamienicy przy ulicy Jaracza 59. Budynek w całości należy do miasta i znajduje się na liście obiektów, z których w najbliższym czasie mają zostać wysiedleni mieszkańcy. Dlaczego? Bo budynek jest ruiną.
Chociaż po wejściu w obdrapaną bramę widać kilkadziesiąt okien, w gmachu pozostało łącznie pięć rodzin.
- Miasto chce nas zmusić, żebyśmy sami się wynieśli. Sąsiedzi nie wytrzymali i już ich nie ma - opowiada łodzianka.
Żeby dojść do jej mieszkania trzeba przejść przez niemal zupełnie opuszczoną klatkę schodową, przejść po zdewastowanych schodach i minąć kilka par zamurowanych drzwi. Mieszkanie pani Katarzyny jest na przedostatnim piętrze. Wyżej są dwa opustoszałe lokale, w których gromadzą się bezdomni. Wejść nie jest trudno - ktoś zniszczył dyktę zabezpieczającą mieszkanie. W jednym z pokojów widzimy posłania i popękane butelki.
- Tu impreza jest co wieczór. Jak coś rozleją, to widzę to potem na suficie. Dwa razy wynoszono stąd zwłoki bezdomnych. Chyba zamarznięcie... albo było to zatrucie tym, co piją - opowiada pani Katarzyna.
Które budynki mogą zostać wyburzone? Zobacz mapę przygotowaną przez tvn24.pl:
„Albo mnie ktoś zabije, albo sufit spadnie na głowę”
Nasza rozmówczyni ma do dyspozycji ponad 90 metrów kwadratowych. Mieszkanie jest zdewastowane, kobieta od pięciu lat nie płaci czynszu. Mówi, że „za taki standard zapłata się nie należy”. Dodaje, że zimą temperatura w jej domu potrafi spaść do kilku stopni Celsjusza. Wtedy mieszka tylko w kuchni.
- Od pięciu lat czekam na lokal zastępczy. Miasto mówi, że mam czekać dalej. W międzyczasie albo mnie ktoś zabije w tym opuszczonym budynku albo sufit spadnie mi na głowę - podkreśla.
Jej sąsiedzi nie chcą z nami rozmawiać. Kiedy pukamy do ich drzwi, słyszmy tylko ujadanie psów.
- Bez dużego psa tu się nie da żyć. Chodzi o to, żeby jakoś się obronić... w razie czego... - tłumaczy pani Katarzyna.
„I tak dobrze, że jeszcze stoją”
Jak to się stało, że łódzkie centrum jest tak zdewastowane? Marcin Obijalski, dyrektor ds. rewitalizacji i rozwoju miasta wyjaśnia, że łódzka zabudowa przez dziesiątki lat była zostawiona sama sobie.
- Żadnych remontów, żadnych inwestycji. Łódzkie kamienice sobie stały i niszczały przez całe dekady. Architektom z XIX wieku i tak należą się gratulacje, że tak wiele budynków jeszcze w ogóle stoi - opowiada Obijalski.
Miasto - w przeciwieństwie do innych polskich metropolii - nie zostało mocno zniszczone w czasie drugiej wojny światowej. To sprawiło, że Łódź stała zawsze na końcu długiej kolejki po publiczne pieniądze. Nie bez znaczenia jest też fakt, że przez dziesięciolecia bogatsi mieszkańcy osiedlali się na powstających osiedlach wokół miasta. W sercu miasta było coraz więcej osób, które nie radziły sobie życiowo. To przyspieszyło dewastacje często zabytkowych kamienic.
Krok w dobrą stronę
Łódź robi co może, żeby nie zmienić się w miasto ruin. W ciągu czterech ostatnich lat wyremontowano gruntownie ponad 70 kamienic. Kosztowało to ponad 200 mln.
- Robimy krok w dobrą stronę. Ze zdewastowanych ruin tworzymy eleganckie obiekty, w których każdy chciałby zamieszkać - mówi Obijalski.
Do 2022 roku ma zostać odnowiona znaczna część centrum. Za ponad 2 mld złotych remontu doczekają się nie tylko budynki, ale też powstaną nowe chodniki, skwery i parkingi piętrowe. Większość tej kwoty ma wyłożyć Unia Europejska.
Tak zmienia się Łódź - efekty programu Mia100 kamienic:
- Trzeba przyznać, że potrzeby są nieograniczone. Jeżeli byśmy mieli 5 mld, to też nie była by to zbyt duża kwota - kwituje urzędnik.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/i / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź